Recenzja wyd. DVD filmu

Wilkołak (2010)
Joe Johnston
Benicio del Toro
Anthony Hopkins

Wilcze echa

Szacowną ramotkę z 1941 roku twórcy postanowili zaadaptować możliwie wiernie i bez ironicznego dystansu, co z dzisiejszej perspektywy zakrawa na nie lada wyczyn. Historię mężczyzny ganiającego
Remake, częsty efekt finansowej kalkulacji, bywa niekiedy przejawem artystycznej odwagi. Przeróbka klasycznego utworu George’a Waggnera to właśnie taki przypadek. Szacowną ramotkę z 1941 roku twórcy postanowili zaadaptować możliwie wiernie i bez ironicznego dystansu, co z dzisiejszej perspektywy zakrawa na nie lada wyczyn. Historię mężczyzny ganiającego po lesie w poszarpanej kufajce zaserwowali z kamienną twarzą. I choć brzmi to nieprawdopodobnie, odnieśli sukces. "Wilkołak" Joe'ego Johnstona to elegancki film grozy, a wpisana weń śmiertelna powaga czyni go utworem jednocześnie naiwnym i bezkompromisowym.

W oryginale bohater używał skrótowej formy swojego imienia. Swojski "Larry" wrócił ze studiów w Ameryce do rodzinnej Szkocji, gdzie pokąsał go cygański wilkołak. Twórcy przeróbki tasują podobnymi motywami – są Cyganie i Ameryka, jest powrót do domu – jednak układają je w nieco inny obrazek. Talbot, tym razem już poważniejszy Lawrence, grywa tragicznych bohaterów Szekspira na deskach teatrów w Stanach Zjednoczonych. Na wieść o tajemniczym zaginięciu brata przybywa do Anglii. W starej posiadłości czekają już na niego wszystkie te "cienie przeszłości" – demoniczny tatuś, wielki czarny pies i bolesne wspomnienie o matce, odbierającej sobie życie. Wkrótce, pokąsany przez terroryzującego okolicę wilkołaka, Talbot stanie się koszmarem niejednego fryzjera i niejednej manicurzystki.  

Gotycki charm i poddana cyfrowemu liftingowi scenografia stanowią o sile utworu. Mokradła są zamglone i "zimne", zamkowe korytarze mroczne i wąskie, a płomień pojedynczej świeczki – migotliwy jak należy. Wilkołaki nie poszły tropem chłepcących krew rywali i nie zamieniły się w bandę egzaltowanych wymoczków. Wciąż są szybkie, mocarne i wściekłe. Żonglują kończynami, otwierają tętnice, a podczas transformacji ich kości trzaskają jak chruściki. Gdyby jeszcze Johnston pozwalał sobie czasem na autocenzurę i nie miał w zwyczaju efekciarsko puentować dostatecznie już efektownych scen. Rozpoznanie psychiatryczne kończy się u niego szaleńczą gonitwą po dachach Londynu, a kapitalnie zmontowany atak na cygański obóz – kiczowatym pojedynkiem człowieka z bestią przy świetle księżyca.

Na płytach DVD i Blu-ray znajdziemy 114-minutową, reżyserską wersję dzieła. Dzięki kilku dodatkowym scenom i drobnym zmianom w montażu, całość, w przeciwieństwie do wersji kinowej, nie sprawia wrażenia sklejanej na kolanie. Rozszerzono zwłaszcza początkowe partie filmu, więcej czasu poświęcono na wprowadzenie i charakterystykę bohaterów. W wydaniu zwierzęcym Benicio del Toro wypada równie przekonująco, co w roli lekko utuczonego Talbota, zaś śledczy Francis Aberline w interpretacji Hugona Weavinga to prawdziwa perełka. Problem (który to już raz?) nazywa się Anthony Hopkins. Nie mam wątpliwości, że zatrudniając go w roli psychopatycznego tatulka, autorzy chcieli oszczędzić czas ekranowy i pominąć rozbudowaną ekspozycję postaci. Jednakże nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż emploi miłośnika Bordeaux, który podczas śniadania przegryzł całą filozofię, teologię i nauki społeczne, wyszło z mody razem z Hannibalem Lecterem.      
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przyznam szczerze, że do najnowszego "Wilkołaka" podszedłem z lekkim dystansem. Moja nieufność wzięła się... czytaj więcej
Istoty mroku: wampiry i wilkołaki. Terror, szybujący nocą, wkradający się do sypialni dziewicy przy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones