Recenzja wyd. DVD filmu

Maskarna (1976)
Jeff Lieberman
Fran Higgins
Jean Sullivan

Worms Armageddon

Horror, w którym mordercami są rozwścieczone dżdżownice w naturalny sposób przywiera do kina klasy B. Jeff Lieberman nigdy nie był jednak wierny konwencjom i dzięki swojej pomysłowości stworzył
Pierwsza i jedyna zasada, którą należy przyjąć przed projekcją "Squirm", to zakaz jedzenia. Za każdym razem, gdy sięgniecie do paczki po czipsa, z każdym kęsem kanapki będzie w was narastał lęk przed nadgryzieniem jednego z zabójczych robali. Jeżeli po ujrzeniu pająka w łazience przez pół dnia macie wrażenie, że coś po was chodzi, możecie być pewni zwiększenia podobnych doznań za sprawą wytworu Jeffa Liebermana. Ujęcia dżdżownic są znakomite - z jednej strony zdjęcia makro z obrzydliwymi detalami, z drugiej morze wylewającego się paskudztwa. Osiągnięcie wiarygodności jest największym wyzwaniem dla natural horror, ale w tym wypadku zadanie było dosyć łatwe. W latach 70. zdecydowanie trudniej było stworzyć przekonująco wyglądające mordercze rekiny, ptaki czy pająki niż coś o tak banalnych kształtach jak dżdżownice.

Zasług speców od efektów specjalnych (a zwłaszcza charakteryzacji) nie można jednak nie docenić. Na ich czele stanął Rick Baker, pierwszy laureat nagrody Oscara w kategorii "Best Makeup and Hairstyling" (stworzonej w 1982 roku), którą zdobył za film "Amerykański wilkołak w Londynie". W późniejszych latach jeszcze wielokrotnie zdobywał złotą statuetkę, a także liczne nominacje. Współczesnemu widzowi znany jest przede wszystkim z "Czarownicy", "Hellboya" i trylogii "Faceci w czerni". Przy pracy nad "Squirm" dysponował skromnym budżetem, ale zdołał stworzyć kilka niezapomnianych obrazów (przede wszystkim robale wrzynające się pod skórę twarzy). Zestawienie świetnych fachowców z dającą się wiarygodnie przedstawić plagą zaowocowało tak solidnie wykonaną warstwą wizualną filmu, że wiele produkcji nawet z lat 90. nie może z nim konkurować.

Obsadę debiutu Liebermana miały szansę poszerzyć jeszcze dwa obecnie powszechnie znane (a w 1976 roku niemal całkowicie anonimowe) nazwiska - Kim Basinger (która odrzuciła rolę Geri) oraz Sylvester Stallone (którego twórcy filmu nie chcieli obsadzić w roli wspomnianego mężczyzny o twarzy rozerwanej przez robactwo). Prawdopodobnie zwerbowanie tych dwóch postaci przedłużyłoby żywot "Squirm", które dzisiaj jest filmem całkowicie zapomnianym. Ostatecznie casting wyselekcjonował osoby, których żywotność w świecie kina była bardzo krótka. Jedynie Don Scardino (odtwórca głównej roli męskiej) nadal zajmuje się filmem - w zeszłym roku wyreżyserował "Niewiarygodnego Burta Wonderstone'a".

"Squirm" jest jednym z tych horrorów, w których śmierć wciela się w masę, a nie konkretną, posiadającą imię postać. Podobnie jak w filmach o piraniach czy zombie. Jakie jednak mają kompetencje dżdżownice w grupowaniu się do masowego zabijania? Sprawdziłem - "Naukowcy z University of Liège podkreślają, że za pomocą dotyku zwierzęta te komunikują się i wzajemnie wpływają na swoje zachowanie" i jeszcze dalej: "Zauważyłam, że po wyjęciu z ziemi dżdżownice często zbijały się w grupy i tworzyły coś w rodzaju upakowanej kuli". Czemu jednak chciałyby wykańczać ludzi? Twórcy filmu - stosując pradawną sztuczkę z wmawianiem jakoby prezentowana historia opierała się na faktach - wymyślili, że wysokie napięcie wytworzone przez zerwaną trakcję pobudziło robactwo do szału pożerania mieszkańców świata ponad glebą. Jak to robią? Na to pytanie niestety nie pada odpowiedź. "Squirm" to stosunkowo subtelna produkcja, na ekranie ginie właściwie tylko jedna osoba, reszta zostaje odkryta już w formie szkieletów.

Sporo tutaj gatunkowych schematów - chłopak z dużego miasta trafia na wieś, gdzie swoim sposobem bycia rozjusza lokalną, konserwatywną społeczność, a zwłaszcza szeryfa, który nie wierzy w doniesienia o trupach i szale dżdżownic. Niestandardowo jednak każda z postaci dostaje momenty na zbudowanie swojej osobowości, a w horrorach taki zabieg stanowi ewenement. Kalkulacja jest jednak banalnie prosta - skoro widz ma szansę lepiej poznać bohaterów, to uświadczy mniej morderstw. "Squirm" ma niesłychanie ślamazarne tempo, przez pierwsze pół godziny przypomina film obyczajowy, a nawet odkrycie pierwszego kościotrupa przebiega w sielankowej atmosferze. Właściwa akcja zajmuje jedynie ostatnie piętnaście minut filmu - tysiące dżdżownic wypadających zza drzwi, skromna scena łóżkowa z udziałem robactwa, zbliżenia, po których dobrze się rozejrzycie przed postawieniem kroku i wreszcie cała podłoga, cały dom, cały ekran pełne pulsującej czerwieni w niezliczonej ilości złowrogich ciał.

Chwaliłem Jeffa Liebermana przy okazji recenzji "Satan's little helper", ale pochwalę jeszcze raz - jest jednym z najoryginalniejszych twórców horrorów i szkoda, że przez te wszystkie lata nakręcił jedynie pięć filmów. Według mnie "Squirm" jest pozycją obowiązkową dla każdego fana kina grozy.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones