Recenzja wyd. DVD filmu

Do utraty tchu (1960)
Jean-Luc Godard
Jean Seberg
Jean-Paul Belmondo

Prawdziwa szuja

Tymi słowami kończy się film-legenda kina europejskiego. Dziecko francuskiej Nowej Fali i pełnometrażowy debiut reżyserski Jean-Luca Godarda.
Zanim rzucę się w opis tego niewątpliwego skarbu, jeszcze kilka słów o Nowej Fali. Krótko mówiąc, była to nowa definicja sztuki filmowej, nurt charakteryzujący się większą swobodą tworzenia, łamiący schematy i odrzucający stałe wzorce. Luźne podejście do scenariusza i realizacji filmu. Mniej kręcenia w studio, a więcej w plenerach, tam, gdzie rozgrywa się prawdziwe życie.

"Do utraty tchu" jest do bólu prostym w budowie kryminałem. Pewny siebie Michel Poiccard jest młodym i przystojnym złodziejaszkiem. Słowem, para się kradzieżą samochodów na zlecenie. Na początku akcja rozgrywa się w Marsylii, gdzie po podprowadzeniu pokaźnego Oldsmobile'a, Michela zaczyna ścigać drogówka. Ale, nie, nie dlatego, że kilkanaście minut wcześniej ukradł pojazd, ale dlatego, że zupełnie nierozważny bohater przekroczył prędkość. Michel niedługo potem musi zjechać z drogi, bo silnik odmawia posłuszeństwa. Pech chciał, że od tyłu zajeżdża go policyjny motocykl, jeden z goniących go wcześniej. Ta sytuacja w połączeniu ze znalezionym w schowku auta rewolwerem może mieć tylko jedno zakończenie. Policjant kończy swój żywot w rowie uśmiercony kulą. Poiccard lub Laszlo Kovacs, jak się zamiennie przedstawia, ucieka do Paryża. Na miejscu szuka swojego znajomego Antonio, który jest mu winien pieniądze. Oprócz tego próbuje nakłonić znajomą amerykankę by wyjechała z nim do Włoch. No i oczywiście ukrywa się przed szukającą go policją, choć zbytnio się nie stara pozostać w ukryciu. A jego zdjęcie zdążyło się już ukazać w gazetach. Wspomniana amerykanka to Patricia, urocza dziewczyna, która będzie towarzyszyć naszemu bohaterowi do końca opowieści.



Filmem zainteresowałem się całkiem niedawno. Wydanie DVD, które trafiło w moje ręce zawiera książeczkę o reżyserze i samym obrazie. Do seansu przystąpiłem więc w pełni przygotowany i obeznany z twórczością Jean-Luca Godarda i kanonami Nowej Fali.

"Do utraty tchu" niestety nie zachwycił mnie tak jak tego oczekiwałem. Nie mówię, że jest zły, absolutnie. Dobry i udany film, ale jednak czegoś mi brakowało. Może oczekiwałem za dużo, albo nie do końca porwała mnie magia nowego nurtu. Fabuła jest nieskomplikowana, wręcz archaiczna, ale ma to swoje zalety, bo można się skupić na niezwykłych chwytach i działaniach reżysera.

Na początek zdjęcia. Godard w niektórych scenach zastosował innowacyjne i genialne w swojej prostocie kręcenie z ręki. Zupełna nowość w tamtych czasach. Ponadto uwagę zwraca częste przeskakiwanie obrazu w ujęciach. Wygląda to tak, że bohaterowie prowadzą dialog, ale ujęcie wydaje się być pozbawione co niektórych klatek. Trzecim ciekawym zabiegiem jest zwrot do widza. I to taki zupełnie niespodziewany. Michel prowadzi samochód, komentuje otoczenie, pogodę i nagle ni stąd ni zowąd spogląda w obiektyw i puszcza w naszą stronę kilka luźnych zdań. Zupełnie jakby chciał zagaić rozmowę. Dzięki temu widz może poczuć, że uczestniczy w akcji i siedzi obok bohatera w pędzącym aucie. Kolejnym niecodziennym elementem jest eksperymentowanie z tym co aktualnie widzimy na ekranie. Podam dwa przykłady. Michel leży na łóżku i o czymś mówi. Widzimy jego twarz, a za moment kamera płynie w górę, by pokazać obraz, jakiś zwykły bohomaz. W innej scenie pewien pisarz rozmawia z dziennikarzami. Jego postać wypełnia kadr, a po chwili reżyser pokazuje kręcące się taśmy w magnetofonie jednego z obecnych dziennikarzy. Dziwne? Jasne, ale i jakie wspaniałe zarazem.

Jako, że jestem fanem Humphrey Bogarta i filmów noir, bardzo przypadł mi do gustu złożony przez Godarda hołd Bogiemu. Michel przez dłuższą chwilę wpatruje się w zdjęcie aktora i francuski plakat "Tym cięższego ich upadku". Prosto i z klasą złożony ukłon tak wielkiemu aktorowi.



Warto wspomnieć o tempie akcji, które raz zwalnia, raz przyspiesza. Z początku film jest dynamiczny. Kradzież, pościg, zabójstwo. Później nerwy i adrenalina opadają za sprawą długiej sceny w sypialni Patricii. Prowadzą z Michelem rozmowę o, tak naprawdę bzdetach. I jakie to jest życiowe! Żadnych ambitnych tekstów, po prostu niezobowiązujący dialog między dwójką bohaterów. Jest to też swoista przerwa między napiętą atmosferą związaną z poszukiwaniami Michela. Tempo znowu wzrasta kiedy Poiccard wraz z kochanką "biega" po mieście, kradnie kolejne auta, unika policji i wreszcie kontaktuje się z Antonio. Ta nagonka trwa do ostatniej sceny, kiedy całość zostaje powoli wygaszona spojrzeniem Patricii w obiektyw.



"Do utraty tchu" będący dziś cenionym klasykiem filmu europejskiego, zawdzięcza swój wielki sukces w dużej mierze reżyserowi, ale nie można pomijać aktorów, którzy na tym filmie się wybili. Jean-Paul Belmondo, wcielając się w Michela, wykreował bezpardonową, odważną postać. Michel Poiccard jest bardzo bezpośredni, czasami nawet chamski. Obnosi się kradzionymi samochodami, bezczelnie wprasza się do pokoju hotelowego Patricii czy nawet bez ogródek pyta ją na środku ulicy o brak stanika czy szanse na spędzenie wspólnej nocy. Michel więc na pewno nie jest dżentelmenem, raczej łobuzem w marynarce i kapeluszu.

Kochanka Michela, Patricia Franchini, jest jego przeciwieństwem. Skromna, miła i dobrze wychowana. Staje jednak przed trudnym wyborem, kiedy odwiedza ja policja w związku z Michelem. Musi wybrać, zostaje ze swoim mężczyzną, którego i tak nie wie czy kocha, czy oddać go w ręce władz. Jak to się potoczy, to już musicie sami zobaczyć.

Duet jaki wykreowali BelmondoJean Seberg jest jednym z ciekawszych jakie można znaleźć w filmach. Wraz z rozwijaniem się fabuły, Michel nabiera odrobinę ogłady przy Patricii, ale ona też potrafi się ukazać od innej strony. – "Ukradniemy tego Cadillaca?", mówi w pewnym momencie do Michela.



Kreatywne i nowatorskie podejście do sztuki filmowej jest zawsze mile widziane wśród sztampowych obrazów. Do utraty tchu jest tego doskonałym przykładem. Mało ambitny fabularnie nadrabia cennymi wartościami. Talent reżyserski Godarda w połączeniu z nieszablonową realizacją i błyskotliwą parą bohaterów złożył się na uznany przez wielu film o nadal niesłabnącej popularności. A czymś takim może się pochwalić tylko prawdziwe, wybitne dzieło. I takim dziełem, choć z małymi rysami, jest ta właśnie opowieść.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Skromne, zrealizowane za niewielkie pieniądze "Do utraty tchu" to niewątpliwie film przełomowy, jedno ze... czytaj więcej
Jean-Luc Godard w jednym z wywiadów przyznał, że kręcąc "Do utraty tchu", swój filmowy debiut, zupełnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones