Recenzja filmu

A gdy zawieje wiatr (1986)
Jimmy T. Murakami
John Mills
Peggy Ashcroft

Wojna błyskowa

Obrzeża Londynu. Spokojnie stojący czerwony dom pośród pola trawy wydaje się oazą spokoju. Zmierzający w jego kierunku staruszek przebył kawał drogi, by zrobić najprostsze zakupy na obiad. W
Obrzeża Londynu. Spokojnie stojący czerwony dom pośród pola trawy wydaje się oazą spokoju. Zmierzający w jego kierunku staruszek przebył kawał drogi, by zrobić najprostsze zakupy na obiad. W radiu mówią o nadchodzącej wojnie atomowej. Rząd każe zbudować schron. Ale kto by się tym przejmował tak daleko od miasta?

Takim obrazem w akompaniamencie klimatycznej piosenki Davida Bowiego zaczyna się opowieść w "When the Wind Blows". Animacja oparta jest na satyrycznym komiksie Raymonda Briggsa, jednak tutaj ironia nie skłania zbytnio do śmiechu. Pierwsza połowa filmu wcale nie zwiastuje gorzkiego zakończenia, które nas czeka. Zapoznaje nas z cudownie zabawnym i naiwnym (choć bynajmniej nie głupim) małżeństwem staruszków - Hildą (Peggy Ashcroft) oraz Jamesem (John Mills). Gdy słyszą w swoim starym radiu wiadomość o nadchodzącej wojnie nuklearnej, poważnie traktuje to tylko mąż. Hilda gniewa się, że do budowy schronu zabierane są jej ulubione drzwi, nie pozwala użyć miękkich poduszek z salonu.

Postacie urzekają nie tylko osobowością, ale także wizualnie. Mimo że stylu użytego w "When the Wind Blows" nie można nazwać inaczej niż prostym, dodaje to animacji odpowiedniego charakteru. Tłuściutcy i okrąglutcy, protagoniści kojarzą się bardziej z dobrodusznymi kupidynkami. Przez taki zabieg artystyczny łatwiej się z nimi zżyć i im współczuć.

Choć nazwałem głównych bohaterów naiwnymi, sam nie przygotowałem się zbyt poważnie do filmu. Przeczytawszy na okładce, iż jest "postapokaliptyczny", fantazyjnie opierałem swe wyobrażenia o tym gatunku na pełnym akcji "Mad Maxie" czy grach spod znaku "Fallout". Tutaj nie uświadczymy przygód, plądrowania opuszczonych miast, nieziemsko zmutowanych zwierząt czy nawet jakiegokolwiek innego, poza Hildą i Jamesem, żywego ducha. Właściwie to ciężko jest mi go porównać do jakiegokolwiek innego filmu. Mogę tylko powiedzieć, że z pewnością jest wart obejrzenia. Należy jedynie pamiętać, że przed podejściem do niego lepiej przygotować się ciężką opowieść. Inaczej oglądającego czeka emocjonalny cios obuchem przez łeb.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones