Po fali cukierkowych romansów dla nastolatek automatycznie wzdrygamy się na myśl o kolejnym filmie na temat wampirzej miłości. W tym przypadku jednak należy się spodziewać czegoś zupełnie
Po fali cukierkowych romansów dla nastolatek automatycznie wzdrygamy się na myśl o kolejnym filmie na temat wampirzej miłości. W tym przypadku jednak należy się spodziewać czegoś zupełnie innego. Fantastycznej historii, którą serwuje nam Jim Jarmusch towarzyszy bowiem zaskakujący realizm i wręcz niespotykane, leniwe tempo.
Miłość, namiętność, rozdarcie, tęsknota.... Można by powiedzieć, że na ekranie oglądamy zwykłe trudy codziennego życia, tyle że podlane odrobiną krwi i doprawione szczyptą nieśmiertelności. Adam (Tom Hiddleston) zdaje się nie do końca nadążać za otaczającym go światem. Z jednej strony pragnie dzielić się swoją twórczością ze zwykłymi ludźmi (wdzięcznie przez siebie nazywanymi "zombie"), z drugiej - obawia się sławy i co za tym idzie, nadmiernego zainteresowania jego osobą. Mieszka więc w opustoszałym i szarym Detroit, którego tajemniczość idealnie wpisuje się w nostalgiczny klimat filmu. Jego ukochana Eve (Tilda Swinton ) podchodzi do życia zdecydowanie inaczej. Jest bardziej otwarta, skłonna do zmian, czerpania z otaczającego ich świata. Kontrastowość charakterów sprawia, że para uzupełnia się, tworząc idealną harmonię. Harmonię, która niespodziewanie zostaje zaburzona pojawieniem się przebojowej i nieodpowiedzialnej Avy (Mia Wasikowska).
"Tylko kochankowie przeżyją" odstaje od współczesnego kina nie tylko "codzienną" narracją. Na odbiór niewątpliwie wpływa ciepłe, sztuczne oświetlenie, statyczne kadry i użyte bardzo umiejętnie, dodające niesamowitego smaku slow motion. W zachwyt wprawia także muzyka, która wyśmienicie wpisuje się w fabułę i sama w sobie opowiada piękną historię. Aktorzy idealnie ukazali ukryte w swoich postaciach emocje i swoiste "wyrwanie" z innych czasów. Sposób mówienia, gesty, mimika - wszystko to intryguje i zaskakuje.
Całość można porównać do klasycznego jazzowego utworu - słodkiego, momentami smutnego i tajemniczego, ale przede wszystkim rozkosznie powolnego. Ta rozkoszna powolność moim zdaniem nadaje dziełu Jarmuscha magii i sprawia, że "Kochanków" po prostu chce się oglądać. Brak akcji może być jednak zarówno wadą, jak i zaletą, co czyni film godnym przemyśleń i samodzielnej oceny. Warto zobaczyć go choćby dla fenomenalnej ścieżki dźwiękowej i chwilowego oderwania się od hollywoodzkiej schematyczności .
Obraz ten zostawia nas bowiem z niewielkim uśmiechem i uczuciem, że niektórzy wciąż potrafią inaczej patrzeć na świat, dostrzegając i celebrując rzeczy, których nie widzą inni...