Pan Wu i kobiety

Zachowanie równowagi między smutną historią a dość pogodnym tonem narracji wychodzi reżyserowi doskonale. Spora w tym zasługa precyzyjnej konstrukcji tekstu.
Sauna pana Wu wprawdzie nie mieści się na Księżycu, ale atmosfera i tak panuje w niej kosmiczna: ulokowany w gorącej, parnej prowincji Makau burdel to pole walki dla tych, którzy w świecie ogromnych, ekonomicznych dysproporcji chcą uszczknąć swój kawałek tortu. W tym przybytku rozpusty znajdziemy ich bez liku.

Pan Wu to alfons, ale przede wszystkim rzutki biznesmen-idealista (jakkolwiek paradoksalnie to brzmi), który wierzy w partyzancki kapitalizm i rozsądną stopę zysku. Film skupia się przede wszystkim na jego relacjach ze współpracownikami i pracownicami: elegancką Li, która próbuje pogodzić rodzicielstwo z pracą na chleb, aspirującą pieśniarką Meng oraz prawą ręką, kombinującym na boku Leiem. Nie są to postaci bogate psychologicznie, ale  reżysera wcale nie interesuje psychologizowanie. Kreśląc swoich protagonistów za pomocą kilku wyrazistych linii, obdarzając ich paroma atrakcyjnymi dla kamery cechami, uzyskuje ciekawy efekt: jego film przypomina swobodny, pisany kamerą poemat, w którym zwiewne marzenia bohaterów pozostają w nieustannym klinczu z twardą rzeczywistością. Odbija się to zresztą w poetyce utworu: dokumentalny quasi-realizm ma tu mocny, impresjonistyczny, a miejscami nawet surrealistyczny sznyt.  

Zachowanie równowagi między smutną historią a dość pogodnym tonem narracji wychodzi reżyserowi doskonale. Spora w tym zasługa precyzyjnej konstrukcji tekstu. Jego film skrzy się humorem (w pamięci pozostaje zwłaszcza scena zakupu akcesoriów sado-maso przez bohatera oraz przyśpieszonego kursu ich użytkowania), ale nigdy nie zamienia się w rewię gagów, zaś naiwny ton autorskiej wypowiedzi nie jest na tyle silny, by zaczarować bądź zakłamać rzeczywistość (choć domyślam się, że najstarszy zawód świata to mimo wszystko nieco cięższy kawałek chleba).

Oryginalny tytuł filmu (w angielskim zapisie "Chang'e") pochodzi od imienia chińskiej bogini, która zjadłszy ziele podane jej przez męża, stała się nieśmiertelna i wzleciała aż na Księżyc (na jej cześć nazwano chiński program kosmiczny). Tak nazywa się również przybytek pana Wu i owo podwójne znaczenie tytułu dość trafnie oddaje stan bohaterów filmu Zou Penga. Jedną nogą zawszę będą na Ziemi, drugą – na Księżycu.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones