Recenzja filmu

Eliksir młodości (1988)
Brian Thomas Jones
John MacKay

Ponownie w kwiecie wieku

"Eliksir młodości" jest lekkostrawnym, czysto rozrywkowym horrorem, który ogląda się przyjemnie, jeśli tylko jest się w stanie zaakceptować toporność na płaszczyźnie technicznej - takie już uroki
W filmach grozy ingerencja człowieka w prawo natury, jakim jest śmierć, nigdy nie kończy się dobrze. Victorowi Frankensteinowi nie udało się stworzyć normalnie funkcjonującego osobnika w żadnej z licznych adaptacji gotyckiej powieści Mary Shelley, chodzące zwłoki Herberta Westa w bazowanym na Lovecrafcie"Reanimatorze"wykazywały jedynie mordercze skłonności, tak samo jak kobieta-robot w"Przyjaźni na śmierć i życie"Wesa Cravena, a zmarła bohaterka"Projektu Lazarus"szybko zaczęła używać swoich nadnaturalnych mocy przeciwko przyjaciołom... Wszystkie te obrazy jednak traktują o odwracaniu nieodwracalnego, czyli o próbach przywrócenia utraconego życia, najczęściej wiążących się z wskrzeszaniem ciał, które ze względu na swój "nieświeży" wygląd czy odmienioną świadomość pewnie wskrzeszone wcale by być nie chciały. Dużo atrakcyjniesza wydaje się być inna perspektywa - cieszenie się nieśmiertelnością jako młoda, zdrowa i piękna osoba, której ożywiać w ogóle nie trzeba, bo nigdy nie umiera... Preparat doktora Gregory'ego Ashtona w"Eliksirze młodości"("The Rejuvenator") ma gwarantować właśnie taki efekt, lecz niestety - skutki przyjmowania potężnego serum zbytnio nie odbiegają od tych, jakie zapewne nastąpiłyby po tchnięciu ducha w nieboszczyka.

Znana aktorka - Ruth Warren - dawno już przekroczyła wiek, w którym co rusz była angażowana do głównych ról w wielkich produkcjach fimowych. Kobieta nie może się pogodzić z faktem, że wraz z młodością przeminęły sława i adoracja ze strony fanów, szczodrze sponsoruje zatem badania dr. Ashtona, mające na celu odkrycie sposobu cofania procesu starzenia. Prace jednak postępują zbyt wolno jak na gust zdesperowanej bogaczki, Ruth więc ostatecznie rozkazuje, aby naukowiec mimo nieudanych eksperymentów na szczurach przeprowadził na niej odmładzający zabieg. Ashton, zmotywowany groźbą zaprzestania finansowania projektu, zgadza się i pozornie wszystko idzie jak z płatka, aktorka ponownie cieszy się nowo odzyskaną urodą, ale początkowe obawy doktora szybko znajdują potwierdzenie w rzeczywistości - okazuje się, że efekt działania "eliksiru młodości" jest krótkotrwały i nawet jednorazowe przyjęcie specyfiku powoduje niepożądane skutki uboczne...

Horror nigdy nie należał do ulubionych gatunków reżysera i scenarzystyBriana Thomasa Jonesa, jakież było zatem jego zdziwienie, kiedy producent, Steven Mackler, podsunął mu propozycję nakręcenia właśnie filmu grozy... Jako że jednak początkującemu twórcy zależało na zdobyciu doświadczenia, przyjął ofertę pod warunkiem, że dostanie przyzwolenie, aby do oryginalnego scenariusza Simona Nuchternawprowadzić kilka gruntownych zmian. Umowa została zawarta, reżyser wziął sprawy w swoje ręce i stworzył swoje debiutanckie dzieło, które pomimo ogromnego potencjału na obraz pełen soczystego gore, koniec końców przyjęło bardziej stonowaną formę, tylko lekko okraszoną krwawymi scenkami.

Jones z pewnością miał niemałe ambicje zabierając się za "Eliksir młodości", lecz przeniesienie ich na ekran udało mu się średnio. Próba wkomponowania w całość treści dotyczących próżności, zachłanności i dążenia do celu po trupach niestety nie zakończyła się pełnym sukcesem, gdyż nie zostały one wyłożone dostatecznie szczegółowo, by dostarczyć widzowi pożywki do rozmyślań wykraczających poza sferę rażącej oczywistości. Na szczęście sytuację ratuje odtwórczyni roli odmłodzonej Ruth - Vivian Lanko - która dzięki swoim zdolnościom aktorskim, rzadko spotykanym w takich niskobudżetowych produkcjach, zdołała jakoś naznaczyć emocjami swoją niezbyt wyraziście zarysowaną postać. Nieco gorzej wtóruje jej John MacKay jako dr Ashton (protagonista bardzo nijaki jak na naukowca oddającego się wątpliwym moralnie praktykom), acz i on wypada nieźle na tle grupki niesamowicie sztywnych aktorów drugoplanowych...

Wydawałoby się, że dystrybutor nie bez powodu zmienił oryginalny tytuł "Rejuvenatrix"na"The Rejuvenator",nazwę mającąkojarzyć się nam z ociekającym sztuczną posoką "Reanimatorem"Stuarta Gordona,jednak jedynym aspektem, który po seansie pozostawia poważny niedosyt, jest właśnie znikoma ilość gore... To, co jest, nie prezentuje się źle - oślizgła, pulsująca twarz Ruth, starzejąca się z jeszcze mniejszą godnością po przyjęciu serum dr. Ashtona, robi odpowiednio groteskowe wrażenie - ale sceny, w których twórcy naprawdę mogli wykazać się wyobraźnią, są praktycznie bezkrwawe. Pole do popisu niewątpliwie było spore - sam główny wątek fabularny aż prosi się o porządny, przywołujący koszmary horror cielesny, a do tego dochodzą jeszcze takie motywy jak brutalne morderstwa czy pożeranie ludzkich mózgów... Dzieje się dużo, lecz niestety na ekranie widzimy jedynie malutki procent tej makabry.

"Eliksir młodości", biorąc pod uwagę nieskomplikowany sposób, w jaki została przedstawiona jego tematyka, jest lekkostrawnym, czysto rozrywkowym horrorem, który ogląda się przyjemnie, jeśli tylko jest się w stanie zaakceptować toporność na płaszczyźnie technicznej - takie już uroki niskobudżetówek lat 80. Całokształt wypadłby korzystniej, gdyby reżyser mógł pochwalić się lepszym wyczuciem gatunku - widać jak na dłoni, że kino grozy nie jest prawdziwym powołaniem Jonesa - ale summa summarum seans jest doświadczeniem pozytywnym. Narracja jest płynna, nie ma niepotrzebnych dłużyzn, a i klimat powinien zadowolić fanów niewymagających horrorów z końca XX wieku, przycisk "play" można więc wcisnąć bez większego niepokoju.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones