Recenzja filmu

Skyline (2010)
Colin Strause
Greg Strause
Eric Balfour
Scottie Thompson

PTSD

Nie wiem, co myśleli sobie Strause'owie, kręcąc "Skyline". Ludzcy i kosmiczni bohaterowie urządzają sobie konkurs na to, kto jest głupi, a kto głupszy.
I gdzie ci kosmici, kiedy są naprawdę potrzebni! Oglądając "Skyline", można tylko pomarzyć o porwaniu przez Obcych, bolesnych eksperymentach i błogosławionej amnezji. Filmowy potwór braci Strause dokonuje gwałtu na inteligencji widza bez znieczulenia. Nieszczęśnicy, którzy nie stracili przytomności przed końcem seansu, będą musieli wydać sporą sumę na terapię leczącą z syndromu stresu pourazowego.

W warstwie fabularnej "Skyline" to jeden z niezliczonej rzeszy filmów o inwazji kosmitów na Ziemię. Wydarzenie to obserwujemy wraz z grupą "zwyczajnych" ludzi. Są młodzi, zajęci sobą i kompletnie nic nie wiedzą o sztuce survivalu. Ufoludki spadające z nieba to dla nich szok. To, że nie zginęli w pierwszych minutach po inwazji, zawdzięczają głupiemu fartowi, a nie cechom charakteru. Potem jest już jednak tylko gorzej.

Nie wiem, co myśleli sobie Strause'owie, kręcąc "Skyline". Ludzcy i kosmiczni bohaterowie urządzają sobie konkurs na to, kto jest głupi, a kto głupszy. Ludzie zachowują się tak, jakby byli błędami genetycznymi Matki Natury, którym jakimś cudem udało się przetrwać dobór naturalny. Kosmici z kolei wśród wieżowców metropolii pląsają niczym goryle we mgle i trudno ich uznać za śmiertelne zagrożenie. Kolejne sceny zdumiewają brakiem pomysłu na budowanie napięcia. Najlepiej byłoby się z tego wszystkiego śmiać, gdyby tylko można się było do filmu zdystansować. Jednak to, co do perfekcji opanowały produkcje spod znaku The Asylum, braciom Strause zupełnie nie wychodzi. W "Skyline" nie czuć pasji filmowców, którzy może nie mają pieniędzy ani talentu, ale za to naprawdę kochają kręcić filmy. A bez tego nie ma szans na pobłażliwe spojrzenie na błędy logiczne, kretyńskie dialogi i szokujące umownością efekty specjalne.

Odrębną kategorię stanowią aktorzy, a raczej osoby aktorów udające. Tak bezbarwnych i drewnianych kreacji nie widziałem już dawno. Balfour, Faison i spółka nie mogą nawet usprawiedliwić się przedawkowaniem botoksu. Słabość scenariusza jest okolicznością łagodzącą, ale profesjonalista powinien wiedzieć, jak zamaskować niedoskonałości tekstu. Tymczasem wydaje się, że aktorzy czerpią perwersyjną satysfakcję z wypunktowywania każdej scenariuszowej wpadki. Jakby w ten sposób mścili się na twórcach, że dali się złapać na grę w czymś tak złym. Niestety w ten sposób szkodzą tylko sobie. Widzowie szybko im tej "gry" nie wybaczą.

"Skyline" to stracona okazja na zaprezentowanie się przez braci Strause szerszej widowni.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones