Recenzja wyd. DVD filmu

Muck (2015)
Steve Wolsh

Wytamy w świecie horrorów

Reżyser i scenarzysta - Steve Wolsh - chciał stworzyć błyskotliwą (albo chociaż zabawną) parodię sztampowych horrorów dla nastolatków, jednak z dobrego pastiszu "Muck" nie ma kompletnie nic.
Po obejrzeniu "Muck"czuję, że dobrym wprowadzeniem do seansu byłyby słowa "witamy w świecie horrorów". W świecie, gdzie im więcej postaci umiera, tym mniej nas to obchodzi. W świecie, gdzie drobna kobietka potrafi przebić widłami na wylot dorosłego mężczyznę. W świecie, gdzie postaci żeńskie nie potrzebują żadnego konkretnego powodu, aby nagle zaświecić cyckami tudzież tyłkiem, i gdzie głupota bohaterów jest nieskończona, a ich "zabawne" teksty sprawiają, że prychamy pogardliwie. Debiut reżyserskiSteve'a Wolshajest przesiąknięty tym wszystkim do suchej nitki i (jakby było mało) na tym nie koniec - "Muck"jest pierwszym z trzech planowanych filmów o podobnej tematyce, a prequel jest już w preprodukcji. Nie pozostaje nic innego, jak złapać się za głowę, bo choć jednego"Mucka"da się znieść, nie wyobrażam sobie obejrzeć jeszcze dwie części - aż tak zły jest ten film.

Odnoszę wrażenie, żeWolshchciał stworzyć błyskotliwą (albo chociaż zabawną) parodię sztampowych horrorów dla nastolatków. Gdyby wyciąć przydługą sekwencję z nadmiarem niepotrzebnej golizny (w której nawet dokładnie nie wiadomo kim jest i co robi falująca piersiami pani), to powiedziałabym, że początek jest nawet udany. Jeden z bohaterów - ranny Billy - stwierdza, że ich sytuacja jest żywcem wzięta z filmu grozy, po czym klasyfikuje swoich przyjaciół jako stereotypowe postaci z tegoż ("dziwka", "dziewica", "ten, który idzie po pomoc i nie wraca", itd.). W tym momencie seansu nastawiłam się na nieskomplikowany obraz wyśmiewczy, w którym wszystkie "głupotki" klasycznego horroru typu "cabin in the woods" zostają wytknięte, przerysowane do granic możliwości i wystawione na pośmiewisko ogółu. Jednak z dobrego pastiszu "Muck"nie ma kompletnie nic.

Spodobało mi się, że pominięto cały nonsens pokazywania wyjazdu młodych bohaterów za miasto, ich libacji alkoholowych, żarcików i kopulacji, w horrorach zazwyczaj poprzedzających makabrę. Nie ma przedstawiania postaci widzowi... Przecież to zbędne i wcale nie pomaga nam się z nimi identyfikować - wiadomo, że w takich produkcjach twórcy i tak raczej nie spędzają wiele czasu na tworzeniu skomplikowanych charakterystyk psychologicznych. Poznajemy nieszczęsnych protagonistów, kiedy są już tylko w piątkę po tym, jak ktoś zabił dwójkę ich przyjaciół. Są zmarznięci, brudni, poharatani i przerażeni... Do tego jest noc, a oni pogubili telefony. Na szczęście znajdują dom, do którego bez wahania się włamują. Noah idzie do miasta, żeby zadzwonić po pomoc, a reszta uspokaja się powoli w bezpiecznych czterech ścianach... Sielanka nie trwa jednak długo.

W piwnicy na atak szykuje się łysy, pomalowany na biało facet, a tymczasem Noah dociera do knajpy w pobliskim mieście. Zmęczonemu mężczyźnie jakoś dziwnie się nie śpieszy, żeby zadzwonić i sprowadzić pomoc dla roztrzęsionych przyjaciół, i wcale nie panikuje, że kilka godzin wcześniej ktoś zabił dwójkę jego znajomych. Rozumiem, parodia... Jednak cały ten brak logiki nie jest ani śmieszny, ani przyjemny w odbiorze, a powiewa jedynie utartym deseniem horrorowych scenariuszy rodem z najciemniejszych szambowych den. Podobnych momentów niestety jest więcej, co skutecznie sprawia, że widz wierci się w fotelu z niecierpliwości, żeby wreszcie się z niego podnieść i porobić coś konstruktywnego.

Wiele innych aspektów filmu również pozostawia sporo do życzenia. Pomimo całej początkowej gadki o przeżywaniu sytuacji z typowego horroru, temat nie zostaje pociągnięty dalej. Nijak. Mamy tylko brak logiki, cycki, kretyńskie dialogi, cycki, dupy i znowu brak logiki. Wszystko to okraszone mierną grą aktorską (chociaż to akurat jestem w stanie wybaczyć jako miłośniczka kina grozy) i nudnymi jak schnąca farba scenami zabójstw. Posoki leje się w bród, to trzeba przyznać, jednak byle jaki montaż sprawia, że w większości przypadków i tak nie wiadomo, co się właśnie dzieje. Krew tryska obfitym strumieniem prosto w twarz jednej z rozwrzeszczanych dziewczyn, ale nawet trudno stwierdzić, z jakiego źródła wydobywa się ciecz. Trzech bohaterów jest uwięzionych w zepsutym samochodzie na wiejskiej drodze, podczas gdy grupa łysych dzikusów wali w pojazd, by ich stamtąd wyciągnąć, zgwałcić dwie kobiety, a mężczyznę zabić od razu - ni stąd, ni zowąd mamy zbliżenie na trzęsące się cycki. Zakończenie też woła o pomstę do nieba, gdyż ani niczego nie wyjaśnia, ani nie zapowiada poprawy w sequelu, który ma powstać.

Mogę szczerze powiedzieć, że "Muck"jest jednym z najgorszych filmów, jakie ostatnio widziałam. W obrazie tym nie znalazłam praktycznie nic, co by przykuło moją uwagę na dłużej niż parę minut. Sceny"gore"są bez fantazji, dialogi nudne i żenujące, a napięcia ani widu, ani słychu. Jedynym walorem w oczach fanów horrorów może być fakt, że w rolę jednego z antagonistów wcielił sięKane Hodder, który zagrał Jasona Voorheesa w czterech częściach"Piątku trzynastego"("Nowa krew", "Jason zdobywa Manhattan", "Jason idzie do piekła" i "Jason X"). Tym, którzy za nim tęsknią, polecam jednak sięgnąć ponownie po"Piątek", a od"Muck"trzymać się z daleka.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Muck
Paczka przyjaciół ucieka przez bagna. Kto lub co ich goni – nie wiadomo. Fakty są natomiast następujące:... czytaj więcej