Pornoradiologia stosowana

"Sniper Elite III: Afrika" może i przenosi nas z Europy na tereny Północnej Afryki, ale poza tym niewiele się zmienia. Niezależnie od tego, jak bardzo chcemy dodać nieco pompy działaniom na
"Sniper Elite III: Afrika" może i przenosi nas z Europy na tereny Północnej Afryki, ale poza tym niewiele się zmienia. Niezależnie od tego, jak bardzo chcemy dodać nieco pompy działaniom na tyłach wroga, najbardziej frapujące będzie zadawane sobie co rusz pytania: czy z odległości dwustu metrów zdołam odstrzelić temu Niemcowi klejnoty?



Trzecia część "Snipera" autorstwa Rebellion to ten typ gry, przy którym lepiej nie kombinować. Żartobliwie można stwierdzić, że skoro w tytule jest "Sniper", to naszym głównym zadaniem ma być strzelanie z dobrze wybranego miejsca do jakichś dygnitarzy wojskowych czy kluczowych celów. I tak faktycznie jest. Najistotniejszy i dający najwięcej zabawy element rozgrywki to kombinowanie z karabinem snajperskim. Od czasu poprzedniej odsłony wprowadzono nieco usprawnień w tym temacie. Przede wszystkim ulepszony jest system znajdowania naszego bohatera. W idealnych warunkach strzał oddajemy wtedy, gdy w pobliżu albo coś huknie, albo wybuchnie – by zamaskować odgłos naszej broni. Podczas przechodzenia kolejnych misji takie sytuacje nie zdarzają się jednak zbyt często. W efekcie oddanie zwykłego strzału alarmuje przeciwników, a my musimy cichcem wiać z obecnej pozycji i przenieść się w inne dogodne miejsce. To całkiem nieźle zrealizowany pomysł, bo wymaga dynamicznego dostosowania się do zmieniającego się w trakcie misji pola walki. 
Gorzej, że przeciwnicy nie są już tak chętni do współdziałania z systemem poszukiwania snajpera. Sztuczna inteligencja wrogów niejednokrotnie wywoła uśmiech na twarzy gracza. Bawi na przykład widok Niemców włażących grzecznie jeden za drugim po drabinie albo fakt, że postaci zapominają, że obok nich leży trup ich kolegi. Takie sytuacje zdarzają się nagminnie. Jakby tego było mało, czasem SI przypomina boty z pierwszego "Quake’a". Wrogowie w magiczny sposób, choć wcześniej byli idiotami, zyskują słuch i wzrok godny Supermana. 




Drugą (a może pierwszą?) najważniejszą rzeczą związaną z karabinem wyborowym jest oddanie strzału. W chwili kiedy kamera przełączy się z widoku pierwszej osoby na animację, wiemy już, że zaraz obejrzymy coś w stylu porno wymyślonego przez radiologa. Tak zwane kill-camy były już wizytówką "Sniper Elite V2", ale w trzeciej części Rebellion wspina się na wyżyny brutalności i de facto pornola, w którym główne role grają fragmenty czaszki, przebite płuca oraz perforowane krocza. Trzeba przyznać, że animacje są dość dobre – gdy kula zbliża się do jakiegoś nieszczęśnika, widok przeskakuje na coś w stylu rentgena, tyle że z zaznaczonymi organami wewnętrznymi oraz układem krwionośnym. Następnie patrzymy, jak pocisk przebija fragmenty ciała ofiary. Gdyby podłożyć pod to jakiś smooth jazzowy kawałek, intencja twórców "Sniper Elite III" byłaby całkowicie klarowna. Kill-camy to przemoc ekstremalna, w której próżno doszukać się mrugnięcia okiem. Zupełnie poważnie możemy także podjąć wyzwania, których pokonanie sprowadza się do wykonania odpowiedniej liczby strzałów w głowę czy krocze. Przyznaję, że choć można sarkać na takie pretensjonalne epatowanie krwią i flakami, to mimo wszystko jeden z lepiej zrealizowanych elementów gry.



Nieco gorzej prezentują się tereny, na których wykonujemy misję. Rebellion odrobiło nieco pracy domowej i tym razem zaserwowało nam prawie sandboksowe połacie afrykańskiej ziemi. Teoretycznie nie jesteśmy już ograniczeni wąskimi korytarzykami jak w poprzednim "Sniper Elite". W praktyce jednak szybko daje się zauważyć kilka irytujących ograniczeń. Widzicie całkiem fajny występ skalny? Taki, z którego będzie można ładnie i gładko oddać przynajmniej trzy perfekcyjne strzały, zanim wrogowie wciągną gacie i zaczną Was szukać? Co z tego, skoro bohater, który w innych sytuacjach urządza hekatombę, nie potrafi wskoczyć na skałkę sięgającą mu do pasa. W efekcie ta wolność dobierania dróg i pozycji snajperskich traci nieco na uroku. Choć często pojawiają się spore fragmenty mapy, które są otwarte, połączone są one z reguły dwoma czy trzema korytarzami. I nie ma przebacz – nie raz twórcy sugerują nam dość ostentacyjnie, w którą stronę mamy się udać.



Nie zawsze mamy jednak ten komfort, że strzelamy sobie z gniazda do małych ludzików oddalonych o kilkaset metrów od naszej kryjówki. Czasem trzeba podejść znacznie bliżej. W końcu "Sniper Elite" jest skradanką. I tu właśnie wyłazi wiele niedoróbek. Im mniej kombinujemy z wolnością daną nam w grze, tym lepiej. Gdy bawimy się w snajpera, jest świetnie. Ale gdy chcemy już (a czasem musimy) wykańczać wrogów cichymi egzekucjami czy za pomocą broni krótkiej, okazuje się, że nie jest tak fajnie. Wrogowie na przemian głupieją i zyskują supermoce albo zaklinowują się w jakimś przejściu i na pewien czas uniemożliwiają nam ciche podejście od tyłu. Prawdziwym dramatem jest strzelanie z czegokolwiek innego niż snajperka. Model walki bronią maszynową czy pistoletami rozwiązany jest koszmarnie. Jasne, w "Sniper Elite" nie o to chodzi, by biegać z Thompsonem i pruć niczym Arnold Schwarzenegger, ale jeśli już jesteśmy przyparci do muru, lepiej załadować ostatnio zapisany stan gry, niż niepotrzebnie się męczyć.



A z czym ruszymy w bój? Podstawowym uzbrojeniem jest zmodyfikowany M1 Garand oraz pistolet Welrod. Wraz z postępami w grze i wyjątkowo wypasionymi zabójstwami zdobywamy nowe poziomy doświadczenia, dzięki którym odblokowujemy kolejne pukawki czy usprawnienia już posiadanych broni. O ile jednak karabiny snajperskie to rzecz istotna, powstrzymałbym się przed używaniem czegokolwiek innego niż Welroda. Pozostałe pistolety nie mają tłumików, a nie raz zdarzy się, że trzeba będzie zdjąć kilku Niemców po cichu...

Z kronikarskiego obowiązku wypada wspomnieć o historii. Ta jest i to właściwie wszystko, co można o niej powiedzieć. Wydarzenia na froncie północnoafrykańskim nie porywają, bo raz że przedstawione są za pomocą statycznych szkiców i ponurego monologu głównego bohatera; dwa – sprowadzają się do poszukiwania strasznie złego nazisty oraz tajnej broni III Rzeszy.



Niezmiernie ważną kwestią w grze tego typu co "Sniper Elite" jest oprawa graficzna. Nie chodzi wbrew pozorom o żadne wodotryski czy soczyste barwy afrykańskich plenerów. Sprawa jest bardziej prozaiczna – strzelamy przecież do celów znacznie od nas oddalonych, wypadałoby zatem widzieć je dość dokładnie. W tej kwestii "Sniper Elite III" sprawuje się całkiem nieźle. Na szczęście PlayStation 4 potrafi wygenerować stosunkowo szczegółową grafikę. Same modele postaci to już nieco inna kwestia; różowo nie jest, ale też nie są to wyjątkowo paskudne mordy.

"Sniper Elite III: Afrika" to produkcja całkiem niezła, dopóki nie próbujemy robić czegoś, na czym potknęli się sami twórcy. Zapomnijcie o tym, że uda wam się wyjść cało z otwartej wymiany ognia – przeszkodzi wam koszmarny model strzelania. Jeśli będziecie załatwiać Niemiaszków po cichu, szykujcie się na bugi i idiotyczne zachowanie wrogów. Najlepiej jednak krążyć wte i wewte pomiędzy dwoma punktami na mapie i oddawać po dwa, może trzy strzały. W końcu Rebellion na każdym kroku daje nam do zrozumienia, co w tej grze jest najważniejsze: symfonia przemocy i radiologiczne porno.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po dwóch latach od wydania "Sniper Elite V2", doczekaliśmy się następcy, "Sniper Elite III: Afrika".... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones