Z kobietą w roli głównej

Z jednej strony Malaszczak powraca do korzeni, z drugiej – wsłuchuje się w język swojej codzienności. Krąży między kobietami, ale nie próbuje odnaleźć ani stworzyć ideału. Nie stara się być
Drugi film Marcina Malaszczaka ("Sieniawka") zaczyna się jak typowa amerykańska niezależna produkcja. Na przemian wygłupiające się i dyskutujące o życiu dziewczyny są jak powidoki przyjaciółek z "Frances Ha" Noaha Baumbacha; czarno-białe, lekko ziarniste zdjęcia przypominają kręcone w latach osiemdziesiątych filmy Jima Jarmuscha. Malaszczak nie poprzestaje jednak na tym, co wydaje się nam oczywiste, dziś może trochę banalne. W kolejnych sekwencjach idzie kilka kroków dalej, ociera się o sztuki wizualne i dokument. Eksperymentuje z barwą. To artysta przesiąknięty obrazami, gatunkami i stylami. W filmie "Dni uciekają jak dzikie konie za wzgórza" tworzy z nich skromny kolaż z kobietami w roli głównej.

Malaszczak trzyma się chronologii – portretuje kolejno młodość, dojrzałość i jesień życia – tę pierwszą czyni domeną przeszłości, drugą traktuje jako etap przemiany (wtedy też czarno-białe obrazy nasiąkają barwami), nad trzecią pochyla się najdłużej. Echem odbijają się w niej wspomnienia "Sieniawki", w której debiutujący reżyser wszedł z kamerą do ośrodka dla nerwowo chorych starszych ludzi i cierpliwie przysłuchiwał się toczącym się rozmowom, podpatrywał reakcje. W "Dni uciekają jak dzikie konie…" przygląda się gestom kobiet znajdujących się na różnych życiowych etapach, przyłapanych w różnych miejscach i w odmiennych nastrojach. Stara się pokazać codzienność i intymność. Sprawia, że w pewnym momencie możemy się czuć nieco zagubieni. Albo na powrót zainteresowani – czujni, bo nagle niepewni, czy widzimy dojrzewanie jednej bohaterki granej przez kilka aktorek w różnym wieku, czy kilka postaci przeżywających osobne dramaty.

Film składa się z epizodów, zazębiających się fragmentów, rytuałów codzienności. Malaszczak zamyka je w ramach swoich kadrów, ale nie opisuje. Tworzenie narracji, której celem byłoby zespolenie obrazów, oddaje w ręce widzów. Wierzy, że publiczność dostrzeże subtelności, odkryje znaczenia, zrozumie nienachalną symbolikę. Dzięki paradokumentalnej poetyce udaje się Malaszczakowi zachować prostotę, zbliżyć do bohaterów i jednocześnie utrzymać dystans; przekonać nas, że nie patrzymy na fikcję, ale obserwujemy życie, które toczy się przed kamerą w sposób zupełnie niezaaranżowany. Tańczącej z przyjaciółkami Natalie (Natalie Warlow) zdarza się wychodzić poza ramy kadrów, Maria (Maria Christine Brehmer) woli, kiedy w ich centrum znajdują się dzieci. Tylko Stefania (Stefania Malec) dumnie siedzi za stołem i staje się bohaterką długich, nieruchomych ujęć.

Między sportretowanymi kobietami i padającymi z ich ust słowami Malaszczak szuka różnic i podobieństw. Śledzi zmiany, przygląda się możliwościom. Stawia kamerę w pozycji, jaką mógłby przyjąć mały chłopiec z niemym zachwytem i wielką uwagą obserwujący siostrę, matkę lub babkę. Dostrzega szczegóły, gesty, mimikę. Szuka śladów erotycznej aktywności, ale w swojej niewinności nie ociera się o wulgarność. Z fascynacją przysłuchuje się rozmowom, które nie muszą mieć początku, rozwinięcia i puenty. Mogą być wyrwane z kontekstu; wystarczy, że szumią w tle; jak telewizory w wielu polskich domach. Malaszczak nie dba o spójność językową. Niemiecki przeplata się tu z angielskim, choć w rozmowach starszych pań prym wiedzie polski. Z jednej strony Malaszczak powraca do korzeni, z drugiej – wsłuchuje się w język swojej codzienności. Krąży między kobietami, ale nie próbuje odnaleźć ani stworzyć ideału. Nie stara się być Pigmalionem, nie próbuje rzeźbić swojej Galatei. Wzorca dopatruje się w kobiecości ulepionej z niedoskonałości, marzeń, lęków, rozmazanej maskary, lekkiej nadwagi i zmarszczek. Udaje mu się znaleźć autentyzm, a z formalnych różnic zbudować spójny, inspirujący i niekonwencjonalny film.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones