Recenzja filmu

Galerianki (2009)
Katarzyna Rosłaniec
Anna Karczmarczyk
Dagmara Krasowska

Komercyjny film o komercyjnym świecie

Była etiuda filmowa, praca dyplomowa, na naszych oczach staje się właśnie przebojem kinowym, którym debiutantka Katarzyna Rosłaniec zyskuje sobie rozgłos, jak Polska długa i szeroka. Historia
Była etiuda filmowa, praca dyplomowa, na naszych oczach staje się właśnie przebojem kinowym, którym debiutantka Katarzyna Rosłaniec zyskuje sobie rozgłos, jak Polska długa i szeroka. Historia porusza, to prawda. Cztery dziewczynki. Trzy niegrzeczne i grzeszne, jedna - na razie (!) - święta (w tych rolach aktorki - również debiutantki: Anna Karczmarczyk, Dagmara Krasowska, Dominika Gwit i Magdalena Ciurzyńska). I o tej ostatniej panny szybkiej przemianie jest właśnie cały film. Mnóstwo już było filmów poruszających wątek "zło kontra niewinna młodzież". I tutaj, jak bywa przecież najczęściej, wygrywa ostatecznie wąż-kusiciel (zupełnie podobnie, jak w tamtej historii biblijnej, tutaj również jabłko dostarcza dłoń niewieścia). Opowiadana tu fabuła jest wręcz rozbrajająco prosta. Ale wiecie, co rozbraja najbardziej? A no to, że film "Galerianki" wygląda dokładnie tak, jakby został zrobiony przez nieletnią galeriankę, która chce się pochwalić koleżankom, zareklamować przyszłym klientom i jeszcze na tym zarobić górę szmalu. Taka po prostu pełnometrażowa reklamówka, lepsza niż telewizyjna i wręcz z podpisem Ministra Kultury, który wcale nie ostrzega. To film, który bezrefleksyjnie pokazuje pusty świat początkujących kurtyzan współczesnych czasów. Jest prymitywny, banalny i tendencyjny aż do bólu. Brak w nim refleksji nad zjawiskiem, brak wskazania źródeł problemu i możliwych alternatyw dla życia minispódniczek na obcasach z galerii handlowych. Brak jakiegoś szerszego kontekstu. A dlaczego tak jest? Bo kolejny raz w polskim kinie chodzi głównie o dużą kasę małym kosztem (zarówno finansowym, jak i jeśli idzie o włożoną pracę). Trzy lata minęły od nakręcenia etiudy i prawdopodobnie w kasie pani Rosłaniec zrobiło się pusto. Nie mamy na nowe perfumy od Madame Superspraj, więc co robimy? Kręcimy pełnometrażowego gniota na podstawie krótkometrażowego gniota. Bo co z tego, że film jest słaby (słaby scenariusz plus słaba reżyseria Katarzyny Rosłaniec, słabe zdjęcia Witolda Stoka, słabe aktorki-debiutantki i słaba muzyka O.S.T.R.)?! I tak się sprzeda, bo temat chwytliwy! Tylko ja się pytam - po co? Jaka w tym wartość artystyczna? Czy film coś zmieni? Obawiam się, że istotnie zmieni - galerianki nie będą dwie na szkołę, jak skrupulatnie ktoś gdzieś tam sobie wyśnił w swojej głowie, ale będzie ich pół szkoły. Bo w filmie pani R. pokazana została cudownie prosta i jednocześnie jakże przyjemna droga na przerwanie monotonii życia, na zarobienie grubszej kaski i zdobycie doświadczenia/praktyki pod przyszły fach. Fach pań do "towarzystwa". A ja od tego towarzystwa trzymam się jak najdalej. Sorry, nie kupuję tego!
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kasi Rosłaniec zarzuca się efekciarstwo i brak empatii. Nikt chyba nie zaprzeczy, że "Galerianki" są... czytaj więcej
Katarzyna Rosłaniec w 2006 roku na potrzeby swojej pracy dyplomowej stworzyła etiudę filmową, pt.... czytaj więcej
Kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi "Galerianek", w mediach zawrzało. Z miejsca ogłoszono film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones