Recenzja filmu

Tajemnice lasu (2014)
Rob Marshall
Meryl Streep
Emily Blunt

Postmodernistyczna muzykoterapia

Problem z kontekstami polega na tym, że aby działały, ludzie muszą być wykształceni i obyci z kulturą oraz jej dorobkiem, a często kod kulturalny nie jest tak łatwy do rozszyfrowania ze względu
Problem z kontekstami polega na tym, że aby działały, ludzie muszą być wykształceni i obyci z kulturą oraz jej dorobkiem, a często kod kulturalny nie jest tak łatwy do rozszyfrowania ze względu na specyfikę dzieła, czasu i środowiska w jakim powstało. Właśnie między innymi dlatego "Into the Woods" zbiera w Polsce nieprzychylne recenzje, choć prawdopodobnie "Metro" nie zostałoby ocenione pobłażliwiej. Dlaczego jednak wziąłem się tu za krytykę społeczeństwa? Ponieważ o tym między innymi jest film.


Są lata 80-te, USA. Wybucha epidemia AIDS: ludzie uprawiają seks i umierają. Jednak prawdziwymi ofiarami choroby są bliscy zmarłych. Społeczeństwo jest zmieszane - nadal rozpustne a jednak sparaliżowane unoszącym się nad nim widmem śmierci. Wówczas na początku grudnia 1986 roku na deski Old Globe Theatre w San Diego trafia musical pióra James'a Lupine'a oraz z muzyką Stephena Sondheima, musical, który ma na celu przestrzeżenia widzów przed przygodnym stosunkiem oraz oswojenia ich ze śmiertelnością swoich przyjaciół i rodziny. Spektakl trafił w końcu na Broadway, zdobył wiele nagród w tym trzy statuetki Tony Award, a przede wszystkim zapisał się w podświadomości amerykańskiego społeczeństwa, które po dziś dzień wystawia szkolne wersje spektaklu.

Po trzydziestu latach można by uznać, że ekranizowanie tytułu z takim kontekstem historycznym mija się z celem, a jednak Bob Marshall nie miał utrudnionego zadania, ponieważ już sami Lupine i Sondheim poszli w przekazie oraz wykorzystywanych motywach o kilka kroków dalej niż można by się spodziewać.


Historia jest schematyczna i prosta - aby łatwiej było manipulować postaciami, a wszystkie zmiany i podteksty były bardziej klarowne: Piekarz (James Corden) i jego żona (Emily Blunt) pragną dziecka, ale skrzywdzona przez rodzinę mężczyzny Wiedźma (Meryl Streep) klątwą uniemożliwiła im powicie potomka. Jedynym sposobem na uproszenie sąsiadki jest zdobycie dla niej czterech artefaktów: krowy białej jak mleko, peleryny czerwonej jak krew, włosów żółtych jak kukurydza oraz pantofelka szczerego jak złoto. Wszystkie cztery znaleźć można w lesie – lesie, do którego całkiem przypadkiem wyruszają również Jack (Daniel Huttlestone), Czerwony Kapturek (Lilla Crawford) i Kopciuszek (Anna Kendrick). Perypetie bohaterów splatają się ze sobą i wpływają jedna na drugą czyniąc opowieść bardziej wiarygodną i kompletną niż teksty źródłowe, a same postaci są rozwinięte i pogłębione – żywe. Dzięki temu Piekarz ma wątpliwości czy kompleks braku ojca nie dyskwalifikuje go z tej roli, Czerwony Kapturek rozważa kwestie swojej chuci i beztroski, Jack waha się z przecięciem swojej pępowiny, a Kopciuszek kontempluje na temat wagi swojego komfortu w domu, w którym jest poniżana, względem szansy mieszkania na dworze królewskim!


Marka Disney'a jednak zobowiązywała twórców do złagodzenia ogólnego wybrzmienia utworu, aby był przystępny również dla dzieci - na moją intuicję i jedno, i drugie im nie wyszło lub – w co lubię wierzyć – Bob Marshall tak ukochał sobie oryginał, że nie miał serca wypruwać go z wpływów brudnego świata dorosłych, bowiem film nadal pełen jest podtekstów seksualnych, ironii, brutalności oraz czarnego humoru. Nie brakuje w tym dziele (arcy- !) także podtekstów dotyczących pedofilii oraz kazirodztwa, usprawiedliwiania cudzołóstwa oraz porzucenia rodziców i dzieci. Marshall wraz z aktorami ukazał nam mrok ludzkiej natury, desperację, przez którą gotowi jesteśmy nawet zabić, niewyrozumiałość i poniżającą ludzką inteligencję hipokryzję. Film ten jest czystą parodią nie tylko znanych baśni, ale także społeczeństwa, a to czyni go tworem niepoprawnym politycznie, co więcej: jedna z piosenek wręcz wyśmiewa poprawność polityczną i powszechną obłudę.


James Lupine pisząc scenariusz do filmu nie poskąpił wiarygodnych odniesień do psychologii, które są stabilnym kręgosłupem nie tylko dla postaci, ale także główną zaletą całego widowiska. Ten istotny aspekt opowieści pozwala widzowi łatwiej utożsamić się z postaciami, wczuć w ich sytuację i zrozumieć problemy. Ponieważ kto zna człowieka, który nigdy niczego nie pragnął, nigdy czegoś nie utracił, miał wzorcowych rodziców i sam był przykładnym opiekunem, chciał mieć ciastko i zjeść ciastko? Uważny i doświadczony widz wyłapie mądrości płynące z konsekwencji jakie wynikały z decyzji bohaterów, natomiast pozostali będą musieli dokładnie analizować niemal każdy wers utworów, żeby zrozumieć problematykę całego filmu. To sprawia, że nie jest to seans dla każdego: to kino ambitne, upchane symbolizmem i podatne na wieloraką interpretację, momentami nużące i skomplikowane w formie oraz treści. Piosenki są tu idealnym pretekstem do głośnych i niekrótkich rozważań na temat życia. A te z kolei skomponowane przez Sondheima swoimi dominującymi szarpanymi dźwiękami smyczków nadają utworowi mroczne i niepokojące tło, czasem groteskowe, czasem melancholijne, zgrywające się idealnie z przymglonymi zdjęciami Dion Beebe'a pełnymi cieni oraz niebieskiego bądź złotego oświetlenia wypełniającego kadry, które dystansowały się od aktorów zachowując teatralność. Tu pozwolę sobie wtrącić kolejny dowód na umiłowanie Boba Marshalla do Broadwayowskiej wersji spektaklu: ścieżki dźwiękowe z piosenek, które nie znalazły miejsca w ekranizacji nadal wypełniają tło dialogom w filmie. Co więcej, kostiumy (przemyślane i doskonale skomponowane przez Colleen Atwood) oraz scenografia także trącą pewną sztucznością zachowującą wrażenie wyraźnej imitacji rzeczywistości zamiast jej wiarygodnego odtworzenia. Film jest otwartą metaforą, theatrum mundi dzięki obecnemu narratorowi oraz klamrze kompozycyjnej.


Oszałamiająca świadomość wielkości filmu nieobca była także aktorom, którzy robili co mogli aby stać się postaciami, pomóc im przełamać schematy wytworzone w popkulturze oraz wyśpiewać każdą notę czysto jak złoto. I choć rzeczywiście brzmią imponująco (utwory są wymagające, osadzone w wysokich oktawach z nutami trudnymi do sięgnięcia) to technicznie rzucają na musical cień dzieła postmodernistycznego. Czy jest to wadą czy zaletą pozostawiam do osobistej weryfikacji.

Prym wiodą dwie najstarsze główne aktorki - Emily i Meryl idą łeb w łeb w swoich performance'ach. Piekarzowa jest tutaj bowiem kobietą uprzejmą, niezgorzkniałą, ale też zdecydowaną i przebiegłą niczym Lady Makbet, mimo tego nadal pozostaje żywym człowiekiem - smuci się i marzy, cierpi i doznaje niepowodzeń. Jest to kreacja bardziej skomplikowana i niejednoznaczna w przeciwieństwie do Piekarzowej Joanny Gleason znanej z desek teatru. Wiedźma natomiast jest o tyle trudna, że nie dość, że nosi ze sobą ciężki bagaż doświadczeń i bólu, to jeszcze w trakcie filmu przechodzi wyraźną przemianę, która odświeża jej charakter, dodaje pewności siebie i siły. Meryl zręcznie tasuje emocjami jak talią kart, przechodząc z jednej skrajnej emocji do drugiej, potrafi być w tym samym momencie wściekła i godna pożałowania, podła i troskliwa - to jedna z jej najlepszych ról, co sama zresztą przyznała w wywiadzie! Najgorzej jednak wypada Daniel, który niestety - mimo swojego wieku - odtworzył postać zbyt dziecinną i nie do końca świadomą swojego znaczenia dla opowieści (choć może jego kreacja jest bękartem ugrzecznionej produkcji Disneya i to ja się mylę twierdząc, że Marshall chciał stworzyć dzieło mające coś wspólnego z teatralnym spektaklem - pozostawiam do osobistej weryfikacji) oraz otoczony kultem Johnny Depp, którego zmanierowana i tania gra aktorska urągała małej, aczkolwiek tak istotnej roli.


Film ma w swej strukturze wyraźny podział na dwa akty, gdzie w pierwszym śledzimy znane nam punkty zwrotne baśni, zaś w drugim skutki wydarzeń z aktu poprzedniego. Jeżeli oczekujesz prostej, dość lekkiej historii osadzonej w świecie fantastycznym wystarczy ci sama pierwsza część seansu. Bardziej wymagający widz (a przy tym niearogancki i wyrozumiały) będzie zaspokojony wywodem na temat wagi momentu w naszych życiach i oburzeniem natury na człowieka. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nowy film Roba Marshalla to pierwszorzędny musical przeznaczony dla ściśle określonego grona odbiorców.... czytaj więcej
"Tajemnice lasu" sprawnie łączą wątki z najpopularniejszych baśni braci Grimm. Tytułowy las okazuje się... czytaj więcej
"Tajemnice lasu" to czarująca opowieść, która dzięki postaciom Piekarza i jego żony łączy w sobie motywy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones