Recenzja filmu

Ryś i spółka (2008)
Jarosław Boberek
Krystyna Kozanecka
David Robles
Cecilia Santiago

Ryś i jego Rysia

"Ryś i spółka" posiada wszystkie elementy, które bajka powinna mieć. Są sympatyczne zwierzaki, jest przyjaźń, miłość i pouczający morał.
Animacja promowana głównie nazwiskiem Antonio Banderasa, a w Polsce także niepokonanego strongmena Mariusza Pudzianowskiego, stoi przed trudnym zadaniem. Wymuskane produkcje Pixara czy DreamWorks, nad którymi pracuje sztab wybitnych i doświadczonych filmowców, przyzwyczaiły widzów do stałego wysokiego poziomu rozrywki. Pomniejszym wytwórniom, szczególnie tym dopiero debiutującym na rynku animacyjnym, niezwykle trudno sprostać oczekiwaniom tak rozpieszczonej widowni. Podobnie jest z "Rysiem i spółką".

Ryszard jest jednym z niewielu ostatnich okazów rysia iberyjskiego na ziemi. Jego szanse na przedłużenie gatunku są szczególnie niewielkie, zważywszy na prześladującego go pecha. Złamania, upadki czy porażenia prądem są dla niego na porządku dziennym. Gdy po raz 41 trafia do schroniska, gdzie troskliwi ludzie mają pomóc mu wylizać się z obrażeń, będzie musiał przemóc nieprzychylny los i uratować nie tylko siebie, ale także swoich przyjaciół – Kozę Beatę, Kameleona Leona, Kreta Krecika i ukochaną Rysię Krysię – wszyscy bowiem zostają porwani przez bezwzględnego myśliwego.

"Ryś i spółka" posiada wszystkie elementy, które bajka powinna mieć. Są sympatyczne zwierzaki, jest przyjaźń, miłość i pouczający morał. Mniej jest jednak tego, co zwykliśmy dostawać w animacjach wielkich wytwórni - dobrych żartów. Większość opiera się na mało wyszukanych grach słownych, które bawić mogą młodą widownię, ale już raczej nie ich rodziców. Muszę przyznać, że z kolei warstwa wizualna "Rysia" depcze po piętach najlepszym animacjom na rynku. Soczyste kolory i dopracowane szczegóły umilają seans.

Gdyby nie słabe dialogi, mogłabym napisać, że polski dubbing jest naprawdę dobry. Co ciekawe, to nie Pudzianowski robi największą furorę w "Rysiu" (trudno się wręcz zorientować, że fajtłapowaty i przygłupi najemnik z numerem 13 to nasz mistrz siłaczy). Najciekawszą kreację zbudował – co było dla mnie dużym zaskoczeniem – Jarosław Kret jako Krecik. Co prawda jego kwestie sprowadzały się głównie do postękiwania i wydawania chrapliwych dźwięków, ale – z subiektywnego punktu widzenia – przekonujące odegranie właśnie takiej roli wydaje się najtrudniejsze.

"Ryś i spółka" to film, która może się podobać, jednak pod warunkiem, że nie nastawicie się na arcydzieło gatunku.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones