Recenzja filmu

Śmierć w Wenecji (1971)
Luchino Visconti
Zofia Dybowska-Aleksandrowicz
Dirk Bogarde
Marisa Berenson

Pogłaskać piękno

Ten zapomniany klasyk to nie tylko kolejny upust pedantycznego stylu włoskiego arystokraty siedzącego na wysokim, reżyserskim tronie, ale przede wszystkim niezwykle subtelne odbicie osobowości
Spośród setek – jeśli nie tysięcy – filmów o samotności niełatwo wyłonić ten jeden jedyny – najlepszy? najprawdziwszy? najszczerszy?

Jednak z całego morza wylanych przed blaskiem srebrnego ekranu łez wyłania się kilka pereł. Niekiedy pięknie błyszczących, zachwycających swoim nieskazitelnym wdziękiem, innym razem leżących na samym dnie, przybrudzonych, zasypanych piaskiem, zapomnianych. Właśnie taką błyszczącą z dala od promieni słonecznych perłą jest największe dzieło jednego z nielicznych, prawdziwych autorów kina – mistrza Luchino Viscontiego "Śmierć w Wenecji".

Ten zapomniany klasyk to nie tylko kolejny upust pedantycznego stylu włoskiego arystokraty siedzącego na wysokim, reżyserskim tronie, ale przede wszystkim niezwykle subtelne odbicie osobowości artysty. Człowieka niespełnionego, a co gorsza – niezaspokojonego. Dyskretnego indywidualisty, ukrywającego swój geniusz pod niewinnie białym garniturem i rozmazanym różem na lewym policzku.

Ten geniusz z resztą objawia się nie tylko w umyśle twórcy, światowej sławy kompozytora Gustawa von Aschenbacha, głównego bohatera filmu Viscontiego, ale przede wszystkim w jego złamanym sercu, rozdartym pomiędzy wspomnieniem dawnej świetności a światem minionych porażek i osobistych tragedii. Ta niezwykła nieśmiałość i wrodzona etykieta protagonisty zauważalne są od samego początku po sam koniec filmu i być może właśnie dlatego z upływem kolejnych minut sprawiają wrażenie wyuczonego kamuflażu, maski, pod którą Aschenbach skrywa wszystkie niewypowiedziane słowa, które tak mocno intonuje w ostatnich chwilach swojego weneckiego życia.

Nie można zaprzeczyć, że Visconti zrobił to celowo, stopniowo pozbawiając widza nadziei, a jednocześnie desperacko poszukując jej w pięknie dawno utraconej młodości. Kontrast wewnętrznej zachłanności i zewnętrznej powściągliwości Aschenbacha widoczny jest w jego każdym spojrzeniu. Visconti bowiem zaciera granicę pomiędzy subiektywnym światem bohatera a otaczającą go rzeczywistością. W przeplatających się wizjach i retrospekcjach z życia niemieckiego kompozytora zauważamy, iż jego pragnienie to nie tylko fizyczne pożądanie, głęboko odczuwane wobec o wiele młodszego chłopca, ale raczej najprostsza chęć biernego obcowania z urokiem minionego dzieciństwa.

Nieobojętna pozostaje także finałowa przemiana Aschenbacha, dawniej konserwatywnego profesora, który z dnia na dzień przemienia się w podstarzałego "młodzieńca" ucharakteryzowanego w pobliskim salonie piękności. Kompozytor stara się zapomnieć o dawnym życiu, wielkiej karierze, być może nawet o utracie przedwcześnie zmarłego dziecka, równocześnie koncentrując się na kilku ostatnich chwilach spędzonych w ogarniętej epidemią Wenecji, a co jeszcze ważniejsze – w towarzystwie ukochanego Tadzia. Nieskończonego piękna, które sam Aschenbach przed laty, nieświadomie utracił.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Śmierć w Wenecji", ekranizacjaprozy Tomasza Manna,jest jedną z najważniejszych pozycji w dorobku Luchino... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones