W pół drogi

Reżyserka podejmuje trudny temat i na tyle komplikuje strukturę narracji, że proste metafory są jej potrzebne jak tlen. Z uwagą waży składniki filmowej historii i wykazuje się niebywałą
  Hana (Alba Rohrwacher) wsiada do autobusu. Opuszcza Albanię i jedzie do Mediolanu. Składa niezapowiedzianą wizytę swojej siostrze, Lili (Flonja Kodheli). Jej rodzinie przedstawia się imieniem Mark. Męska koszula zapięta pod samą szyję i dżinsy o dwa rozmiary za duże to nie przypadek. Hana wygląda w nich fatalnie, ale ma tego świadomość. Dawno temu postanowiła zakwestionować swoją kobiecość. Zgodnie z albańską tradycją Kanunu (nawiązywał już do niej m.in. Joshua Marston w "Przebaczeniu krwi") może publicznie przysiąc, że dożywotnio pozostanie dziewicą i dzięki symbolicznemu gestowi zyskać status mężczyzny. Taka przemiana ma niewiele wspólnego z orientacją seksualną. Wynika z niechęci wobec przypisanych danej płci praw i obowiązków. Laura Bispuri opowiada o gender w jego teoretycznej postaci i realistycznej konwencji. Dwukrotnie poddaje Hanę procesowi socjalizacji i przygląda się, jakie ślady zostawiają na ciele i umyśle jednostki umowy społeczno-kulturowe.
     
 Bispuri w kreatywny i ciekawy sposób wykorzystuje możliwości, które oferuje struktura scenariusza opartego na równoległej narracji. Tuż po przyjeździe Hany do Mediolanu, pojawiają się retrospekcje, które zabierają nas z powrotem do Albanii. W czasie, gdy bohaterka stopniowo aklimatyzuje się we włoskim domu swojej siostry, oswajamy się z jej postacią, składając w spójną całość fragmenty przeszłości. Nie mamy z tym większego problemu. Obecna sytuacja Hany/Marka jest na tyle niejasna, że reżyserka darowała nam odgadywanie biograficznych zagadek. Szybko staje się jasne, że dojrzewająca Hana postanowiła zbuntować się przeciw wymaganiom osobowościowym, jakie płeć społeczno-kulturowa narzuca kobietom w Albanii. Nie chce być skromna, uległa, zdana na łaskę i niełaskę męża. Wchodząc w obręb społeczności kierującej się jasnym i skodyfikowanym prawem reżyserka portretuje performatywny sposób przekazywania tożsamości. Nie jest ona związana z płcią, ale z intelektualną decyzją. Hana, która publicznie zaprzysięga dożywotnią abstynencję seksualną, uczy się męskości poprzez odgrywanie i powtarzanie zachowań typowych dla mężczyzn w swojej wiosce. Ścina włosy, bandażuje piersi, zakłada koszulę, kupuje karabin. I zyskuje władzę.
     
 Jako mężczyzna traci grunt pod nogami dopiero, gdy staje na włoskiej ziemi. Uprzedmiotowienie kobiecego ciała ma tu zupełnie inny wymiar niż w Albanii. Zasady są znacznie luźniejsze, możliwości większe, więc Hana zaczyna się gubić. Przygląda się ponętnemu ciału swojej siostry, dostrzega rozkwitającą kobiecość jej córki i zaczyna odkrywać w sobie seksualność, której postanowiła się wyrzec. Równoległe i naprzemienne splatanie wątków sprawia, że przyglądamy się jednocześnie Hanie, która staje się Markiem i Markowi, który wraca do postaci Hany. Narracja biegnie w dwie różne strony i zawija się w pętelkę - jakby Bispuri chciała dowieść, że z zaklętego kręgu społeczno-kulturowo-płciowych zależności nie ma wyjścia. Hana zdaje się to rozumieć i nie próbuje uciekać. Idzie dalej, eksperymentuje odważniej. Bispuri zabiera ją na basen, gdzie córka Lili trenuje synchroniczne pływanie. Kobieta przygląda się tam ciałom wytrenowanym do odgrywania i grupowego powtarzania tych samych czynności. Kamera je fragmentaryzuje, dzieli na anonimową plątaninę nóg pod wodą i rąk unoszonych nad powierzchnią. Twarze dziewcząt nie są tak ważne, jak poczucie wspólnoty wynikające z dopasowania do siebie nawzajem.

Reżyserka podejmuje trudny temat i na tyle komplikuje strukturę narracji, że proste metafory są jej potrzebne jak tlen. Bez nich udusilibyśmy się pod ciężarem niedopowiedzeń. Bispuri z uwagą waży składniki filmowej historii i wykazuje się niebywałą dyscypliną w prowadzeniu zapętlonej narracji. Świetna jest też Alba Rohrwacher w roli Hany i Marka. Zgodnie z potrzebą chwili umie w sobie znaleźć zarówno kobiecą delikatność, jak męską pewność siebie; zapalczywość w dążeniu do celu. Z jednej strony "Vergine giurata" jest historią o pragnieniu swobody i o jej pozornym zyskaniu, z drugiej to opowieść, z której wynika, że wyzwolenia nie ma. Są tylko różne okoliczności i odmienne kultury. Można się przeciw nim buntować lub je zaakceptować. Nie można tylko uciec, wyjść poza sieć zależności, w które zawsze wpada się po same uszy. Bispuri mówi to jasno i wyraźnie, ale jej słowa nie mają dramatycznego wydźwięku. Ujawniają raczej obecność mechanizmów, dzięki którym kręci się świat. I jeśli Hana zyskuje prawdziwą wolność, to tylko dzięki zyskaniu wiedzy o ich istnieniu.

 
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones