Recenzja filmu

Między światami (2014)
Feo Aladag
Ronald Zehrfeld
Mohsin Ahmady

W pułapce wojennych oczywistości

 Wnioski są tu na wierzchu, podane explicite. To założenia wyjściowe, których reżyserka nie wystawia na próbę ani nawet nie potwierdza w jakiś szczególnie przekonujący sposób. Brakuje jej
Jak na film o moralnych dylematach – nazwanych wprost już w tytule – "Między światami" jest zaskakująco oczywistą propozycją. Niby reżyserka Feo Aladag bada problem bliskowschodnich wyrzutów sumienia Zachodu z innej perspektywy, niż robi się to zazwyczaj. Zamiast amerykańskich marines w Iraku czy Iranie pokazuje nam niemiecki zbrojny kontyngent na misji w Afganistanie. Ale temat podaje na tacy, a półtoragodzinny seans służy jej jedynie do powtórzenia truizmu, że skomplikowane sytuacje są skomplikowane.



Między tytułowymi światami znajduje się Tarik (Mohsin Ahmady), młody Afgańczyk pracujący jako tłumacz. Mieszka on razem z siostrą, kultywując postępowe nauki zmarłego ojca. Rodzeństwo marzy o wyjeździe z kraju, ale wciąż nie może dostać upragnionej przepustki. Dla pielęgnujących narodowe tradycje rodaków chłopak i dziewczyna są bowiem zdrajcami, kolaborantami. Ona – bo studiuje, choć jest kobietą. On – bo, znając języki, służy pomocą stacjonującym w Afganistanie żołnierzom. Unieruchomiony między młotem obcego wojska a kowadłem rodzimego konserwatyzmu, Tarik z trudem lawiruje w gąszczu obowiązków i powinności.

Aladag opowiada o niemożności porozumienia – nawet przy najszczerszych chęciach z obu stron. Tarik zostaje przydzielony do oddziału mającego ochraniać wioskę przed atakami talibów. Przywódcą żołnierzy jest Jesper (Ronald Zehrfeld), który wrócił do służby po tym, jak w Afganistanie zginął jego brat. Grający go Zehrfeld daje mu pełne bólu i współczucia spojrzenie, a reżyserka mnoży przykłady na jego dobre intencje. Jesper i Tarik znajdują wspólny temat: obaj stracili kogoś bliskiego, obaj prowadzą życie ni to żałobnika, ni to przetrwańca. Ale każdy z nich jest zaplątany w sieć kulturowych uwarunkowań. Afgańczyka prześladują nieufni wobec obcych rodacy. Niemiec z kolei ma ręce związane przez biurokrację, wojskowy łańcuszek dowodzenia. Tarik niby pośredniczy między wojskami Zachodu i Wschodu, niby wiernie przekłada słowa, ale nie potrafi zasypać kulturowej przepaści. Tłumacz staje się symbolem wzajemnej nieprzetłumaczalności dwóch obcych sobie światów.


 
Wszystko ładnie. Tyle że wnioski są tu na wierzchu, podane explicite. To założenia wyjściowe, których reżyserka nie wystawia na próbę ani nawet nie potwierdza w jakiś szczególnie przekonujący sposób. Brakuje jej nośnej metafory, która wykraczałaby ponad niewyszukaną analogię między dwiema kulturami, ponad powtórzenie morału "tacy sami, a ściana między nami". Brakuje jej wnikliwego spojrzenia, które wychwyciłoby coś więcej niż klisze koszarowego życia i obrazki żołnierzy patrzących w dal tęsknym wzrokiem na tle afgańskich krajobrazów. Kiedy wkłada w usta Jespera pytanie retoryczne: "czy nasza obecność robi różnicę, czy wszystko to jest na próżno?", po prostu dobija łopatą oczywistość. Wychodzi jej zrobiony ze szlachetnych intencji film faktycznie rozdarty między światami. Światami dobrego i złego kina. Czyli bezbolesna średnia.
 
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones