Recenzja filmu

Violet (2014)
Bas Devos
Cesar De Sutter
Raf Walschaerts

Potrzeba i przyzwyczajenie

"Violet" nie ma wyraźnej linii dramaturgicznej, co mimo wszystko trzeba zaliczyć w poczet wad. Wycyzelowane sekwencje "oswajania traumy" można w podobnym utworze wałkować w nieskończoność i
Najpierw jest masakra, później – żałoba. Najpierw mamy serię obrazów z kamer przemysłowych w centrum handlowym, później operator uwiesza się na barkach bohatera, śledzi go krok w krok, stara się zajrzeć w jego duszę. I choć początkowa sekwencja trwa zaledwie parę minut, zaś impresyjne pasaże wypełniają resztę filmu, to właśnie wspomniany kontrast – między biernością a jej tragicznymi konsekwencjami – stanowi największą siłę debiutanckiego obrazu Basa Devosa.



Ten, kto widział elegijny "Paranoid Park" Gusa Van Santa, poczuje się jak w domu. Kto przegapił, powinien wiedzieć, że nie jest to kino, w którym słowa płyną jak z odkręconego kranu. Bohater filmu Van Santa zabił nieumyślnie strażnika kolejowego, a pokłosiem tragicznego zbiegu okoliczności była poetycko odmalowana depresja. W "Violet" wyrostki szlachtują kolegę nastoletniego Jessego, skutki traumatycznego zdarzenia są jednak podobne. Wśród wielu kapitalnych metafor najciekawsza jest ta, na którą zwrócił uwagę Boyd van Hoeji z "The Hollywood Reporter". Oto Jesse podgląda nocą dom pogrążonych w żałobie rodziców kumpla. Parter jest rozświetlony, a nad krzątającymi się domownikami wisi czarne jak smoła niebo – żałoba dosłownie opadająca na ich barki.

Podobnych, równie efektownych zabiegów jest więcej. Świetny operator Nicolas Karakatsanis ("Głowa byka", "Brudny szmal") porusza się po bogatej dzielnicy belgijskiego miasta. Jest tu skate park, są wiodące – donikąd, jak się wydaje – alejki oraz równo przystrzyżone trawniki, słowem: idealna scenografia do rozegrania podobnego dramatu. Całość została nakręcona w formacie 4:3, co przydaje filmowi nieco klaustrofobicznej, dusznej aury. Kontrapunktujące ten nastrój obrazki wyczynów na beemiksach symbolizują jedynie pozorną wolność – bohaterowie filmu nie żyją w próżni, a reakcją na bezsilność Jessego jest okrutny kontratak rówieśników w sieci i mediach społecznościowych. Devos nie poświęca temu wątkowi wystarczająco dużo uwagi, ale też krytyka społeczna nie jest sednem jego obrazu.



"Violet" nie ma wyraźnej linii dramaturgicznej, co mimo wszystko trzeba zaliczyć w poczet wad. Wycyzelowane sekwencje "oswajania traumy" można w podobnym utworze wałkować w nieskończoność i trudno wyczuć, w którym momencie kończy się wówczas potrzeba, a zaczyna przyzwyczajenie. Wydaje się wręcz, że wydźwięk filmu byłby równie mocny, a forma tak samo intensywna, gdyby zamknąć historię Jessego w krótkim  metrażu. Obraz Devosa jest najlepszy, gdy reżyser skupia na twarzy bohatera, na jego języku ciała: próbuje zajrzeć za parawan beznamiętnego oblicza, dokopać się głębiej, sprawdzić, co siedzi mu z tyłu głowy. Nieprzenikniona, ludzka twarz wciąż może być dobrym kinem – przekonuje reżyser. Nawet, jeśli samo spojrzenie jest wynikiem epigońskich ciągot.
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones