Recenzja wyd. DVD filmu

Czerwone pantofelki (2005)
Yong-gyun Kim
Hye-su Kim
Seong-su Kim

Pantofelki z recyklingu

Z kinem recyklingu spotykam się coraz częściej, częściej niż z kinem autorskim, artystycznym czy mówiąc po prostu: kinem wyższych lotów. Być może za często. Poszukiwania kolejnych wcieleń
Z kinem recyklingu spotykam się coraz częściej, częściej niż z kinem autorskim, artystycznym czy mówiąc po prostu: kinem wyższych lotów. Być może za często. Poszukiwania kolejnych wcieleń "Morderczych klaunów z kosmosu" czy demonicznego "Krzesła" są tyleż emocjonujące, ile bezwartościowe. Bo czy można inaczej określić próby znalezienia czegoś jeszcze bardziej absurdalnego i groteskowego – to jest wszak przyczyną kolejnych spotkań z tym, co w najlepszym przypadku jest przeciętne – od wymienionych estetycznych kuriozów? Faktem jest jednak, że ta nadzieja towarzyszy mi nieustannie i dlatego, gdy oczom moim ukazał się tytuł recenzowanego filmu, filmu rodem z egzotycznego Dalekiego Wschodu, nie mogłem sobie odmówić. Obejrzałem.

Nie od dziś wiadomo, że w Azji na wiele rzeczy patrzy się inaczej, wiele rzeczy nazywa się inaczej i o wielu rzeczach myśli się inaczej. Ta głęboka prawda dotyczy też znanej nam palety kolorów. "Czerwone pantofelki", czyli koreańskie "Bunhongsin", opowiadają bowiem historię różowych pantofelków. Gdyby pantofelki były mordercą, można by je ulokować gdzieś między wspomnianym "Krzesłem" a "Morderczą oponą" – ale nie są. Nie jest to jednak powód, aby zaraz im złorzeczyć, wszakże nie są i zwyczajnym przedmiotem zbrodni. Tytułowe czerwone pantofelki w kolorze różowym są medium, medium śmiercionośnym i bezlitosnym. To za ich pomocą tajemnicza Oki pojawia się i znika w metrze oraz towarzyszących mu długich, pustych holach. Niewiasta ta przed wielu, wielu laty, tj. wtedy gdy skośnookich galantów podwozili siłą swoich nóg rikszarze, była w kimś bardzo zakochana, ale jak to w życiu bywa, miała też rywalkę. Doszło do zbrodni, której konsekwencje odczują po kilkudziesięciu latach Sun-jae (Hye-sung Kim) i jej córka Tae-soo (Yeon-ah Park), nowe posiadaczki czerwonych pantofelków w kolorze różowym, tych samych, w których miała nieszczęście zginąć Oki.

Film Yong-gyun Kima reklamuje się powinowactwem z baśnią Andersena, ogranicza się ono jednak zaledwie do tytułowego rekwizytu, ubezwłasnowolniającego na dobre te panie, które dały mu się uwieść. Zasada jest bowiem prosta: kto raz założył pantofelki, ten będzie mieć kłopoty z ich zdjęciem, a z zapomnieniem ich – już na pewno. A jeśli i zdjął, i stara się zapomnieć, to same pantofelki o sobie przypomną. Obie historie mają jednak inną wymowę, a ich bohaterki kierują się nieco innymi motywami. Owszem, pożądanie materialnych rzeczy dzieli zarówno Sun-jae i Tae-soo, jak i Karusia Andersena, niemniej w przypadku baśni Duńczyka był to punkt wyjścia do uogólniającej dydaktyki na temat przedkładania światowego blichtru nad życie duchowe i pomoc najbliższym, podczas gdy w koreańskim filmie tłem jest zazdrość, obsesyjna miłość i chęć zemsty. Warstwa dydaktyczna, ma się rozumieć, nie odgrywa tu większej roli – ustępuje kinu grozy, a raczej temu, co chciałoby być kinem grozy z zacięciem psychologicznym.

"Czerwone pantofelki" wykorzystują ograne w kinie azjatyckim metody straszenia widza, wśród których niepodzielny prym wiodą blade dziewczynki z długimi, czarnymi grzywkami. Ponure, puste hole podziemi metra oraz windy wydają się ich naturalnym miejscem występowania, w każdym razie snujące się – jak i pojawiające się znienacka – w tej scenerii widma powinny bez kłopotu zmrozić krew w żyłach mniej obytym w kontemplowaniu horrorów. Tymczasem nawet mnie, tak boleśnie znoszącemu oglądanie kolejnych wcieleń Samary Morgan i Regan MacNeil, serce nie podeszło pod gardło a włosy nie stanęły dęba. Bo ile można? Zresztą, pewnie i można, i pewnie nieraz jeszcze będę odszczekiwać to retoryczne pytanie, ale w przypadku "Czerwonych pantofelków" poza niepokojącym odgłosem kroków za plecami nie ma znowu tak wiele okazji do strachu.

Warto nadmienić, że Azjaci nie tylko eksportują, ale i – co za odkrycie! – importują. Blade dziewczynki z długimi, czarnymi grzywkami weszły do kanonu filmów grozy również na zachodzie, ale jak się okazuje ruch nie jest jednostronny: na Dalekim Wschodzie czerpie się z kolei od takich twórców jak Nolan, Shyamalan czy Fincher. Finał, z efektowną (przynajmniej w założeniu) sekwencją rozstrzygających scen, każe odwrócić wszystko do góry nogami i spojrzeć na bohaterów dziełka z zupełnie innej strony. Zabieg ten wypada ocenić jako dość karkołomną próbę uatrakcyjnienia historii ogranej nie tylko fabularnie, lecz także i wizualnie. Kino koreańskie oczywiście ma też swoje tajemnice, należy do nich m.in. obsada aktorska, dla nieobznajomionego z tym skrawkiem kinematografii – będąca nieznanym lądem. Ale czy jeśli ktoś zabiera się za "Czerwone pantofelki" nie jest widzem zaprawionym w bojach, dzielnie znoszącym kreacje aktorskie sytuujące się zaraz obok brawurowej roli zepsutego kalafiora w przedstawieniu szkolnym? Z filmem Yong-gyun Kima, a raczej z jego aktorami nie jest zresztą wcale tak źle, powiedziałbym raczej, że to wciąganie ich w fabularną konwencję i sztampę czyni ich momentami śmiesznymi, samą grę da się natomiast znieść.

Oczywiście tylko potworny kłamca albo wyjątkowy złośliwiec mógłby bez zastrzeżeń polecać film o czerwonych pantofelkach w kolorze różowym. Z zastrzeżeniami już jednak można. Nie jest to więc dzieło pół-żartem, pół-serio, żaden exploitation movie, nie jest to nawet kicz, ot po prostu sztampowy horror, w którym tytułowy rekwizyt na pierwszy rzut oka może budzić śmieszność i podejrzenie jakiejś celowej karykatury czy zabawy formą. Nic z tych rzeczy. To miszmasz horroru, thrillera, moralitetu, filmu psychologicznego i melodramatu – niezbyt udany i z przewagą tego pierwszego. Możliwe, kto wie (ja w to wierzę), że gdyby czerwone pantofelki w kolorze różowym uczynić mordercą, może nawet cichym, to film Yong-gyun Kima miałby większy potencjał, w tym wypadku zaś warto jest go polecić wyłącznie zawziętym koneserom tego typu kina. Strzeżcie się pantofelków!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones