Recenzja filmu

Maska Zorro (1998)
Martin Campbell
Antonio Banderas
Anthony Hopkins

Powrót uczciwego łotra!

Przyjęła się zasada, że sequel lub remake zawsze musi być gorszy od swojego poprzednika. Niestety przeważnie zasada ta sprawdza się. Dlatego podchodząc do "Maski Zorro" miałem obawy, czy to aby
Przyjęła się zasada, że sequel lub remake zawsze musi być gorszy od swojego poprzednika. Niestety przeważnie zasada ta sprawdza się. Dlatego podchodząc do "Maski Zorro" miałem obawy, czy to aby nie jest jeden z licznych nabijaczy kasy, które jadą na popularności oryginałów. Na szczęście moje obawy nie odnalazły odbicia w rzeczywistości – film okazał się godnym kontynuatorem, ale niepozbawionym kilku wad (niepsujących ogólnego wrażenia). Przed laty w każdy sobotni poranek na antenie pewnej stacji telewizyjnej obejrzeć można było odcinek serialu o przygodach Zorro. Serialu bardzo starego, ale przeze mnie uważanego za najlepszą ekranizację przygód zamaskowanego bohatera, który zabierał bogatym, a dawał biednym. Rzeczą wybijającą ten serial przed inne adaptacje był niesamowity klimat dawnej Kalifornii. Właśnie przez ten klimat serial stał się dla mnie wyznacznikiem jakości dla kolejnych wersji. Żadna inna nie dorównała poprzednikowi, ale to uległo zmianie wraz z pojawieniem się "Maski Zorro". Zacznijmy od początku, czyli od fabuły. Ta została bardzo sprytnie skonstruowana - akurat tak, by w jednym filmie mogły pojawić się dwie wielkie gwiazdy różnych pokoleń. I tak mamy prawdziwego Zorro alias Don Diego de la Vega (świetny Anthony Hopkins), który niestety jest już zbyt stary, aby móc wykonywać zawód bohatera. Los stawia na jego drodze Alejandro Murrieta (równie dobry Antonio Banderas). Alejandro ma do wyrównania porachunki z kapitanem Love, który jest sprawcą śmierci jego brata. Liczy, że nauki pobierane od Don Diego pomogą mu w dopełnieniu zemsty. Takowy skrót fabuły brzmi, jakby została napisana do brazylijskiej telenoweli. Ale to właśnie dzięki dwóm uzdolnionym scenarzystom nabrała głębi i rozmachu akuratnego do filmu o przygodach Zorro. Zemsta jest podana w bardzo efektownej formie – pełnej pojedynków i gonitw. Czyli wszystkiego, co wymagane jest od dobrego filmu przygodowego, którego akcja toczy się w czasach współczesnych, ale nie nam. Jednak dobra fabuła na nic się nie przyda, jeśli aktorzy nie będą chcieli dobrze zagrać. W przypadku "Maski Zorro" nie było z tym najmniejszego problemu. Aktorzy wczuli się w odgrywane postaci i wyraźnie widać, że sprawia im to ogromną frajdę. Anthony Hopkins zaszarżował jako starsza wersja Zorro i udowodnił, że ma nie lada talent aktorski. Gdy podszywa się pod służącego Bernardno, to nie sposób nie powstrzymać uśmiechu. Wystarczy tylko spojrzenie na jego poczciwą twarz, aby nabrać dobrego humoru. Natomiast Banderas sprawiał wrażenie, jakby został stworzony do swej roli – szarmanckiego łotrzyka o złotym (przeważnie) sercu. Jego kreacja zostaje w pamięci na długo po seansie. Podobnie jak postać odgrywana przez Catherinę Zetę-Jones. Jej Elena jest przykładem prawdziwe gorącej kobiety – walory zewnętrzne i jej ognisty temperament tworzą iście wybuchową mieszankę. Tak wyrazistej kobiecej roli dawno w kinie nie było! Dwa najważniejsze elementy filmu wypadły bardzo dobrze. Ale na obraz składają się także detale – tych w "Masce Zorro" jest pełno (muzyka, efekty, zdjęcie). Ale po kolei: muzyka jest w filmie jednym z elementów głównie wpływających na klimat. To ona właśnie buduje nastrój. W "Masce Zorro" jest dokładnie taka, jak powinna być w filmie o Zorro – momentami tajemnicza, ale następnie przechodząca w szybkie kawałki idealnie obrazujące to, co dzieje się na ekranie. Kolejny punkt to efekty specjalne; w filmie przygodowym są bardzo ważne. Ale należy pamiętać, że nie mogą przesłonić aktorów, bo wtedy nie można się zidentyfikować z bohaterami. W "Masce Zorro" został dobrane w idealnych proporcjach – służą jedynie jako ozdobniki, a nie jako główny motor napędowy. No i ostatnie, ale wcale nie najgorsze, wręcz przeciwnie, a chodzi o zdjęcia, które są piękne. Dzięki nasyceniu jasnymi barwami czuć klimat panujący w Kalifornii – wysokie temperatury, zero deszczu i wielka ulga, kiedy przychodzi noc. Już nie trzeba jechać do dalekich krajów, żeby zaznać ciepłego klimatu, wystarczy obejrzeć "Maskę Zorro" – wrażenia praktycznie takie same. "Maska Zorro" jest jednym z nielicznych filmów, którym nie mam nic do zarzucenia. Bardzo dobry pod każdym względem. Pozostaje mi teraz czekać na kontynuację – oby równie udaną co poprzednik, czego życzę z całego serca twórcom.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones