Recenzja filmu

Pierwszy raz (2009)
Barbara Topsøe-Rothenborg
Scout Taylor-Compton
Devon Werkheiser

Nie pierwszy to już raz

Komedia o "pierwszym kroku w chmurach" jankeskich gówniarzy nie ma w sobie ani czaru, ani nawet powiewu słodkiej naiwności – ot, kolejny filmik sprokurowany po to, by zarobić na znudzonych
Wybierając się do kina na hormonalno-inicjacyjną młodzieżową komedię, nie mamy prawa oczekiwać inteligentnej fabuły, narracyjnej świeżości, wybitnego aktorstwa ani reżyserskiego błysku. Co bardziej naiwni mogą jedynie liczyć na niewymagającą historię, parę dobrych dowcipów i opowiastkę tyleż głupawą, co uroczą. W przypadku młodzieżowych komedii wszelkie nadzieje żywimy jednak na własną odpowiedzialność. Tym trudniej o wystarczająco surową ocenę "Pierwszego razu", romantycznej komedii dla młodych umysłów, których estetyczne horyzonty rozpięte są pomiędzy "Hanną Montaną" i "American Pie". Wytykanie filmowi Barbary Topsøe-Rothenborg niekonsekwencji, naiwności i schematyzmu jest równie niepotrzebne, co naigrywanie się z głupich odpowiedzi uczestniczek konkursu piękności albo szydzenie z niezdarności piłkarzy rodzimej ekstraklasy. Niby mamy powód, by być rozczarowanym, ale przecież nie powinniśmy byli liczyć na nic więcej.
 
Barbara Topsøe-Rothenborg spełnia bowiem wszystkie oczekiwania fanów gatunku, nie dodając od siebie absolutnie niczego. Jej film w całości zbudowany jest ze zgranych klisz i schematów zarżniętych w tysiącach młodzieżowych filmideł. Mamy więc licealnego świeżaka (Devon Werkheiser), który trzeciego dnia szkoły zakochuje się w starszej i (według niego oraz miejscowej opinii publicznej) pięknej dziewczynie (Scout Taylor-Compton). On ma grzywkę w stylu Justina Biebera i notoryczną czkawkę, ona zaś – napakowanego chłopaka (Ken Luckey), który do szkoły przybywa sportowym kabrioletem i spełnia wszelkie powinności licealnego samca alfa. Wydawać by się mogło, że to wszystko, czego potrzeba do stworzenia komedii dla nastolatków. Reżyserka "Pierwszego razu" dba jednak i o drugi plan, na którym także umieszcza wszystkie postaci z licealnych komedii dell'arte. W zestawie otrzymujemy zatem koleżankę-tipsiarę spełniającą rolę doradczyni Anyi, dwóch pociesznych kujonów wspierających swego szkolnego druha, cwanych młodszych braci feralnej pary oraz jowialnego ojca dziewczyny (Ray Wise, niezapomniany Leland Palmer z "Miasteczka Twin Peaks"). Te licealno-komediowe puzzle wprawdzie układają się samodzielnie, ale jak to bywa z rzeczami niewymagającymi wysiłku – satysfakcja z oglądania ukończonego dzieła jest mniej więcej żadna.

W "Pierwszym razie" brakuje bowiem jakiegokolwiek powiewu świeżości, iskry, naturalnego blasku, który ożywia czasem wcale nie dużo bardziej oryginalne fabuły. Jeśli więc ktoś oczekuje kolejnego "Adventureland" Grega Mottoli, uroczego i bezpretensjonalnego filmu inicjacyjnego, może odpuścić sobie duńsko-amerykański obrazek. Komedia o "pierwszym kroku w chmurach" jankeskich gówniarzy nie ma w sobie ani czaru, ani nawet powiewu słodkiej naiwności – ot, kolejny filmik sprokurowany po to, by zarobić na znudzonych wakacjami uczniakach. Tyleż cyniczny, co żałośnie nieudolny.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones