Recenzja filmu

Śmietanka towarzyska (2016)
Woody Allen
Jesse Eisenberg
Kristen Stewart

Rozlane mleko

"Śmietanka towarzyska" jest filmem nudnym, wtórnym, a jednak w jakiś sposób charakterystycznym dla ostatniej twórczości Woody'ego Allena.
Woody Allen osiągnął wszystko: uznanie krytyki i popularność wśród szerokiej widowni. Pech chciał, że nie zrobił tego jednocześnie, a tam gdzie zaczęły się boxofficowe sukcesy, tam co raz częściej słychać było lamenty krytyków, że to już nie to samo co kiedyś. Niestety, Allen tworzy nadal, a na ekrany co roku trafia kolejna produkcja. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie znane nazwisko autora (notabene chętnie wykorzystywane podczas promocji filmów innych twórców) to jego najnowsze scenariusze, nigdy nie trafiłyby do produkcji.


W "Śmietance towarzyskiej" Bobby (Jesse Eisenberg) reprezentujący klasycznego bohatera allenowskiego wyrusza z Nowego Jorku do Los Angeles, by tam z pomocą wpływowego wuja (Steve Carell) zasmakować życia w otoczeniu gwiazd złotej ery Hollywood. Na miejscu poznaje Vonnie (Kristen Stewart), młodą sekretarkę, w której się zakochuje, a która na jego nieszczęście jest zajęta. Bobby nieugięcie zabiega o jej względy, a Vonnie staje przed dylematem czy ulec urokowi nieopierzonego entuzjasty czy pozostać przy swoim dotychczasowym adoratorze.


Im Allen starszy, tym bardziej w poważaniu ma zasady wpajane młodym twórcom, by chronić ich przed popełnianiem dzieł miernych czy grafomańskich. I tak słynne "Nie opisuj, pokazuj", maksyma, którą zna każdy, kto kiedykolwiek próbował swoich sił w narracji, zostaje tu wielokrotnie zignorowana. Autor zamiast przedstawić kwitnące między bohaterami uczucie, wkłada w ich usta ckliwe teksty, które nawet jeśli zakreślają relacje, to pozbawiają je jakiejkolwiek chemii. Wykorzystuje także narrację z offu, coś co obecne było już chociażby w "Nieracjonalnym mężczyźnie", choć tam stanowiło werbalizacją refleksji bohaterów. Tym razem mamy do czynienia z najbardziej tradycyjną narracją jaką można sobie wyobrazić. Narrator (o głosie Allena) opowiada nam o wydarzeniach, które często i tak rozgrywają się na ekranie, nie tylko nie wprowadzając żadnych nowych informacji, ale pozbawiając obrazy mocy oddziaływania. Innym razem narracja wypełnia czasoprzestrzenne luki, których pokazanie rozwlekałoby akcję. Przez te zabiegi powstaje twór niezwykle nudny, któremu bliżej do deklamacji scenariusza, niż kinowego filmu. Bohaterowie z kolei zupełnie nie wzbudzają sympatii widza, bo aktorzy nawet gdyby chcieli, nie mają czego grać. Mogą jedynie recytować dialogi.


Sama fabuła to także powtórka z rozrywki. Ktokolwiek widział więcej niż jeden film tego reżysera, wie czego się spodziewać, zwłaszcza jeśli były to tytuły nowsze. Autor nie sili się na oryginalność, choć osadzenie akcji w latach 30. XX wieku można uznać za aspekt mniej spodziewany. Tło historyczne oparte jest jednak na wątłych fundamentach, a padające co chwilę nazwiska gwiazd filmowych sprawiają wrażenie, jakby miały podtrzymać chwiejny konstrukt, niż być wyrazem hołdu składanego ikonom kina. Otoczka nie służy też zbytnio fabule, bo ani nie stanowi satyry na hermetyczne środowisko Hollywood, ani nie ma większego wpływu na miłosne turbulencje bohaterów, które równie dobrze mogłyby dotyczyć ludzi z klasy średniej (co we wcześniejszych filmach tego twórcy już się zdarzało).


Nawet dialogi, który zawsze były mocną stroną Allena CayceAllena kojarzą się raczej z cytatami z Paulo Coelho niż scenariuszem do "Annie Hall", zwłaszcza kiedy dotyczą kwestii miłosnych. Śledząc tę historię można odnieść wrażenie, że osiemdziesięcioletni reżyser dawno już zapomniał czym są romantyczne uczucia, szczególnie te młodzieńcze, i podpowiedzi szukał w tanich romansidłach. W efekcie otrzymujemy kombinację kiczowatych sentencji z topornym zakreślaniem relacji, które swój wyraz znajdują tylko w dialogach. Gdyby wyciszyć dźwięk trudno byłoby powiedzieć, że ktokolwiek tu kogokolwiek kocha.


"Śmietanka towarzyska" jest filmem nudnym, wtórnym, a jednak w jakiś sposób charakterystycznym dla ostatniej twórczości Woody'ego Allena. Jeśli kogoś wciąż to bawi i lubi chodzić do kina na filmy, które już zna, to prawdopodobnie odnajdzie w tym coś dla siebie. Jeśli jednak z rozrzewnieniem wspomina dawne dzieła autora "Hanny i jej sióstr", a dawanie Allenowi "ostatniej szansy" traktuje już w zasadzie jako hobby, to może warto odpuścić sobie seans i znaleźć lepsze zajęcie.  
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Woody Allen przeżywa w ostatnich latach istny rollercoaster, zgarniając Oscara za "O północy w Paryżu",... czytaj więcej
Gdy młody Bobby (Jesse Eisenberg), świeżo przybyły z Manhattanu do Hollywood w poszukiwaniu kariery i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones