W krainie frustracji

Pomiędzy wyzwaniem i frustracją jest cienka, ale bardzo wyraźna granica. "Natural Doctrine" Kadokawa Games przekracza tę linię i zabiera nas w mało sympatyczną krainę znużenia wymieszanego z
Pomiędzy wyzwaniem i frustracją jest cienka, ale bardzo wyraźna granica. "Natural Doctrine" Kadokawa Games przekracza tę linię i zabiera nas w mało sympatyczną krainę znużenia wymieszanego z wściekłością.


Gdy widziałem pokaz "Natural Doctrine" na targach Gamescom, byłem bardzo zainteresowany tą grą. Ciężki, dość skomplikowany system turowej taktyki; wymagające walki, w których łatwo o błąd kosztujący nas życie; niezłe rozwiązania w łączeniu ataków... To wszystko malowało się w dość ciekawych barwach. Na horyzoncie widniał TRPG (taktyczna gra RPG) dorównujący poziomem trudności niesławnej "Cross Edge" z PlayStation 3. Dopiero grając w pełną wersję "Natural Doctrine", zrozumiałem, dlaczego pokaz był taki krótki...



"Natural Doctrine" nie pozostawia nam zbyt wielu miejsc na błąd. Ba!, w późniejszych walkach ustawienie postaci o kilka centymetrów dalej, niż przewidzieli to twórcy, wiąże się z masakrą całej drużyny. Walki są, owszem, wymagające i ekscytujące, ale tylko na początku. Szybko okazuje się, że liczba punktów kontrolnych przypadających na etap jest dramatycznie mała, a same potyczki – dość długie. Wyobraźcie sobie, że walczycie z bandą wrogów dobre pół godziny, wykrwawiając ich powolnym przesuwaniem linii frontu. Wszystko wydaje się iść dobrze, gdy nagle jeden błąd przekreśla szanse na zwycięstwo. Ginie jedna z postaci. Nieważne, która, bo i tak widzimy napis "Game Over".

Na początku system walki też prezentuje się smakowicie, choć wytłumaczony jest dość topornie i mgliście. Bitwy odbywają się w turach. Każda z postaci może przebyć pewien dystans na polu walki, a potem wybrać jedną z opcji: walki, obrony, przeczekania czy np. otwarcia skrzyni. Gdy zobaczymy wroga, paradoksalnie najgorsze, co możemy zrobić, to rzucenie się w wir potyczki. Czasem lepiej przeczekać kilkoma postaciami, a uderzyć inną, bądź pozwolić wrogom na zebranie się w kupie. Dlaczego? Niebagatelną rolę odgrywa tu bowiem inicjatywa i kolejka w walce. 



Nasi bohaterowie, gdy już zaatakują, mogą łączyć swoje tury po to, by wyprowadzić zmasowany atak na wojska wroga. Musimy mieć odpowiednie miejsce w kolejce, odpowiednio ustawić nasze postacie, by zwiększyć zadawane obrażenia bądź szanse na trafienie krytyczne, a potem odpalić ofensywę. Potyczka przypomina samurajskie pojedynki: do pierwszej krwi. Jeśli nie zdołamy rozbić grupki np. goblinów w jednym ataku, trzeba liczyć się z tym, że to oni wykonają tzw. "link turns" i to my dostaniemy łomot.



Cały problem w tym, że system kolejkowania postaci, łączenia tur, wreszcie – walk z zawsze przeważającymi siłami wroga jest mocno nieintuicyjny i niezrozumiały nawet po przeczytaniu (sic!) tutoriali. A każdy błąd kosztuje nas w najlepszym wypadku zużycie mikstur zdrowia, w najgorszym – załadowanie gry od początku misji. Nie jest to zdecydowanie gra dla stawiających pierwsze kroki w świecie strategii. Nie jest to też produkcja dla osób, które na taktyce i zarządzaniu drużyną zjedli zęby. "Natural Doctrine" po dłuższej sesji zaczyna przypominać narzędzie tortur, stworzone po to, by udowodnić graczowi, że powinien odłożyć pada, jeśli nie chce osiwieć.



Nietrudno pomylić wyzwanie z frustracją. W grach pokroju "Cross Edge" na początku dostajemy potworne baty, ale gdy tylko nauczymy się odpowiednio korzystać z postaci w drużynie, odkrywamy fantastyczne pokłady synergii pomiędzy bohaterami. Potem tę wiedzę stosujemy w praktyce i cieszymy się z każdej wygranej walki. W "Natural Doctrine" możemy zrozumieć dogłębnie nadmiernie skomplikowany system potyczki, a i tak niektóre walki wygramy dzięki szczęściu, a inne przegramy tylko dlatego, że np. kontrolowana przez konsolę sojusznicza postać przywali nie tam, gdzie trzeba. Dodatkowo demotywują takie rzeczy jak system zapisu gry czy nużące po pewnym czasie walki.



"Natural Doctrine" wydane jest równolegle na PlayStation 4, PlayStation 3 i PS Vita. O ile na przenośnej platformie wygląda nieźle, o tyle granie na PS4 jest nieco kuriozalne. Modele postaci i grafika to czasy PS2. To, co świetnie sprawdzi się na ekraniku przenośnej konsoli, kompletnie nie pasuje do sporego telewizora.

Komu polecić "Natural Doctrine"? Tylko najbardziej zatwardziałym i odpornym na idiotyzmy w projektowaniu gier taktykom. Nawet "Cross Edge" znane z groteskowego poziomu trudności nie było tak frustrujące jak rozgrywka w "Natural Doctrine". Miało być pięknie, wyszło jak zawsze.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones