Recenzja filmu

Psy w kosmosie (1986)
Richard Lowenstein
Saskia Post
Michael Hutchence

Pocztówka z kosmosu

W "Psy w kosmosie" najbardziej ciąży brak mocnego kośćca dramaturgicznego. Film rozlatuje się na serię epizodów, które z czasem zaczynają robić się nużące.
Film Richarda Lowensteina powinni zobaczyć przede wszystkim fani Michaela Hutchence'a. Lider grupy INXS wciela się tutaj w postać punkowca Sama, którego grzeją w życiu wyłącznie heroina oraz jego ukochana. Bohater żyje z tabunem przyjaciół w rozpadającej się ruderze, kąpie się w spodniach (jakoś muszę je wyczyścić) i wciąż szuka sensu życia.

"Psy w kosmosie" zaczynają się z przytupem. Naładowane rockandrollową energią sceny wielkiego chaosu układają  się powoli w interesujący obrazek komuny założonej przez australijską młodzież w latach 70. (scenariusz filmu inspirowany był ponoć wspomnieniami Hutchence'a z początków kariery). Impreza goni imprezę, wciąż pojawiają się nowi ludzie, żadna używka nie może się zmarnować. Nieliczni lokatorzy, którzy próbują wieść ustabilizowany tryb życia, cierpią katusze – choć uważają się za lepszych, zazdroszczą znajomym łatwego seksu i braku stresów.

Lowenstein przygląda się swoim bohaterom z sympatią, ale potrafi też być wobec nich krytyczny. Pokazuje, że bunt w ich wykonaniu bywa powierzchowny. Sam może śpiewać o tym, jak bardzo gardzi mieszczańską nudą, ale nie ma nic przeciwko, gdy mamusia przywozi mu kolację i wyprane ubrania.

Reżyser przeplata sceny z życia komuny urywkami programów telewizyjnych o podboju kosmosu. Być może poza Ziemią udałoby się stworzyć lepszy świat, gdzie władzy nie sprawowałaby policja i sztywni faceci w garniturkach.  Świat, w którym miłość byłaby wolna, a ludzie szczęśliwi. Nikt nie nakładałby im na szyję symbolicznego chomąta i zamykał na osiem godzin w biurze.

W "Psy w kosmosie" najbardziej ciąży brak mocnego kośćca dramaturgicznego. Film rozlatuje się na serię epizodów, które z czasem zaczynają robić się nużące. Dopiero dramatyczny finał wybudza widza z delikatnego otępienia. Na plus trzeba zaliczyć kapitalną ścieżkę dźwiękową (oprócz Hutchence'a w filmie można usłyszeć m.in. Iggy'ego Popa i Briana Eno) oraz naturalną grę młodych aktorów.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones