Recenzja filmu

Faraon (1965)
Jerzy Kawalerowicz
Jerzy Zelnik
Wiesława Mazurkiewicz

Niedoceniony Kawalerowicz - "o mało co Oscar", czyli Faraon

Wielką niesprawiedliwością skończyła się nominacja do Oscara arcydzieła Kawalerowicza w 1966 roku. Jego "Faraon" (1965) najzupełniej zasłużenie powinien był statuetkę zgarnąć. Od premiery minęło
Wielką niesprawiedliwością skończyła się nominacja do Oscara arcydzieła Kawalerowicza w 1966 roku. Jego "Faraon" (1965) najzupełniej zasłużenie powinien był statuetkę zgarnąć. Od premiery minęło już ponad 40 lat, a film wciąż wzrusza, cieszy oczy (kreacją Krystyny Mikołajewskiej, przypadkowo spotkanej przez Zelnika w czasie wyprawy wojennej) i uszy (na orientalną modłę po polsku wykonywane śpiewy pochwalne na cześć króla bądź żałobne na cześć ojca tytułowego bohatera). Kawalerowicz mimo nakładu stosunkowo niewielkich środków stworzył film z wielkim rozmachem, rzeszą statystów, niczym nieograniczonym wręcz planem pełnym złotego kruszcu, gdzie wśród prażącego, dzięki bogowi Ra, Słońcu (nota bene w scenie buntu chłopów wykorzystano fakt rzeczywistego zaćmienia) oglądamy działania ucharakteryzowanych na Mulatów aktorów. Zbliżenia i półzbliżenia oddają w pełni troski i lęki malujące się na twarzy głównego bohatera, pełne powagi rysuje się oblicze kapłana Herhora (w tej roli Piotr Pawłowski), przejaskrawione są natomiast postaci skąpego kupca czy bogobojnej królowej Nikotris, od pierwszej z kolei sceny z Ramzesem XII ujrzymy jego chorobliwie blady wizerunek zwiastujący rychłą śmierć; w rzeczywistości ekranowej jednakże wiele jeszcze się wydarzy, nim nastąpi ów moment. Znakomicie wykreowano ponadto ponure wnętrza świątyń (w tym labiryntu mieszczącego zapasy złota Egiptu - tu sterty pokryte tandetnym złotym papierem prezentują się już nędznie) oraz odkryto przed widzem zagadki ich tajemniczości budzącej przed wiekami grozę w potencjalnych intruzach. Film, z gatunku historyczny, wiarygodnym źródłem ani pomocą "nauczycielki życia" w dużej mierze nie jest, za co winą w pewnym aspekcie należy obciążyć Aleksandra Głowackiego (tj. Prusa), który ostatniego Ramesydę mylnie wiązał z Ramzesem XIII, a nie XI, po którego śmierci około roku 1080 p.n.e. państwo rozpadło się na dwie części. Ekranizacja natomiast realistycznie oddaje pierwowzór, co uczniowie omawiający lekturę mają za pozytyw. Dzięki wartkiej akcji oraz wyprzedzającym epokę umieszczeniem jednego z obowiązkowych elementów dzisiejszej komercyjnej kinematografii zachodniej - ryzykownie jak na owe czasy pokazanej nagości (np. prowokująca rola Barbary Brylskiej jako kapłanki (?!) fenickiej "Kamy") ekranizacja wciąż w opinii młodzieży uważana jest za ciekawą. Wielowątkowość "Faraona" zapewnia nam elementy filmu wojennego, romansu, społecznej intrygi, wreszcie zbrodni. Wytrawne oko kinomana dostrzeże również "aspekcik" komiczny - próba oszukania faraona przez fenickiego kupca oferującego mu pożyczkę. Pozycja - powiedziałbym - obowiązkowa dla każdego odbiorcy, który potrafiąc patrzeć przez perspektywę owych "40" lat, które minęły od jej wejścia na ekrany, dostrzeże tu wartości estetyczne, epistemologiczne, a także wciąż aktualne - moralne.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones