Recenzja filmu

Chłopak z sąsiedztwa (2015)
Rob Cohen
Jennifer Lopez
Ryan Guzman

Seks bez przyjemności

Gdyby film wyszedł kilkanaście lat temu, kiedy temat fatalnego zauroczenia nie był tak mocno wyeksploatowany, jak w dniu dzisiejszym, prawdopodobnie obraz można byłoby zaakceptować, a nawet  w
Nowy obraz w dorobku filmowym Jennifer Lopez – słynnej piosenkarki przeżywającej ostatnio drugą młodość na scenie muzycznej – to dzieło przypominające poziomem wykonania niskobudżetowe produkcje telewizyjne. Pojawienie się w repertuarze kinowym pozycji "Chłopak z sąsiedztwa" to nadzwyczajna pomyłka, ponieważ powyższa propozycja filmowa klasyfikuje się, co najwyżej, na standardy rynku DVD. Swoją obecność na srebrnym ekranie zawdzięcza jedynie nazwiskom aktorów wcielających się w główne postacie obrazu, a mowa tu o wspomnianej przed chwilą Jennifer Lopez oraz Ryanie Guzmanie – facecie kojarzonym przede wszystkim z tanecznego hitu "Step Up 4 Revolution", wchodzącego w skład dochodowej i popularnej serii o nastoletnich tancerzach. Ponadto dzieło Roba Cohena to wyraźny skok na kasę kinomanów, którzy zwabieni swoimi ulubieńcami, tłumnie nawiedzą kina zapełniając portfele twórców oferujących w zamian powielaną już dziesiątki razy historię, na dodatek  opakowaną w wątpliwej jakości oprawę audiowizualną.


Fabuła, jak na podjętą przez film tematykę, jest do bólu schematyczna oraz ograna. Ile to już razy mogliśmy oglądać produkcje opowiadające o fatalnym zauroczeniu i jego konsekwencjach? Dla przykładu można podać "W sieci" z Michaelem Douglasem oraz Demi Moore w rolach głównych. Jednakże pozycji Roba Cohena daleko do wspomnianego powyżej dzieła. Przede wszystkim największym mankamentem "Chłopaka z sąsiedztwa" jest jego przewidywalność. Z zegarmistrzowską precyzją można określić co wydarzy się za chwilę. Twórcy nie silą się na oryginalność. Zamiast spróbować odejść od schematów i przestać czerpać garściami z innych produkcji, dodać coś od siebie i urozmaić tym samym seans, wolą brnąć w zaparte powielając wytarte klisze, przez co ich film z minuty na minutę zaczyna się coraz bardziej dłużyć. Wynikiem takiego postępowania jest nużąca i męcząca projekcja, a trwa naprawdę krótko – niecałe 90 minut. Jednak produkcja będąca przysłowiową "powtórką z rozrywki" nie musi być koszmarnie zła. Wystarczy, że zostanie podszyta dobrym klimatem, zaś jej najmocniejszymi aspektami będą ciekawi główni bohaterowie, niezła oprawa audiowizualna oraz spójny scenariusz, a otrzymamy rzemieślniczego przeciętniaka, którego z nadmiaru wolnego czasu można zobaczyć. Tutaj niestety wszystko zostało wykonane byle jak, na odczepnego.

O ile wyraźny brak pomysłu na film oraz ogólną powtarzalność można jakoś znieść, o tyle wyraźne niekonsekwencje scenariuszowe oraz błędy logiczne już niekonieczne, a tych w "Chłopaku z sąsiedztwa" nie brakuje. Ich liczba drastycznie wzrasta im bliżej jest do finału produkcji. Przez ostanie dwadzieścia minut obrazu można odnieść wrażenie, że główny antagonista znajduje się w kilku miejscach naraz (czyżby opanował umiejętność teleportacji?) a ostateczna konfrontacja Claire z Noah wzbudza politowanie. Kolą tutaj w oczy tandetne efekty specjalne – końcówką chciano dodać filmowi nieco brutalności, niestety wyszło przekomicznie – oraz po prostu idiotyczne zachowania głównych bohaterów, konsekwentnie przekopiowane przez twórców wraz ze schematami z innych, podobnych "Chłopakowi z sąsiedztwa" filmów. Za przykład można podać scenę, w której główna bohaterka zamiast zamknąć się w samochodzie, pozwala się nadzwyczajnie z niego wyciągnąć przez Noah, albo fragment, gdzie zamiast wezwać policję, w pojedynkę, z odwagą godną samego Achillesa, rusza na pomoc swojej koleżance z pracy. Nie wspomnę już o niedoróbkach montażowych, które są wręcz niedopuszczalne. 

 

Kolejną bolączką produkcji są bezpłciowi bohaterowie, w czym niewątpliwie przoduje Noah. Postać ta pozbawiona jest charakteru i pazura. Świadczy o tym chociażby sposób w jaki próbuje uprzykrzyć głównej bohaterce życie. Jako szaleńczo zakochany, ślepo kierujący się pożądaniem i opętany żądzą zemsty facet jest niezwykle grzeczny w swoich przedsięwzięciach. Jego działania to dziecinne igraszki typu: zdobywanie zaufania rodziny czołowej protagonistki, podburzanie syna Claire przeciwko ojcu czy w końcu narysowanie niecenzuralnego graffiti w toalecie. Naprawdę trudno poczuć tutaj atmosferę niepokoju. Claire nie wydaje się zastraszona, zaszczuta, pozbawiona możliwości obrony przed napastnikiem.  Przez powyższe czynniki historię śledzi się bez jakichkolwiek emocji. W pewnym momencie można dojść do wniosku, że Claire sama prosiła się o kłopoty, bo zamiast od razu poszukać pomocy przy pierwszej groźnej konfrontacji z Noah, pozwoliła się sytuacji rozwijać, a w konsekwencji wymknąć spod kontroli.
 
Jednym z najważniejszych elementów filmu opartego na fatalnym zauroczeniu są postacie oraz relacje między nimi. Niestety w produkcji Roba Cohena bohaterowie zostają zarysowani grubą kreską i podzieleni na dwie jednoznaczne grupy – tych dobrych i złych. Nie ma miejsca na bardziej skomplikowane portrety psychologiczne, wszystko jest białe lub czarne. Claire mimo popełnionego błędu, jest przedstawiona jako skrzywdzona kobieta poszukująca zrozumienia i ciepła, nikt nie obarcza ją żadną winą; Garrett – mąż głównej bohaterki – mimo incydentalnej zdrady wciąż kocha żonę i stara się odzyskać jej zaufanie; Kevin – syn powyższej pary - to młody, łatwowierny i naiwny nastolatek; natomiast Noah to typowy przykład czarnego charakteru. Same schematy. Jakby tego było mało, przedstawienie relacji pomiędzy protagonistami odbywa się za pomocą krótkich retrospekcji oraz dialogów wypełnionych po brzegi banałami. Brak tutaj emocji, uczuć, chemii, przez co, przykładowo, zarówno rodząca się fascynacja pomiędzy Claire i Noah, jak i późniejsza wzajemna niechęć a nawet wrogość, wypada nad wyraz sztucznie. Niestety przez powyższe aspekty protagoniści są widzom zupełnie obojętni, a nawet obcy, trudno wczuć się ich sytuację. W tym wszystkim szkoda tylko aktorów, którzy spisali się niczego sobie. Owszem, w żadnym wypadku aktorstwo nie było wybitne, ale Jennifer Lopez oraz Ryan Guzman wypadli naprawdę przyzwoicie – nie ich wina, że dostali od scenarzystów tak kiepskie do odegrania postacie.

 

Gdyby film wyszedł kilkanaście lat temu, kiedy temat fatalnego zauroczenia nie był tak mocno wyeksploatowany, jak w dniu dzisiejszym, prawdopodobnie obraz można byłoby zaakceptować, a nawet  w granicach rozsądku polecić odpowiednim grupom odbiorców. Niestety współcześnie (po)twór Roba Cohena to zwyczajna tandeta niewarta uwagi kinomanów. Nie ma tutaj niczego, co mogłoby zainteresować, na dłużej przykuć uwagę, oczywiście z wyjątkiem praktycznie niestarzejącej się Jennifer Lopez oraz przystojnego Ryana Guzmana. Jednakże rzeczoną damę możemy zobaczyć dla przykładu w znacznie lepszym "Pociągu z forsą" lub "Mieście śmierci", natomiast filmowego Noah zdecydowanie lepiej ponownie oglądać tańczącego na ulicach skąpanego w słonecznym żarze Miami. "Chłopaka z sąsiedztwa" odradzam z całego serca, jest multum ciekawszych pozycji w tym temacie, które zapewnią Wam o niebo lepszą rozrywkę, niż dzieło Roba Cohena.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Obecnie twórcom filmowym trudno jest wymyślić coś, czego kinomani jeszcze nie widzieli. W kinie znalazło... czytaj więcej
Jennifer Lopez, wzięta piosenkarka, tancerka i aktorka w jednym, niedawno przekroczyła już magiczną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones