Recenzja filmu

Awantura o Basię (1959)
Maria Kaniewska
Małgorzata Piekarska
Janina Macherska

W Starym Dobrym Kinie

Połączenie starej szkoły filmowej, świetnej powieści oraz doskonałej gry aktorskiej stało się kluczem do sukcesu filmu Kaniewskiej.
Czy pamięta jeszcze ktoś magię objazdowego kina? Zadymione świetlice, klasy szkolne i innego rodzaju pomieszczenia z zawieszoną, nieco pomiętą, kiedyś białą płachtą? Dźwięk dochodzący jakby z beczki i niewygodne ławki bez oparcia. Wszystko to zdaje się przemawiać przeciwko takiemu oglądaniu filmów. A jednak takie "sale kinowe" zawsze były pełne, nikt nie narzekał. Głód kina był tak ogromny, że ludzie zamiast narzekać, skupiali się na tym co najważniejsze - na magii obrazu. To właśnie w takich czasach, pod koniec lat pięćdziesiątych Maria Kaniewska zdecydowała się nakręcić "Awanturę o Basię" na podstawie bestselerowej książki Kornela Makuszyńskiego pod tym samym tytułem.

Basia (Małgorzata Piekarska) to pełna uroku dziewczynka, której młodziutkie życie naznacza wielka tragedia. Pod kołami pociągu ginie jej matka, która przed śmiercią zdążyła tylko podać adres swojej przyjaciółki Stanisławy Olszańskiej (Ewa Krasnodębska). Dziecko zostaje wysłane do niej samotnie pociągiem, z docelowym adresem wypisanym na tekturce. Podczas podróży dziewczynka poznaje aktora Walickiego (Roman Niewiarowicz), który wspólnie ze swym przyjacielem Szotem (Mieczysław Gajda) próbuje odcyfrować adres na niefortunnie zalanej mlekiem karcie. Z zamazanych liter wychodzi im jednak Stanisław Olszowski (Jerzy Duszyński) - literat, który bardzo szybko zostaje urzeczony poznaną Basią. Pani Stanisława uprzedzona o przyjeździe dziewczynki rozpoczyna jednak walkę o dziecko. Oboje wraz z przyjaciółmi chcą dla kochanej Basi, a przy tym i dla siebie, jak najlepiej.

Film spotkał się z gorącym aplauzem tak ze strony dziecięcej, jak i ze strony dorosłej publiczności i to nie tylko w naszym kraju. Wszak Makuszyński był wtedy bardzo poczytny, a "Awantura o Basię" pozwalała publiczności przejść od książki do obrazu i to w bardzo profesjonalnym stylu. Początek filmu niczym jedno z dzieł Hitchcocka rozpoczyna się potężnym uderzeniem, które po chwili (jakby na przekór mistrzowi kina) zostaje złagodzone komediowym wydźwiękiem filmu familijnego. Takie przejście pokazuje zmienne koleje losu ludzkiego. Po nocy przychodzi dzień. I to jeszcze jaki dzień. W tak ciepłym przyjęciu przez publiczność pomogła filmowi sprawdzona konwencja niedoścignionego przedwojennego kina polskiego, którą Kaniewska realizowała z podziwu godnym uporem. Myślę, że to właśnie połączenie starej szkoły filmowej, świetnej powieści oraz doskonałej gry aktorskiej stało się kluczem do sukcesu.

Aktorstwo w "Awanturze" to czysta poezja dla wielbicieli kina tamtych lat. Piekarska, która zagrała w dzieciństwie zaledwie w czterech filmach, dzięki  tej tytułowej roli stała się najbardziej rozpoznawanym i kochanym dzieckiem w Polsce. Bardzo żałuję, że nie zdecydowała się kontynuować kariery aktorskiej, choć z drugiej strony może właśnie dzięki temu tak dobrze ją pamiętam - mała perełka. Świetni Duszyński i Krasnodębska w roli dwojga dorosłych walczących o miłość i szczęście dziecka nawet nie spostrzegają, że początkowa niechęć do siebie przeradza się za sprawą małej czarodziejki w wielkie uczucie. W pewnym momencie aż iskry idą. Do tego szereg wyraźnie zarysowanych drugoplanowych postaci z Niewiarowiczem, Gajdą, Macherską (w roli Tańskiej) oraz Baerem (w roli Michasia) sprawia, że film oglądam za każdym razem niemal jednym tchem. Gdyby film powstał (zgodnie ze swoją konwencją) w drugiej połowie lat trzydziestych, to w roli Michasia z pewnością koncertowo spisałby się Stanisław Sielański. Nie mam zamiaru tutaj nic ujmować Baerowi, ale oczyma wyobraźni widzę w tej roli właśnie Sielańskiego, mojego ulubionego aktora drugiego planu. Nic na to nie poradzę.

Kiedy odwrócić dwie ostatnie cyfry w roku 1959, to otrzymamy rok 1995, w którym to powstała ponowna ekranizacja tej pięknej historii. Zmieniły się realia społeczne, objazdowe kina już wymarły, filmy oglądało się w kinach z prawdziwego zdarzenia. Technika i możliwości kręcenia filmów były o niebo lepsze. A jednak młodszy film przegrał ze starszą ekranizacją. O sensie i potrzebie tworzenia kolejnej "Awantury" z góry, moim zdaniem,  skazanej na porażkę w konfrontacji z filmem Kaniewskiej (zagrała ona Tańską w wersji z 1995), nie mam nawet zamiaru się wypowiadać. Dla mnie "Basia" jest tylko jedna, ta uhonorowana Brązowym Lwem w Wenecji w 1960 roku. Oglądałem ten film dziesiątki razy i mam nadzieję obejrzeć go jeszcze ponownie. Po wielokroć. Może to sentyment, a może coś innego. Fakt jest jeden – uwielbiam ten film i nic na to nie poradzę.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones