Recenzja wyd. DVD filmu

Dr House (2004)
Keith Gordon
Deran Sarafian
Hugh Laurie
Robert Sean Leonard

Kochamy amerykańskie seriale!

Cała Polska oszalała. Ba, cały świat oszalał! Niby nic, świat staje na głowie i zmienia swój dotychczasowy rytm średnio 15 razy w roku. Kto by się więc tym przejmował? Powagi i niezwykłości
Cała Polska oszalała. Ba, cały świat oszalał! Niby nic, świat staje na głowie i zmienia swój dotychczasowy rytm średnio 15 razy w roku. Kto by się więc tym przejmował? Powagi i niezwykłości sytuacji nie dodaje też fakt, że świat kompletnie zafiksował na punkcie jakiegoś serialu. Nie, nowością jest to, że ja zafiksowałam razem z nim. Fazę na konkretny serial przeżywałam nie raz i nie dwa. Było więc dzikie i wczesnoszkolne szaleństwo spowodowane Lynchowskim "Miasteczkiem Twin Peaks" (co zresztą zostało mi do dzisiaj), megafascynacja losami "Zagubionych", tym razem mniej intensywna, bo już w trakcie drugiego sezonu emocje znacznie opadły i zainteresowanie nieodwracalnie wygasło. Zdarzyło się także kompletnie irracjonalne spędzanie godzin na oglądaniu "Skazanego na śmierć". Tak, do tej pory jest mi wstyd. Jednak ciekawość spowodowana którymkolwiek z wyżej wymienionych (albo i tych, których wymienianie byłoby naprawdę żenujące) seriali nijak nie umywała się do fascynacji "Dr. Housem". Najdziwniejsze jest chyba to, że sama w żaden sposób nie mogę wyjaśnić, w jaki sposób z kompletnej ignorantki (phi, kolejny marny serialik bazujący na popularności "Chirurgów") ewoluowałam w fankę, oglądającą 3-4 odcinki dziennie (ludzie, to jest genialne!). Zadziwia mnie też fakt, że nie zrezygnowałam po zobaczeniu kilku pierwszych epizodów, które, jeśli mam być szczera, trochę mnie nudziły. Taka dziwna hybryda "CSI" i "Chirurgów" o wyjątkowo sztampowej fabule. Nic bardziej mylnego. Owszem, zdarzają się odcinki (z perspektywy widza, który zobaczył zaledwie 30% wszystkich epizodów; rany, jestem bardziej do tyłu niż TVP2!) nużące. Niektóre wątki główne byłyby wręcz nie do zniesienia, gdyby nie przeplatały ich dygresje na temat osobistego życia Wielkiego Grega House'a. Mimo to wszystko ogląda się jednym tchem. Nie jestem pewna, czy to zasługa genialnego, na razie ciągle anonimowego dla mnie, scenarzysty i jego znakomitych pomysłów na cięte dialogi (zazdroszczę cwaniakowi lekkości pióra, no zazdroszczę!), czy może sposobu, jak świetnie odtworzono tutaj role męskie (ludzie, co za dyskryminacja). Ciągle jestem jeszcze na etapie doceniania Cameron i Cuddy. Serial, jak i wszystkie inne współczesne wysokobudżetowe produkcje, zrealizowany jest nienagannie. Pominę wszystkie kluczowe punkty niezbędne do stworzenia recenzji (oryginalna gra świateł, zabawa kamerzysty, zdumiewająca gra przystojnych aktorów), na których się nie znam i skupię się na tym, co mnie najbardziej urzekło - soundtrack. Nigdy bym nie podejrzewała, że zainteresuje mnie po raz kolejny ścieżka dźwiękowa do jakiegokolwiek serialu (miano zaszczytnego numeru jeden zdobywa bezapelacyjnie wspominane wyżej "Twin Peaks", chyba nikogo specjalnie to nie dziwi). "Dr House", nie da się ukryć, budzi zachwyty wszędzie, gdzie się pojawia. Tworzy się coraz to nowsze odcinki, są nagrody, piszczą fani (a raczej fanki) , powstają nawet blogi tematyczne, a w internetowych avatarach prym wiedzie już nie Wentworth Miller, ale Hugh Laurie. Zazwyczaj trzymałam się od takich atrakcji z daleka. Ale co mi tam! Raz mogę dać się porwać modzie. Świat przecież nie kończy się na starych filmach.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dupek, seksista, rasistowski mizantrop, tyran, geniusz. Samolubny drań nieliczący się z uczuciami... czytaj więcej
Seriali medycznych było już wiele. Są wśród nich komedie, dramaty, opery mydlane. Lekarze, obok... czytaj więcej
Filmy i seriale kryminalno-detektywistyczne cieszą się niesłabnącym powodzeniem od zarania kinematografii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones