Recenzja filmu

Fenomen (2010)
Tadeusz Paradowicz
Ewa Hornich
Alessandro Bertolucci

Wprawka z komedii pure nonsense

"Fenomen" okazał się niezwykle wręcz miłą niespodzianką. Nie, nie posunąłbym się aż tak daleko, by nazwać go filmem dobry. Jednak określenie "niezły" pasuje jak ulał.
"Fenomen" okazał się niezwykle wręcz miłą niespodzianką. Nie, nie posunąłbym się aż tak daleko, by nazwać go filmem dobry. Jednak określenie "niezły" pasuje jak ulał.

Jeśli ktoś spodziewał się kolejnej bezpłciowej komedii romantycznej, ten się srodze zawiedzie. "Fenomen" to bowiem komedia absurdalna, wyśmiewająca się z tego, co aktualnie robi się w naszym małym przemyśle filmowym. Debiut Tadeusza Paradowicza to połączenie przaśnego humoru rodem z "Benny Hilla", z przerysowanym, melodramatycznym dowcipem charakterystycznym dla latynoamerykańskich telenowel. To ostatnie nie powinno wcale dziwić, bo przecież punktem wyjścia jest w "Fenomenie" plan telewizyjnej opery mydlanej.

Wcześniej użyłem w stosunku do "Fenomenu" słowa "film" i pewnie jeszcze nie raz go użyję. Jest to jednak swego rodzaju nadużycie. Obraz Paradowicza nie jest bowiem wcale filmem, a raczej kinowym kabaretem, zbiorem skeczów, który w jedno wiążą bohaterowie. To właśnie pomysł na taką formułę filmu tak pozytywnie mnie zaskoczył. Niestety jest również spory balast, z którym chyba nie do końca sobie poradzono. Oglądając "Fenomen" zacząłem się bowiem zastanawiać, do kogo jest on skierowany. Część dowcipów to typowe "inside jokes", które śmieszyć będą pewnie tylko ekipę i tych, co siedzą w show-biznesie. Inne skecze prezentują żenująco wręcz niski poziom, co zapewne przypadłoby do gustu osobom pokroju filmowej Oliwii i Jadźki. Problem w tym, że Oliwia i Jadźka są tak przejaskrawionymi postaciami, że można je traktować jedynie jako ostrą satyrę na młode pokolenie ogarnięte manią konsumpcyjnego stylu życia. Wiele scen będzie zaś zrozumiała tylko dla widzów mających już trochę lat na karku i pamiętających "Chłopców radarowców" i "Kabaret Olgi Lipińskiej".

W ten sposób Paradowicz stworzył obraz zamknięty, który doceni jedynie niewielka grupa ludzi. Choć mam nadzieję, że się mylę, bo pomimo tego, że "Fenomen" jest pełen wad typowych w przypadku dzieł debiutantów, to ma też i trochę zalet. Przede wszystkim warto wspomnieć o Elżbiecie Okupskiej, która zagrała chyba najzabawniejszą postać w filmie. Świetnie napisana, żywiołowo odegrana. Gdyby to ona była główną bohaterką, a film opowiadał o jej usilnych staraniach uczynienia z jej syneczka fenomenalnego faceta, wtedy byłaby szansa, że obejrzałby komedię miliony.

Inni aktorzy też mają swoje pięć minut... no, może nie wszyscy. Postać głównej bohaterki Agnieszki to najsłabsze ogniwo komedii. I nie jest to wina grającej jej Ewy Hornich, a Paradowicza, który w scenariuszu uczynił ją kompletnie bezbarwną jeśli chodzi o poczucie humoru (i dowcip z wydmuszkami niczego tu nie zmienia). Agnieszka jest zbyt typową bohaterką naszych komedii romantycznych, by traktować ją jako karykaturę.

Mimo wszystkich niedociągnięć "Fenomen" udowodnił prawdziwość staropolskiego porzekadła: nie taki diabeł straszny, jakim go malują.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones