Nowy Rzym

Wszystko pisane wielką literą, ale w kinie, które nie ma aspiracji do wielkości. I może właśnie dlatego włoskiego klasyka wciąż świetnie się ogląda.
U Bellocchio po staremu: jest czas religii i czas pieniądza, czas wiary i czas zwątpienia, czas życia i czas śmierci. Wszystko pisane wielką literą, ale w kinie, które nie ma aspiracji do wielkości. I może właśnie dlatego włoskiego klasyka wciąż świetnie się ogląda.

Zapalnikiem jego nowej fabuły jest eutanazja. I podobnie jak w swoim najlepszym filmie, opowiadającym o zabójstwie Alda Moro "Witaj, nocy", reżyser bierze w "Bella addormentata" na tapetę rzeczywiste wydarzenia. Do lepszego ze światów ma zostać wysłana podtrzymywana sztucznie przy życiu od siedemnastu lat Eluana Englaro. Oburzeni wierni protestują, ojciec dziewczyny, Beppe, jest nieprzejednany, dziennikarze zamieniają wydarzenie w medialną szopkę, a z każdego telewizora w kraju grzmi Silvio Berlusconi. Nie mniej dzieje się w cieniu nagonki na Beppe: rozmodlona dziewczyna zakochuje się w przypadkowo poznanym w kawiarni chłopaku; jej ojciec-senator, mający poprzeć projekt ustawy zakazującej eutanazji, rozważa zrzeczenie się stanowiska, niegdysiejsza teatralna diwa pielęgnuję córkę w stanie śpiączki, zaś narkomanka po nieudanej próbie samobójczej trafia pod opiekę zafascynowanego nią, wypalonego lekarza. To właśnie za nimi będzie podążać kamera Daniele'a Cipriego (który, co ciekawe, ma w weneckim konkursie film własnego autorstwa – komediodramat "E stato il figlio").      
 
Tak jak wszystkie wątki są w jakimś stopniu odpryskiem centralnego dyskursu, tak każdy bohater musi określić się wobec eutanazji i podzielić swoją wiedzą z widzem. Za sprawą narracyjnej biegłości Bellocchio nie czuć jednak, że jest to w gruncie rzeczy filmowa publicystyka. Postaci, choć pociągnięte grubą kreską (przegięta jest zwłaszcza Isabelle Huppert w roli eksaktorki, odprawiającej w swojej posiadłości msze za zdrowie córki i spoglądającej w każde mijane lustro) mają swoją wrażliwość i odrębny język, którym komunikują ze światem. Konflikty, w które są uwikłani, wydają się dęte, ale znów – Włoch opowiada na tyle sprawnie, że mimochodem uszlachetnia każdy z wątków i nadaje mu odpowiednią, dramaturgiczną wagę.

Reżyser tylko raz wznosi się na poziom, z którego może śmiać się z absurdu całej sytuacji. Udaje mu się to dzięki kapitalnie ogranemu motywowi tureckiej łaźni oraz postaci natchnionego psychiatry (Roberto Herlitzka, w "Witaj, nocy" grał Alda Moro). Siedząc po szyję w gorących oparach, wśród zapalonych świec, i oglądając obrady, senatorzy przypominają starożytnych, rzymskich mężów stanu. Nie ma lepszej metafory ich zacofania i koteryjnej struktury rządu. Na Lido już widać transparenty odsyłające Ulricha Seidla i Marca Bellocchio do domu.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones