Recenzja filmu

Hel (2015)
Katarzyna Priwieziencew
Paweł Tarasiewicz
Philip Lenkowsky
Marcin Kowalczyk

Miasteczko Hel

Mimo wątku kryminalnego i aury niepokoju "Hel" Priwieziencew i Tarasiewicza ma w sobie lekkość i dawkę humoru. A ziarnistość obrazu uzyskana dzięki kręceniu filmu na taśmie czyni to lynchowskie
Małe miasteczka na końcu świata mają to do siebie, że prędzej czy później stają się scenerią bardziej lub mniej krwawego horroru. Już samo życie w takim miejscu to koszmar, a gdy tylko porządek garstki nieszczęśników zakłóci obce ciało – tragedii nic już nie powstrzyma. Z tego niezawodnego kinowego schematu korzystają twórcy polskiego "Helu", i wywracają go do góry nogami. W tym odciętym od świata miejscu nic nie jest oczywiste.  

Trwa środek pozasezonu na Helu. Jest zimno, szaro i wietrznie. Do miasteczka przyjeżdża tajemniczy mężczyzna – Jack, scenarzysta, Amerykanin. Tej samej nocy dochodzi do morderstwa – ginie młoda dziewczyna, a dwoje towarzyszących jej przyjaciół znika bez śladu. W sprawę zamieszany jest Kail zarabiający na testowaniu prawdomówności turystów za pomocą wykrywacza kłamstw i tancerka erotyczna, której zależy na rozwiązaniu zagadki. Jest jeszcze prostytutka Esma, stary bar, biała skórzana kurtka, przyczepy campingowe i morze.

W pierwszych scenach dowiadujemy się, że film zainspirowała historia, która miała miejsce w 1991 roku. Ale – jak się okazuje z biegiem wydarzeń – nie o prawdę w "Helu" chodzi. Debiutujący Katarzyna Priwieziencew i Paweł Tarasiewicz grają z oczekiwaniami widza i jego przyzwyczajeniem do jednoznacznych rozwiązań. Przewodnim tematem ich filmu jest prawda i fałsz oraz to, co je od siebie odróżnia. Zamiast odpowiedzi dostajemy więc coraz więcej pytań. I zostajemy z nimi aż do końca seansu. Priwieziencew i Tarasiewicz sporo zaryzykowali, pozostawiając tyle niewiadomych. A czy im się to opłaci, zdecydują widzowie.

Brak odpowiedzi i mieszanie prawdy z fikcją zbliża "Hel" do filmów Davida Lyncha. Wiele tu zresztą ulubionych motywów reżysera z nawiązaniami do "Miasteczka Twin Peaks" i "Zagubionej autostrady" na czele. Filmowy Hel Priwieziencew i Tarasiewicza to miejsce całkowicie odrealnione. Istnieje nie wiadomo gdzie, a może nigdzie. Momentami – za sprawą pojawiających się w filmie czerwonych neonów – przypomina piekło. Tajemniczy Jack z kolei raz wygląda jak miotający się grzesznik, a innym razem jak sam szatan.

Grający rolę Amerykanina Philip Lenkowsky to zresztą najbardziej charyzmatyczna i niejednoznaczna postać w filmie. Grywający drugoplanowe role u największych hollywoodzkich reżyserów aktor zadbał, by jego bohater od początku intrygował widzów i budził na zmianę sympatię, strach i odrazę. Za jego sprawą "Hel" nabiera jeszcze jednego wymiaru – to po części opowieść o starzejącym się człowieku, który najlepsze lata życia ma już dawno za sobą. W tej historii – uwaga spoiler! – nie będzie happy endu.

Mimo wątku kryminalnego i aury niepokoju "Hel" Priwieziencew i Tarasiewicza ma w sobie lekkość i dawkę humoru. A ziarnistość obrazu uzyskana dzięki kręceniu filmu na taśmie czyni to lynchowskie miasteczko jeszcze bardziej niezwykłym. Założę się, że na takim Helu jeszcze nie byliście.
1 10
Moja ocena:
7
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones