Recenzja filmu

Czas wojny (2011)
Steven Spielberg
Jeremy Irvine
Peter Mullan

Końska dawka wątpliwej przygody

Dramat wojenny - prawda, że to brzmi dumnie i podniośle? Na pewno dużo lepiej niż jakieś tam dziecinne i plebejskie "kino rozrywkowe". Jeśli wierzyć dystrybutorom i twórcom "Czasu wojny", ich
Dramat wojenny - prawda, że to brzmi dumnie i podniośle? Na pewno dużo lepiej niż jakieś tam dziecinne i plebejskie "kino rozrywkowe". Jeśli wierzyć dystrybutorom i twórcom "Czasu wojny", ich film można spokojnie położyć na półce opatrzonej tytułem tego pierwszego gatunku. Wojna jest? Jest, i to nie byle jaka, bo I wojna światowa. Batalistyczne sceny są? No ba, od huków, wystrzałów i eksplozji czujemy się niby żywcem przerzuceni do niemieckiego lub brytyjskiego okopu. Dramat? A jakże! Jak to na wojnie, obserwujemy ich bardzo wiele i łezka się pewnie w oku zakręci niejednemu widzowi. A że głównym bohaterem jest koń? Cóż, historia już parokrotnie pokazała, że jedno zwierzę potrafi nabroić więcej niż cała armia ludzi. Skąd więc początkowa wzmianka o kinie rozrywkowym? Przecież teoretycznie "Czas wojny" to - wypisz, wymaluj - sztandarowy przykład kina wojennego.

Tyle że już od pierwszej sceny coś nam się nie zgadza. Dlaczego starszy poczciwina, rolnik będący na skraju bankructwa, decyduje się na zakup młodego wyścigowego rumaka? I jak to się dzieje, że ta biedna klacz robi furorę wśród całej wiejskiej społeczności, zwyciężając w igrzyskach na oranie pola (zero ironii z mojej strony - filmowa scena szykowania ugoru pod uprawę rzepaku naprawdę została podniesiona przez twórców do rangi epokowego wydarzenia, sławiącego odwagę, upór i niezłomność charakteru)? Podobnych niedorzeczności i naciąganych momentów jest w tym filmie cała masa. A wszystko toczy się wokół powielanego już wielokrotnie schematu, który doskonale charakteryzuje hollywoodzki przemysł rozrywkowy. Znacie to? Bohater i jego rumak trafiają na wojnę, gdzie przechodzą przez istne piekło. Wykazują się hartem ducha i ogromną odwagą, choć nieraz ocierają się o śmierć. Wreszcie nadchodzi moment krytyczny - wojna wyciąga po nich swoje szpony, koniec jest bliski i wydaje się, że nie ma ratunku. Ale nie takie trudności nasi współcześni bajkopisarze zza oceanu już pokonywali. Troszkę szczęścia, odrobina przypadku i potęga wzajemnego uczucia (cały czas mówimy o bezgranicznej miłości konia i jeźdźca, jakkolwiek platonicznie by to brzmiało) i nasi bohaterowie wreszcie są razem! Pośród ochów i achów wzruszonej publiki, w promieniach zachodzącego słońca, dwóch starych kompanów powraca do rodzinnego domu. Po niemal trzech godzinach katorgi i dramatycznych zmagań zasłużyli na happy end. Widzowie po prawie trzech godzinach banału, cukierkowych uniesień i sztucznych emocji zasłużyli na coś więcej.

Z drugiej strony - pewnie znowu za bardzo się czepiam. Steven Spielberg to wszak specjalista od kina rozrywkowego i wie najlepiej, czego oczekuje publika. I zrobił film dla dzisiejszej publiki skrojony idealnie. Wojna, przemoc, śmierć, emocje, przyjaźń, miłość, humor, łzy, wzruszenie - czego tu nie ma... Ano właśnie, nie ma niczego, czego byśmy już nie widzieli. Kolejna patetyczna i nijaka bajeczka opakowana w ładną scenografię i dźwięczną muzykę. Tym, którzy do kina chodzą tylko dla rozrywki, polecam, bo opowiastka jest chwytliwa i nudzić się zapewne nie będziecie. Tym wszystkim, którym kino wojenne wciąż bardziej kojarzy się ze "Ścieżkami chwały" niż "Szeregowcem Ryanem", polecam, ale omijać "Czas wojny" z daleka.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Konie mają w sobie magię. To piękne, silne, majestatyczne zwierzęta, których urodę podziwia nie tylko... czytaj więcej
Steven Spielberg znany jest głównie, jako wybitny twórca filmów sci-fi, przygodowych i dramatów... czytaj więcej
Gdy Spielberg wchodził na scenę ze swoim pierwszym dużym filmem, miał 28 lat. Dziś posiada już... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones