Recenzja filmu

Kongres (2013)
Ari Folman
Robin Wright
Harvey Keitel

Są piękne fałsze i szpetne prawdy

Trudno przypuszczać, że przeniesienie na ekran wyrafinowanej intelektualnie prozy zawieszonej w nieznającym ograniczeń surrealistyczno-futurystycznym świecie science fiction podszytym misterną
Trudno przypuszczać, że przeniesienie na ekran wyrafinowanej intelektualnie prozy zawieszonej w nieznającym ograniczeń surrealistyczno-futurystycznym świecie science fiction podszytym misterną refleksją nad pytaniami egzystencjalnymi jest przedsięwzięciem łatwym. Trudno także zmienić zdanie w tej materii po obejrzeniu najnowszego filmu Ariego Folmana(reżysera nagradzanego "Walca z Baszirem").



"Kongres"oparty jest na motywach powieści Stanisława Lema z 1971 roku pt.Kongres futurologiczny. Jak dotychczas ekranizacji prozy Lema było kilka. Do najbardziej znanych należy "Solaris" autorstwa Andrieja Tarkowskiego (nominacja do Złotej Palmy w Cannes i Grand Prix Spécial du Jury), a także całkiem udane, aczkolwiek inne "Solaris"Stevena Soderbergha.Mając je w pamięci, można by spekulować, że "Kongres" (jeżeli posługiwać się już jakimiś punktami odniesienia) może być filmem, któremu bliżej będzie raczej do wspomnianych tytułów czy nawet do "Odysei kosmicznej" (na motywach opowiadań Arthura C. Clarke'a) niż np. do "Raportu mniejszości" (na podstawie twórczości Philipa K. Dicka). "Kongres"to jednak dzieło unikalne. Posiłkowanie się metodami, które umożliwiły dotychczasowe udane ekranizacje prozy z gatunku science fiction, to pokusa, której Ari Folman oparł się skutecznie.

Film opowiada historię Robin Wright (grana przez Robin Wright), starzejącej się aktorki Hollywood, której kariera sukcesywnie obumiera. Z propozycją jej rewitalizacji wychodzi wszechmocne studio Miramount – oferuje zeskanowanie Robin celem późniejszego wykorzystywania jej zdigitalizowanej wersji w swoich produkcjach. Cyfrowe alter-ego staje się własnością studia. Wizerunek Robin dzięki nowym produkcjomMiramount (wykorzystującym jej cyfrowy odpowiednik) zaczyna funkcjonować w masowej wyobraźni. Jednocześnie ona sama jako starzejąca się aktorka, wyparta przez technologię, odchodzi w artystyczny niebyt. Okazją do przypomnienia się publiczności staję się zaproszenie na kongres futurologiczny, na którymMiramount prezentować będzie swój kolejny technologiczny przełom mający zmienić losy nie tylko przemysłu filmowego...

Struktura filmu i jego treść są płynne, chaotyczne, nasycone przeróżnymi wątkami, symboliką i alegoriami. Forma wyrazu jest podobnie innowacyjna... – połowa filmu jest animowana (poziom wizualnego wysublimowania animacji może nie w pełni usatysfakcjonować estetów...). Stałym jest zakotwiczenie całej historii w dylemacie rozdarcia pomiędzy brutalną prawdą i bardziej znośnym kłamstwem, który jest rozpatrywany w kontekście zagadnienia subiektywizacji całkowicie plastycznej dzięki nowoczesnym technologiom rzeczywistości... (chociażby wspomniany wątek zgody Robin na kontrakt z wytwórnią w jakimś zakresie tj. wieczna młodość i sława kontra zapomnienie i starość...).

Plusem filmu jest brak wyraźnego moralizatorstwa i stronniczości reżysera. Folman zadaje pytania, nie sugeruje widzom rozwiązań i nie daje odpowiedzi. To niewątpliwie duża wartość filmu.



Niemniej jednak "Kongres" jest zbiorem niepoukładanych myśli. Mimo świadomego i jeszcze zrozumiałego założenia braku prostej linearności fabuły trudno dopatrzyć tu się kompozycji, która mogłaby tworzyć spójną całość w jakikolwiek sposób. Autor nie pokusił się pójść w kierunku oszczędnej w dialogi, osadzonej w niedomówieniach poetyckości, co na przykład w jakimś zakresie udało sięSoderberghowi i w dużej częściTarkowskiemu czy Kubrickowi. W efekcie powstała dosyć toporna i przegadana mozaika wątków, obrazów i sytuacji, która dla widzów może okazać się ciężkostrawna. Możliwe, że momentami także pozbawiona polotu i filmowej głębi, której można by po takim filmie oczekiwać.

Ekranizacja prozy Lema jest trudnym zadaniem i wydaje się, że Ari Folman nie znalazł odpowiedniej metody, żeby sobie z nią poradzić. W konsekwencji trudno podejrzewać, żeby "Kongres" powtórzył sukces "Walca z Baszirem".

Dla oddanych czytelników Lema film może być kuszącym poszerzeniem horyzontów, dla pasjonatów science fiction – jedną z pozycji wartych obejrzenia, dla reszty – dosyć pokraczną filmową ciekawostką. Niewykluczone, że wartą poznania.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Stanisław Lem to bodajże najbardziej rozpoznawalny polski pisarz książek o tematyce... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones