Recenzja filmu

Strefa 51 (2015)
Oren Peli
Reid Warner
Ben Rovner

O filmie, który zasługiwał na więcej

W "Area 51" urzekają przykładnie budowane napięcie oraz gra cieni, kształtów i ruchów kamery.
Dystrybutorzy filmowi – co z nimi, do cholery, nie tak? O wpadkach dystrybutorskich dyskutować można godzinami – wystarczy wspomnieć temat-rzekę: tłumaczenia zagranicznych tytułów filmowych na polskie. W kontekście niniejszej recenzji bardziej zastanawia mnie jednak kontrowersyjna kwestia skali rozpowszechniania konkretnych filmów. Dlaczego multipleksy okupowane są przez badziewie ("Klątwa Jessabelle","Piła mechaniczna 3D"), kiedy solidnie zrealizowane produkcje znajdują dom w najbardziej obskurnych kinach studyjnych? Bohater tego tekstu,"Area 51"Orena Peliego, przez marketingowców wysłany został na misję samobójczą – trafił do szesnastu kin na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Poza platformami VOD – a więc także serwisami pirackimi – prawdopodobnie nigdzie indziej... Historia to stara jak świat: dobremu horrorowi przychodzi mierzyć się ze wzgardą i ignorancją.

Trzech przyjaciół parających się teoriami spiskowymi postanawia wkraść się na terytorium Strefy 51 – tajnej bazy wojskowej, ściśle strzeżonej ze względu na plotki dotyczące obszaru działalności, zwłaszcza badań na pozaziemskich formach życia. Młodzi dopinają swego: zdobywają odcinki palców jednego z pracowników bazy, mające pomóc w korzystaniu z czytników linii papilarnych, a także zdobywają mapę olbrzymiego terenu, na którym baza się znajduje. Dopracowują plan włamania oraz otaczają się nowoczesnym sprzętem. W towarzystwie kamery, mającej dokumentować całe zajście, ruszają w nieznane. Nie odpowiadają sobie na zasadnicze pytanie: czy chcą wiedzieć, jakie sekrety skrywa jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na świecie?

Horrorów typu found footage powstały setki. Kręconych"z ręki"horrorów science-fiction – wcale nie tak sporo. Wyreżyserowany przez pomysłodawcę serii"Paranormal Activity"film ma niemało wspólnego z najbardziej granicznymi, a przy tym najchlubniejszymi pozycjami tego mało wziętego kinematograficznego fasonu. Jest dziełem nisko-, lecz nie zbyt niskobudżetowym, podobnie jak"U.F.O. Abduction"(1989) – pozycja na swój sposób niemal historyczna, często nazywana jednym z pierwszych horrorów o konwencji znalezionych taśm. Twórcy"Area 51"postawili na umiar. W ich dziele nie ma miejsca na rozbuchane efekty specjalne, jest zaś na takie, które na ekranie goszczą rzadko i nie odwracają uwagi od priorytetów scenariusza – atmosfery niebezpieczeństwa, tajemnicy."Area 51"nie udaje filmu, którym nie jest: jako horror niezależny operuje niewielkim budżetem, rozsądnie pożytkowanym przez producentów."Alien Abduction"(2014) to tytuł drugiego filmu, z którym projekt Peliego może być kojarzony. Oba obrazy stawiają na strach w klasycznej formie: gardzą najbardziej dosłownymi metodami wstrząsania widzem, nie chcąc, by podskakiwał w fotelu na widok byle czego. To, co urzeka w obu wymienionych pozycjach, to przykładnie budowane napięcie, gra cieni, kształtów i ruchów kamery, a także kilka jeżących włos na głowie momentów bezpośredniego kontaktu bohaterów z... sami przekonajcie się kim.

Poruszenie wzbudza też jedna z finalnych sekwencji. I tutaj rzucę olbrzymim spoilerem: kosmici – najwyraźniej – wydostają się z podziemnego więzienia Strefy 51. Porywają dwie z głównych postaci i opuszczają wraz z nimi Ziemię. O tym, że bohaterowie zostali uprowadzeni dowiadujemy się dopiero widząc ich bezwładne ciała unoszące się pośród panującej wewnątrz statku kosmicznego próżni. Pozaziemskich istot nie dostrzegamy natomiast wcale: wszystko, co ukazuje kamera, to sterylnie biała pustka, która z czasem okazuje się być wnętrzem statku wyściełanym skórą obcych. Scena podana zostaje na surowo, w całkowitym bezdźwięku, lecz wzbudza przeciwstawnie krzykliwe emocje: imponuje kunsztem operatorskim, niepokoi i przyprawia o gęsią skórkę.

Nieliczne kina, które spotkały się z szansą zaprezentowania"Area 51"widzom, choć na pewno nie zdawały sobie z tego sprawy, dysponowały prawdziwym przebojem – przebojem skazanym, niestety, na natychmiastową klęskę. Odpowiednio wypromowany i udostępniony szerszej widowni, film Orena Peliego mógłby zyskać wiele – w oczach fanów horroru, fantastyki naukowej oraz kinematografii w ogóle.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?