Recenzja filmu

Rust and Bone (2012)
Jacques Audiard
Marion Cotillard
Matthias Schoenaerts

Jesteśmy chorzy

Jacques Audiardstworzył piękny film o ludziach - wolnych, ale uwięzionych, gorzko-słodkich oraz przede wszystkim zagubionych, a w finale szczęśliwie odnalezionych - w sobie samych. W cenie są tu
Jacques Audiardstworzył piękny film o ludziach - wolnych, ale uwięzionych, gorzko-słodkich oraz przede wszystkim zagubionych, a w finale szczęśliwie odnalezionych - w sobie samych. W cenie są tu wartości, do których dąży każdy przeciętnie stęskniony głębokiego oddechu człowiek, a pisząc to mam na myśli m. in. te najdotkliwsze zrozumienie osoby, przy której jest nam nieopisanie dobrze i dorzuciłbym też termin 'komfortowo'. Te małe katharsis, które może się tu wytwarzać wynikać będzie zapewne z dotychczasowej niewoli umysłu na pewne mniej lub bardziej ważne aspekty. "Rust and Bone" daje nam taki przywilej, aby w pełni uciec i przemyśleć je przynajmniej na pewien czas. Film jest próbą rozliczenia z przykrym losem, z niemocą, w pewnej mierze ze świadomością własnych ułomności i powtarzających się błędów. Padają tu bardzo ważne słowa z ust jednego z głównych bohaterów, który z lekką frustracją, ale pewnością rzuca "Jestem wolny". Inna sprawa, że te słowa mają wielką moc, ale istotna jest tu myślę odwaga i niewiarygodna świadomość do ich wypowiedzenia. To sprawia, że w moment jesteśmy w stanie mu uwierzyć. O jaką wolność chodzi? Na to pytanie i pozostałe z kategorii egzystencjalno-uczuciowo-społecznych reżyser daje odpowiedzi. To, czy przyjmiemy je w takiej formie, pozostawia nam. I całe szczęście, bo to również nasz problem.

Twórca głośnego "Proroka" w swoim najnowszym i subtelnie zrealizowanym filmie chce, abyśmy przyjrzeli się dramatom ludzi, dla których los nie był, nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie dość łaskawy.Stéphanie(Marion Cotillard) wydaje się opanowaną kobietą, którą determinuje praca pełna pasji. Ten obraz szybko znika, gdy zagłębimy kadry, jakie serwuje namStéphane Fontaine(znany już ze współpracy z tutejszym reżyserem) – pełna bólu i smutku twarz przetacza się przez ekran w zaledwie kilka sekund. Precyzyjne ujęcia stanowią o rozterkach głównej bohaterki, które z upływem filmu będą ewoluowały. Jaki więc ich powód? Otóż Stephanie spotyka nieszczęście, którego wynikiem jest kalectwo. Od tej pory będzie w centrum zainteresowania, ale przyjdzie jej grać najgorszą z możliwych ról – rolę ofiary. To dla niej potrójny cios. Oceanarium idzie w odstawkę, a do tego wszystkiego dochodzi niechciane współczucie, ale i upokorzenie, które mocno się uwydatnia. Wymowna scena w szpitalu dobitnie ukazuje brak zgody naszej głównej bohaterki i niechęć pogodzenia się z zaistniałą sytuacją.

Na ukojenie tej trwającejbeznadziei najlepszy okazuje się Ali(Matthias Schoenaerts), który już w początkowych minutach seansu okazuje się pomocny jako etatowy bramkarz dyskotekowy. To dzięki niemuStéphanie uświadamia sobie, że wypadkiem nie będzie obarczała orki z oceanarium, a raczej pech czy zły los (podobnie jak w "Ognistym Rodeo", gdzie jeden z bohaterów ulega fatalnemu wypadkowi z bykiem w roli głównej). Kreacja Aliego dla niektórych będzie zestawieniem cech prymitywizmu i ckliwości, dla innych zaś alegorią upadku, mizerności czy wręcz kruchości i ostatecznie zagubienia. Może właśnie tym urzekł główną bohaterkę, która przez jego pasywność i wycofanie poczuła, że on jedyny uznaje ją wciąż za silną. Jesteś kaleką, ale jesteś człowiekiem – tak postrzega ją jej przyjaciel, a z czasem ktoś więcej. Musi jednak minąć sporo czasu, zanim on zaczyna rozumieć swoje uczucia do niej – wie też, że jest jedyną osobą, której ufa. Nie zakochują się w sobie – są ze sobą i to dla nich wyższa siła, gdyż namiętność jest im zbędna, bo została chcąc nie chcąc zastąpiona mocną świadomością własnych trudności. W ich relacji szczęście wynika z nieszczęścia, które ich połączyło, a trwa tak jak i oni, czyli niedoskonale.

Reżyser pyta nas, dlaczego ludzie ukrywają swoje emocje tak głęboko, dlaczego, aby zrozumieć siebie, nie możemy słuchać tylko siebie samych. Syn Aliego – Sam (Armand Verdure) – to niewinny, zagubiony i nieco zaniedbany chłopiec, który swoją obecnością przypomina, że trzeba zajrzeń w głąb siebie, bo tam tak naprawdę są odpowiedzi na to, co nas spotyka, boli, dziwi, a z czego z początku nie zdajemy sobie sprawy.

Obsadzając w głównych rolach dwóch niezwykłych aktorów, jakimi sąMatthias SchoenaertsiMarion Cotillard, reżyser dokonał trafnej decyzji, bo oddali oni subtelność i klimat tej filmowej adaptacji. Dziwi fakt, że odtwórczyni głównej roli w tym dramacie nie otrzymała nominacji do Oscara (a może to i lepiej...?), ale na szczęście zostało to wynagrodzone w postaci irlandzkiej nagrody IFTA. Soundtrack wzrusza i bawi – jest ceniony Alexandre Desplat, popularna ostatnio Lykke Li, jak również Bon Iver, który pięknie dopełnia obrazdźwiękiemi słowem podobnie jak pozostała część utworów.

Najbardziej jednak nieokiełznany wydaje się tytuł filmu "Rust and Bone". Czy rdza oznaczać ma stagnację i bolesną, acz niespodziewaną zmianą? Czy kość to symbol niepewności, niestałości gruntu pod stopami, a zarazem zaburzenia bezpieczeństwa? A może to główni bohaterowie – ich środowisko i przemiana? Tego nie wiadomo, ale jeśli zakładając, że zdrowy znaczy stabilny, wówczas nikt z nas nie jest zdrowy. Jesteśmy chorzy.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W filmie Jacques'a Audiarda "Rust and Bone" ("Rdza i kość"), którego akcja w większości toczy się na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones