Recenzja filmu

Misiek w Nowym Jorku (2016)
Trevor Wall
Dariusz Błażejewski
Rob Schneider
Heather Graham

Misja: Arktyka

W pierwszej kolejności muszę wytłumaczyć, że polski tytuł animacji Trevora Walla może być mylący, i to z dwóch powodów. Przywołuje skojarzenia z takimi filmami, jak "Herkules w Nowym Jorku",
Mam dwie wiadomości dla osób chcących się wybrać na "Miśka w Nowym Jorku", tradycyjnie: dobrą i złą. Dobra jest taka, że film został stworzony z myślą o dzieciakach – są w nim miłe zwierzęta, dyskotekowe hity, tańce, wygibasy, wrzaski i bąki. Zła – że widzów, którzy mają więcej niż sześć lat, te atrakcje mogą przyprawić o ból głowy. 



Trzeba przyznać, że twórcy "Miśka w Nowym Jorku" zamiary mieli dobre – przesłanie bajki brzmi: ludzie nie powinni zasiedlać Arktyki. Do tej mądrości przekonuje widzów sam niedźwiedź polarny, który postanawia osobiście pokrzyżować plany pazernym deweloperom chcącym wybudować luksusowe domy na arktycznych lodach. Tak się składa, że misiek, o którym mowa, ma rzadko spotykany dar porozumiewania się ludzkim językiem i w ogóle jakoś tak wie zadziwiająco dużo o ludzkich rzeczach. Z taką mocą wyrusza do Nowego Jorku, by wytłumaczyć Amerykanom, że on wcale ich u siebie nie chce. Ale robi to w sposób nudny i mało interesujący. 

W pierwszej kolejności muszę wytłumaczyć, że polski tytuł animacji Trevora Walla może być mylący, i to z dwóch powodów. Przywołuje skojarzenia z takimi filmami, jak "Herkules w Nowym Jorku", "Żandarm w Nowym Jorku" czy "Książę w Nowym Jorku", ale nijak ma się do podobnych komedii omyłek. Twórcy nie wykorzystują zderzenia dwóch różnych światów do opowiedzenia w zabawny sposób o tym, jak łatwo pogubić się w osiągnięciach cywilizacyjnych. Po chwilowym przerażeniu na widok pędzących samochodów Misiek prędko odnajduje się w ludzkim świecie; potrafi na przykład obsłużyć komputer i wie, na czym polegają obowiązki inwestora. Komediowych akcentów jest zresztą w "Miśku" niewiele, nie licząc kilkudziesięciu bąków, przygniatania lemingów i sikania do wody. Polski tytuł prowadzi na manowce też dlatego, że Nowy Jork nie odgrywa w bajce Walla znaczącej roli (to mogłoby być każde inne miasto w każdym innym miejscu na ziemi), a misiek przenosi się do niego z Arktyki mniej więcej w połowie fabuły – akurat wtedy, gdy zaczynają pojawiać się wątpliwości, czy to na pewno na tego "Miśka" poszliśmy.  



Nieciekawa fabuła i niewyszukane żarty to jednak wciąż nie to, co sprawi, że dla starszych widzów seans może się okazać zbyt dużym wyzwaniem. Uwagę od chwalebnego przesłania najbardziej odwraca wrzaskliwy dubbing – postaci w polskiej wersji językowej wykrzykują swoje kwestie nawet wtedy, gdy nie mają do powiedzenia nic istotnego. Na próbę cierpliwości wystawiają też obecne w bajce tańce i piosenki – misiek lubi sobie potwerkować do hałaśliwych dyskotekowych hitów. Jeśli takie szczegóły wcale Was nie zniechęcają, seans "Miśka w Nowym Jorku" może okazać się nawet udany. Takie rzeczy przecież się zdarzają. 
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?