Recenzja filmu

Na zawsze Laurence (2012)
Xavier Dolan
Melvil Poupaud
Suzanne Clément

Zakochany Xavier

Nie do końca rozumiem, dlaczego Dolan zdecydował się nadmuchać tę wątłą historię do rozmiarów dwuipółgodzinnego celuloidowego balonu. Sporo jest tutaj pustawych, nic niewnoszących fragmentów,
Rację mieli ewangeliści, głosząc, że ubóstwo jest cnotą. Dwa poprzednie filmy piekielnie zdolnego Xaviera Dolana zostały zrobione "za piątaka", a mimo to były imponującymi portretami nastroszonej, narcystycznej młodości. Przy "Laurence Anyways" 23-letni Kanadyjczyk miał już kasy jak lodu, ale, niestety, nie przełożyło się to na poziom dzieła. Choć trzeba przyznać, że pod względem wizualnym wygląda ono momentami obłędnie.

Dolan opowiada nam historię 30-letniego wykładowcy (Melvil Poupaud) marzącego o zmianie płci. O swoich planach bohater informuje swoją dziewczynę, Frederique (fantastyczna Suzanne Clement), która pomimo wątpliwości decyduje się trwać dzielnie przy lubym/lubej. Nie wszyscy są jednak równie tolerancyjni – Kanada z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych przypomina tu raczej polskie podwórko niż cywilizowany, otwarty na inność kraj.  Choć Laurence co chwila doświadcza nieprzyjemności ze strony otoczenia, trudno mu jednak współczuć. Sukienki i makijaż uczyniły z niego nieznośną, zapatrzoną w siebie mimozę. Czy Frederique i tym razem wykaże się wyrozumiałością?  

Nie do końca rozumiem, dlaczego Dolan zdecydował się nadmuchać tę wątłą historię do rozmiarów dwuipółgodzinnego celuloidowego balonu. Sporo jest tutaj pustawych, nic niewnoszących fragmentów, które nie wyleciały w montażu może dlatego, że reżyserowi szkoda było tylu pięknie skomponowanych kadrów. W efekcie film zaczyna tracić po drodze emocje i narracyjną energię. Te pierwsze powracają na chwilę m.in. w rewelacyjnej scenie w restauracji, gdy wzburzona Frederique wygłasza tyradę przeciwko ciemnogrodowi. Tej drugiej nie udaje się już odzyskać.

"Laurence Anyways" to film o miłości. Nie chodzi tu jednak o miłość pary bohaterów, lecz miłość artysty do samego siebie. Dolan chyba za nadto kocha swoje pomysły inscenizacyjne, fikuśne kostiumy (które sam, notabene, zaprojektował) i widok dopalających się petów. Dramat Laurence'a, jego wyobcowanie oraz zmaganie się z dyskryminacją zostały niemal w całości podporządkowane dekoracjom.

Jedno trzeba jednak Dolanowi przyznać: ma doskonałe ucho do soundtracków. Tym razem z kinowych głośników lecą na przemian evergreeny muzyki klasycznej (Brahms, Prokofiew, Beethoven), popowe złote przeboje (The Cure, Depeche Mode, Duran Duran) i wreszcie nieco mocniejsze, bardzo klimatyczne brzmienia (Craig Armstrong, Fever Ray).  Sposób, w jaki  Kanadyjczyk wykorzystuje muzykę i podporządkowuje jej obraz, każe mi przypuszczać, że byłby wybitnym reżyserem wideoklipów. Jako autor filmów mógłby jednak spojrzeć poza czubek swojego kształtnego, artystycznego nosa.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Miłość nie zna granic. Ten rozwałkowany przez kinematografię w tę i we w tę slogan znalazł potwierdzenie... czytaj więcej
"Na zawsze Laurence" to jak dotychczas najpełniejszy i najdojrzalszy film Xaviera Dolana. Zarzuty o brak... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones