Recenzja filmu

Grindhouse: Planet Terror (2007)
Robert Rodriguez
Rose McGowan
Freddy Rodríguez

Martwica mózgu widza...

Wspólny projekt  Tarantino i  Rodrigueza. Wspólna fascynacja i tęsknota za filmami klasy B z dawnych lat zrodziła tą ową myśl. Tak postał "Grindhouse", mający być pastiszem. W wydaniu 
Wspólny projekt  Tarantino Rodrigueza. Wspólna fascynacja i tęsknota za filmami klasy B z dawnych lat zrodziła tą ową myśl. Tak postał "Grindhouse", mający być pastiszem. W wydaniu  Tarantino zamiar się udał: jego operowanie bezsensem dało świetny efekt w postacie " Death Proof". Jednak część  Rodrigueza, omawiany tu " Planet Terror", to zupełnie inna bajka... Na początku recenzji autor powinien w miarę dokładnie, bez zbytniego zdradzanie fabuły, napisać o co chodzi w filmie. Czas i miejsce akcji, opis bohaterów, itd. W wypadku tego filmu jest to wybitnie trudne, ponieważ ten film fabuły jako takiej nie posiada. Oczywiście, o coś tam chodzi, ale ja po seansie za cholerę nie potrafię znaleźć w tym wszystkim sensu... Ok, szybki rzut oka do ulotki promujący film i już wiem: dwóch bohaterów broni miasteczka przed najazdem zombie. Hmm... To by się nawet zgadzało. Jest tam coś jeszcze o katastrofie ekologicznej, w wyniku której powstają owe zombie. To w sumie też jest w filmie... Reasumując - W tajnej bazie wojskowej następuje katastrofa ekologiczna, w wyniku której powstają hordy zombie, które atakuje miasteczko... Hmm... Nie wiem, jak wam, ale mi to przypomina plagiat plagiatu który też był plagiatem... Jednak idąc na ten film wiedziałem o tym, pogodziłem się z tym i nawet to bez problemu strawiłem. Nie powiem, oglądanie odstresowującej rozwałki na ekranie było nawet całkiem przyjemne. Tak przyjemne, że z pewną dozą "dobrej woli" dałoby się zapomnieć o filmie i zasnąć... Robert  robiąc ten film najzwyczajniej w świecie przesadził: czego tu niema - tłumy zombie, głupoty, tandety, kiczu, żenady. Tak, ten film taki właśnie miał być. Jednak co za dużo to niezdrowo - od przepychu może głowa rozboleć. I faktycznie, po filmie miałem gorączkę... W wypadku tego filmu zaobserwować można efekt domina - jeden atut filmu zawodzi, zawodzi kolejny. Przykład: skoro zawodzi konwencja filmu, czyli pastisz, powinno to chociaż jakoś wyglądać. Jednak te tony mięcha, które wybuchają, rozpryskują i zalegają na ekranie, wyglądają po prostu plastikowo, że aż żal... I wszystko przez tą konwencję! Całość miała przypominać budżetówkę, a jednak podczas oglądanie ma się wrażenie, że to JEST budżetówka. I to wcale nie jest z mojej strony pochwała... Jakby mnie specjaliści od marketingu nie czarowali, ja nie widzę żadnego specjalnego powodu by ten film zobaczyć jeszcze raz. Ten film nie oferuje niczego, czego bym już nie widział w kinie. Nawet efekty są na poziomie filmów sprzed 50 lat. Dla samego efektu "startej taśmy" wolę już obejrzeć " Death Proof"... Ewentualnie obejrzeć coś na VHS... Podsumowując - lubisz tego typu kino? Obejrzyj. Nie cierpisz ton głupoty i cenisz swój czas? Wybierz coś innego...
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na ten film wszyscy fani duetu Tarantino-Rodriguez czekali z niecierpliwością. Niecierpliwością tym... czytaj więcej
To jest festiwal ulubionych chwytów Rodrigueza i tylko jego najwierniejsi fani nie będą zszokowani. Całą... czytaj więcej
Robert Rodriguez i Quentin Tarantino to panowie, których nazwisko zna chyba każdy z nas. Słyną z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones