Recenzja filmu

Boy 7 (2015)
Lourens Blok
Maryla Brzostyńska
Matthijs van de Sande Bakhuyzen
Ella-June Henrard

Niezgodny

"Boy 7" ma wszystkie wady blockbustera przy kompletnym braku jego zalet – zawrotnego tempa, efektownych scen akcji i sprawnie dawkowanego napięcia. Strzępki historii, które dostajemy, to w
Przebudzenie w środkach komunikacji miejskiej nie należy do najprzyjemniejszych –w najlepszym przypadku człowiek przez ułamek sekundy nie wie kim jest i jak się tu znalazł, w najgorszym – zastanawia się, czy nie spał przez dłuższą chwilę w jakiejś głupiej pozycji, narażając się na śmiech ze strony współpasażerów. Obudzonego właśnie w metrze Sama wydają się dręczyć jednak bardziej ponure myśli – rozgląda się wokół wzrokiem paranoika, jakby w obawie, że ktoś go śledzi. Skrzyżowanie spojrzeń z piękną rudowłosą dziewczyną przyniesie ukojenie, tylko po to by na chwilę uśpić czujność i wpędzić go w tarapaty. Belgia niedalekiej przyszłości to nieciekawe miejsce – pełne intruzywnych mechanizmów kontroli i fanatycznego przywiązania do bezpieczeństwa. Nic dziwnego, że chłopak bez dokumentów, który twierdzi, że zapomniał, jak się nazywa, wzbudza podejrzenia funkcjonariuszy policji. Sam wie również, jak radzić sobie z grupą uzbrojonych policjantów – zupełnie jakby był przeszkolonym agentem specjalnym. Najdziwniejsze wydarzenie dnia jednak dopiero przed nim: łapiąc chwilę oddechu w kawiarni, otrzymuje od kelnerki notes bez jednego słowa wyjaśnienia. To z niego dowie się, kim jest i jak znalazł się w tym miejscu, z tą właśnie dziewczyną. 



Twórcy od pierwszej sceny starają się skupić uwagę widza, obiecując rozwikłanie tajemnicy, w której historia chłopaka łączy się z istnieniem wspomnianego w prologu mizernego ruchu oporu. Jednak próby mylenia tropów i dawkowanie informacji nie przynoszą pożądanego efektu; nawet niezaznajomiony z literackim pierwowzorem, na którym oparto scenariusz "Boy 7", widz niemal natychmiast zorientuje się, że znalazł się w środku opowieści o zagubionej tożsamości rządowego agenta. Nie będzie to jednak arthouse'owa odpowiedź na serię o agencie Bournie, ale raczej wariacja na temat filmów spod znaku "Igrzysk śmierci", "Gry Endera" i "Niezgodnej". Problem z niezależnymi filmowcami, próbującymi po swojemu opowiedzieć znane z kina mainstreamowego motywy, często sprowadza się do ich przekonania, że robią coś po raz pierwszy. Finalnie tworzą raczej filmowy destylat znanych skądinąd motywów, pozbawiony jednak rozmachu swoich bombastycznych poprzedników. Krótko mówiąc: "Boy 7" ma wszystkie wady blockbustera przy kompletnym braku jego zalet – zawrotnego tempa, efektownych scen akcji i sprawnie dawkowanego napięcia. Strzępki historii, które dostajemy, to w rzeczywistości konwencjonalna, liniowa retrospekcja, bez miejsca na jedno chociażby zaskoczenie. Kino gatunku, który określić można jako "teen Sci-Fi", zawsze w sposób denerwująco arbitralny tworzy świat tak, aby w jego centrum był nastolatek, a jego rola w przyszłych dziejach całej zbiorowości była nie do przecenienia. Tyle że czasem z tego naiwnego konceptu udaje się stworzyć przekonującą filmową rzeczywistość i stosunkowo charyzmatycznych bohaterów jak w "Igrzyskach śmierci"

   

"Boy 7" to niestety historia obmyślana jako ilustracja prostej tezy, że nadmiar kontroli prowadzi do coraz większych nadużyć władzy, które w obliczu braku sprzeciwu społeczeństwa mogą przeistoczyć się w faszyzm. To opowieść jakby skrojona dokładnie pod aktualne europejskie lęki, przekonana o swojej słuszności. Niewywrotna i samowystarczalna gubi po drodze nie tylko bohaterów, ale i namacalność świata, którego istnienie gwarantuje wyłącznie słowo honoru twórców. Powolne tempo, ładne zdjęcia i – przynajmniej na poziomie konceptu – wymowna cisza, nie służą niczemu poza kamuflowaniem braku pomysłu na opowiedzenie banalnej w gruncie rzeczy historii o tym, że powrót prymitywnych nurtów politycznych wsparty nowoczesną technologią może być groźniejszy niż w poprzednim stuleciu. Przewidywalność fabuły jest odwrotnie proporcjonalna do konsekwencji stylu reżysera Lourensa Bloka. Wszystko jest tu sterylne i poważne jak zimne korytarze podejrzanej rządowej akademii i jednocześnie naiwne jak nastoletnie przekonanie, że miłość wszystko zwycięży. 
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones