Recenzja filmu

Siła przyciągania (2013)
Stephan Lacant
Hanno Koffler
Max Riemelt

Ostatnie kuszenie heteryka

Lacant zbytnio się nie wysila, żeby przekonać nas do swoich postaci. Nie buduje nastroju, tylko wrzuca widza w sam środek opowieści. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby tworzył thriller lub kino
W "Sile przyciągania" Stephan Lacant zamiast o żywych ludziach mówi o "Sprawie Gejowskiej". W miejsce psychologicznego dramatu o zakazanym uczuciu otrzymujemy od niego publicystyczny obrazek skrojony na miarę ideologicznych potrzeb.

"It's A Man's World" – zdaje się powtarzać za Jamesem Brownem niemiecki reżyser i już w pierwszej scenie wrzuca nas do męskiego świata, w którym testosteron idzie pod ramię z siłą mięśni, a maczyzm jednocześnie sankcjonuje przemoc i w niej się wyraża. Lacant tak buduje filmowy świat, by nie zostawiać widzom najmniejszych wątpliwości: to nie jest miejsce dla gejowskich namiętności i poszukiwania własnej tożsamości.

A o tym właśnie opowiada "Siła przyciągania", historia homoseksualnego romansu rozgrywającego się w murach policyjnej komendy. Jest Marc, przykładny mąż i przyszły ojciec, jego rodzice niecierpliwie wyczekujący wnuka i koledzy z policyjnych szeregów. Wszyscy prawi, porządni i poukładani. Jest wreszcie on – Kay, temperamentny gej z niecnymi planami. Wystarczy kilka wspólnych treningów, by heteroseksualny Marc zmienił się w gejowskiego kochanka.

Lacant zbytnio się nie wysila, żeby przekonać nas do swoich postaci. Nie buduje nastroju, tylko wrzuca widza w sam środek opowieści. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby tworzył thriller lub kino akcji – w melodramacie skoki na głęboką wodę sprawdzają się jednak nieporównanie rzadziej. Zamiast portretować powolną przemianę bohatera, reżyser stawia na gwałtowne wolty (mnożąc przy tym fabularne nonsensy). Nie sposób więc uwierzyć w ekspresową przemianę heteryka-homofoba w bywalca gejowskich klubów przeżywającego erotyczne uniesienia w tamtejszej toalecie. Trudno też przejąć się jego dramatem. Bo świat filmu Lacanta żywcem wyjęty jest z edukacyjnej czytanki, której celem jest walka o Sprawę, a nie o bohaterów.

To, co najciekawsze w filmie Lacanta dzieje się w ciągu ostatnich kilkunastu minut. Gdy na jaw wychodzą romanse dwójki bohaterów,  w "Sile przyciągania" pojawiają się prawdziwe emocje, a bohaterowie przestają być papierowymi figurkami, stając kłębkiem nerwów i namiętności. Ożywają jednak tylko na chwilę, bo reżyser nie ma już czasu na ich dramaty, a ponadto musi domknąć narracyjną klamrę, która z serii przypadkowych scen uczyni opowieść o tym, że pogodzenie z samym sobą i odrzucenie społecznej presji, może dać prawdziwą wolność i szczęście. Proste? Proste.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przenosimy się do współczesnych Niemiec. Marc Borgmann (Hanno Koffler) i Kay Engel (Max Riemelt) są... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones