Poszły w las

Stylistyczna rozpiętość i brulionowa forma nieraz owocują nieoczywistymi rozwiązaniami, a reżyserka niejednokrotnie imponuje warsztatem. Ale w zbyt wielu miejscach efekt jej metody jest nie
"Masło na zasuwce" w reżyserii Josephine Decker wymyka się łatwym klasyfikacjom. Mikrobudżetowy, skupiony na bohaterach mumble-core sąsiaduje tu z niemal surrealistycznymi sekwencjami, a eksperymentalny ton całości miejscami ustępuje miejsca skojarzeniom z... "Blair Witch Project". Improwizacja i dokumentalny zapis idą w parze z filmową kreacją i rymują się z dylematami bohaterki powoli tracącej rozeznanie między prawdą a fikcją. "Kino nowohoryzontowe" w pełni. Choć niekoniecznie w najlepszym wydaniu.

Rodem z mumblecore'u są miotające się życiowo postacie przyjaciółek Sarah (Sarah Small) i Isolde (Isolde Chae-Lawrence). Kobiety opuszczają wielkomiejski zgiełk Nowego Jorku, zostawiają za sobą męsko-damskie perypetie i postanawiają poszukać zapomnienia oraz oczyszczenia na obozie kultury bałkańskiej. Niczym Joe Swanberga (z którym zresztą Decker współpracowała) i jemu podobnych twórców reżyserkę "Masła na zasuwce" interesuje zgłębianie zawiłości związków międzyludzkich. Relacja między przyjaciółkami zaczyna się robić napięta, gdy na horyzoncie pojawia się pewien mężczyzna (Charlie Hewson).  

Ale podczas gdy w filmach z nurtu mumblecore główną formą podawczą jest dialog, Decker nieraz nie przywiązuje wagi do słowa, przekazując kluczowe informacje samym obrazem. Rozmowy między bohaterkami często giną w dźwiękach muzyki albo w leśnych odgłosach, wręcz lekceważone. Najważniejszego dowiadujemy się często z celnych sklejek montażowych, elips, które mówią wiele bez zagadywania problemu. Wyraźnie daje o sobie znać również dokumentalne doświadczenie Decker: troje aktorów (z czego dwie osoby występują pod własnymi imionami) wrzuconych jest w rzeczywistą sytuację obozu. W napisach końcowych pojawia się nawet informacja, że wszelkie dialogi były improwizowane. Stąd wrażeniowy, intymny ton filmu.

Ale Decker nie interesuje jedynie portretowanie rzeczywistości. Od realizmu scenek rodzajowych swobodnie przechodzi do impresjonistycznych rozmytych kadrów czy odlotowych, eksperymentalnych sekwencji. Obyczajowy charakter pierwszej połowy filmu z czasem zaczyna ustępować rozwiązaniom rodem z horroru: a to błądzenie po lesie w środku nocy, a to jakieś zwidy, halucynacje. Reżyserka buduje tu tematyczne opozycje: jawa kontra sen, natura kontra kultura. Sarah i Isolde porzucają neurotyczny klimat metropolii, by i tak paść ofiarą tych samych neuroz – tyle że w pozornie sielskiej leśnej przestrzeni.

Problem w tym, że Decker bierze na siebie za dużo. Stylistyczna rozpiętość i brulionowa forma nieraz owocują nieoczywistymi rozwiązaniami, a reżyserka niejednokrotnie imponuje warsztatem. Ale w zbyt wielu miejscach efekt jej metody jest nie intrygujący, ale pretensjonalny. Zagubienie bohaterek zbyt często udziela się samej autorce. Niby z zasady buduje ona swoje kino z niedoskonałości, zgrzytów, ale ta forma z czasem obraca się przeciwko niej. Choć "Masło na zasuwce" daje intrygujący portret kobiecej przyjaźni i seksualności, nie broni się jako całość.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones