O umieraniu po raz tysięczny

W sumie, choć "Trzecia gwiazda" niczym nas nie zaskoczy, to jednak dzięki solidnemu scenariuszowi, reżyserii i udanej grze aktorskiej bawi, wzrusza i porusza.
Powraca moda na filmy o umieraniu. A ponieważ nie ma żadnych nowych spektakularnych epidemii (jak AIDS, które pod koniec lat 80. i 90. zdominowało tematykę), powrócono do starego, dobrego raka. Ta choroba zawsze gwarantuje dużo wzruszeń i łez i jest bardzo wdzięczna do portretowania ludzkich relacji. Nie powinno więc dziwić, że właśnie o umierającym na raka opowiada Hattie Dalton w swoim pełnometrażowym debiucie reżyserskim.

Reżyserka prezentuje nam sprawdzony zestaw. Mamy zatem wciąż młodego mężczyznę, którego życie właśnie dobiega końca. Mamy kumpli, z którymi wyrusza na ostatnią wycieczkę. Jest obowiązkowa dawka humoru, wspominek i gorzkich rozliczeń. Na końcu zaś będzie prośba, którą nie sposób spełnić, której spełnienia nie sposób odmówić.

Wszystko w tym filmie jest przewidywalne i wtórne. Jednak jego ocena będzie w dużej mierze zależeć od poziomu cynizmu widzów. Jeśli jest wysoki, wtedy "Trzecia gwiazda" zostanie odrzucona jako ponura i niesmaczna gra na ludzkich emocjach. Nic tak przecież nie wzrusza, jak widok umierającej osoby, zwłaszcza jeśli jest sympatyczna i otoczona przez równie fajnych przyjaciół. Przy niskim poziomie cynizmu doceni się wrażliwość reżyserki, delikatność w prezentacji bohaterów i emocjonalną autentyczność, która umożliwi prawdziwe, a nie wymuszone wzruszenie.

Niezależnie od powyższego Dalton należą się pochwały za to, jak przygotowała cały film. Duże wrażenie wywołują zdjęcia, przez które Dalton przekazuje widzom doświadczenia głównego bohatera. Reżyserka całkiem sprawnie poradziła sobie z poprowadzeniem aktorów. Benedict Cumberbatch, który święci teraz w Wielkiej Brytanii triumfy jako nowy Sherlock Holmes w serialu telewizyjnym, stworzył postać wyrazistą w swoim cierpieniu i bólu świadomości, że koniec jest tuż-tuż. Towarzyszący mu Tom Burke, JJ Feild i Adam Robertson są solidnym wsparciem i nadają całej opowieści ton wymuszonej beztroski i niemego przerażenia. Nawet Hugh Bonneville ma całkiem zabawny komediowy epizod. Pochwała należy się także autorowi scenariusza, który wypełnił opowieść barwnymi postaciami drugo- i trzecioplanowymi (chłopiec z anielskimi skrzydłami, sprzedawca biletów na prom).

W sumie, choć "Trzecia gwiazda" niczym nas nie zaskoczy, to jednak dzięki solidnemu scenariuszowi, reżyserii i udanej grze aktorskiej bawi, wzrusza i porusza.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones