Recenzja filmu

Mój porywacz (2010)
Kate Horne
Mark Henderson

Powrót porwanych

Nie ma w tym dokumencie miejsca dla głębszej analizy. Nie powinno to dziwić, skoro współreżyserem jest jeden z porwanych, właśnie Mark Henderson. Od takich przeżyć nie można się zdystansować.
Kolumbia jest jak pułapka na myszy. Kusi serem w postaci zapierających dech widoków ruin starożytnych cywilizacji Indian, ale ci, którzy ulegną pokusie, mogą zostać schwytani przez niekończący się konflikt wewnętrzny rozdzierający ten kraj od dziesięcioleci. Nie bez powodu Kolumbia jest krajem numer jeden pod względem liczby porwań dla okupu.

W 2003 roku doszło w górzystym rejonie Kolumbii do porwania ośmiu obcokrajowców. Jeden z nich zbiegł, lecz pozostała siódemka, w tym czwórka Izraelczyków, Brytyjczyk i Niemka, byli dalej przetrzymywani. Zostali uwolnieni dopiero po ponad trzech miesiącach. Niespełna rok później Brytyjczyk – Mark Henderson – otrzymał maila od jednego z porywaczy. Z Niemką również skontaktowała się porywaczka. Przez kolejne pięć lat korespondowali ze sobą, aż w końcu postanowili się spotkać. Wyprawie, w której poza Brytyjczykiem i Niemką wzięło udział dwóch Izraelczyków, towarzyszyła kamera.

Przez półtorej godziny oglądamy byłych porwanych, którzy wracają do miejsca ich tragedii. Widzimy ich reakcje, kiedy przed oczami stają im wydarzenia sprzed lat. Z ich opowieści i fragmentów dzienników dowiadujemy się, jak się czuli, będąc przetrzymywanymi wbrew własnej woli przez ludzi, o których nic nie wiedzieli. Poznajemy kulisy całej sytuacji: podziały w grupie porwanych, różne taktyki, nerwowe załamania i desperackie plany ucieczki. Dzięki włączeniu wypowiedzi jednego z porywaczy, otrzymujemy też możliwość spojrzenia na wszystko z drugiej strony.

Nie ma w tym dokumencie miejsca dla głębszej analizy. Nie powinno to dziwić, skoro współreżyserem jest jeden z porwanych, właśnie Mark Henderson. Od takich przeżyć nie można się zdystansować. Jakiekolwiek przemyślenia pozostawione zostają widzowi, ale są to głównie pytania bez odpowiedzi. Film jednak dobrze oddaje emocjonalne doświadczenia porwanych, a scena, w której bohaterowie spotykają się grupą wysiedlonych kobiet i okazuje się, że jedną z nich spotkali w czasie, kiedy byli porwani, robi bardzo duże wrażenie.

"Mój porywacz" to portret ocalałych, lecz na zawsze naznaczonych tragedią. Jest to obraz gorzki i wzruszający zarazem, w którym nadzieja miesza się z czarną rozpaczą, kiedy okazuje się, że wolność nie jest końcem porwania.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones