Recenzja filmu

Antychryst (2009)
Lars von Trier

Sztuka (auto)destrukcji

"Antychryst" Larsa von Triera wywołał poruszenie publiczności jeszcze przed pierwszymi pokazami. Wypromowany jako pornograficzny horror u jednych wzbudził ciekawość, u innych stracił punkty za
"Antychryst" Larsa von Triera wywołał poruszenie publiczności jeszcze przed pierwszymi pokazami. Wypromowany jako pornograficzny horror u jednych wzbudził ciekawość, u innych stracił punkty za sam miks gatunkowy. Podział ten potwierdził się po pierwszym pokazie na festiwalu w Cannes, kiedy to został wygwizdany przez część widowni.

Lars von Trier zawsze raczył publiczność śmiałymi i niekonwencjonalnymi scenami w swych filmach. Manifest Dogmy , którego był współtwórcą i reprezentantem, niejako te naturalistyczne sceny wymuszał. Trier odszedł w "Antychryście" od ekstremalnej oszczędności realizacyjno-technicznej. Rezultatem tego jest świetna plastycznie (i muzycznie) scena otwierająca oraz kilka klimatycznych, obrobionych komputerowo ujęć. Naturalistyczne motywy, tak samo brutalne, co pornograficzne, jednak pozostały. Na pytania "czemu one służyły?" i "czy były w ogóle konieczne?" należałoby odpowiedzieć po przeanalizowaniu, co tak właściwie reżyser w swym dziele zawarł.

Film otwiera scena tragicznej śmierci dziecka głównych bohaterów. Szczególnie wielką traumę z powodu utraty syna przeżywa kobieta. Po miesięcznym pobycie w szpitalu psychiatrycznym i żmudnej domowej kuracji, para, po naciskach męża - psychoanalityka, wyjeżdża do domku w lesie. Zapomniana przez cywilizację puszcza - zwana nieprzypadkowo "Edenem" - ma być częścią terapii prowadzanej przez mężczyznę. Skutki pobytu są jednak, jak można się domyśleć, dalekie od oczekiwanych.

Film grozy takiego twórcy jak Lars von Trier nie może być odbierany jak większość horrorów - powierzchownie. Z początku można odnieść wrażenie, że prowadzony w jego wcześniejszych filmach dyskurs społeczno-filozoficzny pociągnięty zostanie w "Antychryście", bowiem głównym problemem, wziętym tu za podstawę (raczej nie pod obróbkę) jest: dychotomia płci. Zwraca na to uwagę już sama bezimienność głównych (i jedynych) bohaterów. Kolejnym rzucającym się w oczy symbolem jest nazwa lasu. Odwołanie do biblijnego raju zwraca uwagę widza na vontrierowską, opartą na Starym Testamencie interpretację wspomnianego problemu. I tak główna bohaterka, niczym Ewa, staje się narzędziem w ręku natury, uosobienia Szatana. Ona (bohaterka) od razu poddaje się ukrytemu w naturze złu, On (bohater) co najwyżej strzepnie z dłoni wczepione w skórę kleszcze. Szatan, pod postaciami lisa, gawrona i sarny, oznajmia, że "panuje chaos". Chaos ten jest jednak przebiegłością, ukierunkowaną na ostateczny cel - czynić zło, a ten kto silniejszy niech przeżyje. Natura zawsze pomaga w jednym - w zbrodni. Natura równa się Szatan, Szatan równa się primus motor właściwego rodzaju ludzkiego.

Dlaczego taki kierunek obrał von Trier? Na pewno nie z przekonań religijnych. Pewne elementy dobrał zapewne jako pretekst do stworzenia filmu grozy (religia, a przede wszystkim Szatan są popularnym motywami w horrorach). Filmem grozy czynią "Antychrysta" takie środki artystyczne jak mroczna ścieżka dźwiękowa, na którą składają się odgłosy lasu i ledwo zauważalna (za wyjątkiem pierwszej i ostatniej sceny) muzyka, wprowadzająca klimat niepokoju. Kilka nocnych ujęć bohaterki poruszającej się w zwolnionym tempie po nocnym lesie również przyprawia widza o ciarki na plecach. Kolejnym elementem są brutalne sceny. Reżyser poszedł o krok dalej od XXI-wiecznych autorów pop-horrorów z pogranicza gatunku gore. Motywy przemocy są tu naturalistyczne i daleko silniej oddziałujące na psychikę widza, bardziej podobne do niebezpiecznie realistycznych japońskich filmów gore z lat 80. Na wielkie uznanie zasługuje tutaj, i odwaga, i sama gra aktorska Charlotte Gainsbourg. Reżyser miesza ponadto gore z pornografią, co wzmacnia efekt wstrząsu. Nazywając "Antychrysta" filmem w pewnym sensie religijnym, można posunąć się do stwierdzenia, że Trier w swej mieszance przyćmił "Pasję" Mela Gibsona obrzydliwością scen przemocy...

Pozostaje jeszcze scenariusz filmu, równie kontrowersyjny, co motywy gore-porno. Bardzo pragnąc zrozumieć motywy bohaterki (np. jako chęć zemsty na płci męskiej za średniowieczne prześladowania? - Nie, nie, natura wprowadza chaos, nie równowagę), jako jedyna niewzruszona pozostaje teoria rodzajowa, a raczej jej nihilistyczna i ordynarna reinterpretacja. Kobieta jest tu wyzwalaczem zła, tytułowym antychrystem. Zbrodnia, a potem analogia do średniowiecznych stosów najdobitniej świadczą o zamyśle reżysera-scenarzysty. Trier w XXI wieku dowodzi, że średniowieczne palenie kobiet na stosach było zasadne. Niby historyjka, jakich wiele w dorobku "horrorografii", ale pewnie nawet niejednemu mizoginowi zjawi się niesmaczna...

Po analizie "Antychrysta" Lars von Trier wyrasta na antyfeministę albo ironicznego skandalistę. Lecz jeśli tak, zastanawia brak śladu ironii, powaga w opowiadaniu swojego dzieła. Z filmu wypływa rzeka negatywnych, niepoprawnych politycznie sygnałów. Ogólny zamysł, jak i pewne sceny jawić się mogą również jako twory autora psychopatycznego i autodestrukcyjnego. Cóż, wiele przełomowych dzieł w historii sztuki powstało pod wpływem niestabilności psychicznej twórcy i można odnieść wrażenie, że w tym przypadku jest podobnie. Film ten pewne granice zdecydowanie przekroczył i mimo że prawdopodobnie uznania krytyki nie zdobędzie nigdy, dzięki swojej kontrowersyjności do historii kinematografii na pewno trafi.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Skandal na festiwalu w Cannes i skrajne reakcje publiczności na świecie. Lars von Trier postawił na swoim... czytaj więcej
Od samego początku było wiadomo, że najnowszy film Larsa von Triera "Antychryst" będzie jednym z... czytaj więcej
Wnikliwe studium niewyobrażalnego bólu i rozpaczy. Tak jednym zdaniem można podsumować najnowszy, długo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones