Recenzja filmu

Święta góra (1973)
Alejandro Jodorowsky
Alejandro Jodorowsky
Horacio Salinas

Homo Sapiens

Nie dajcie się zwieść komentarzom – przeżycie podróży, którą zapewnia widzowi scenarzysta, jest możliwe bez zażywania substancji psychoaktywnych. Kluczowe jest bowiem odpowiednie nastawienie,
Wizje Alejandra Jodorowskiego nadal stanowią inspirację, obiekt fascynacji dla wielu artystów. John Lennon darzył "Kreta" tak wielkim umiłowaniem, że muzyk postanowił sfinansować kolejny film chilijskiego reżysera. Produkcją oraz dystrybucją w USA zajął się natomiast menadżer wokalisty The Beatles, Allen Klein. Chociaż współpraca z tym ostatnim nie okazała się dla Jodorowskiego pomyślna, to zaowocowała dziełem ponadczasowym, kopalnią symboli o społeczeństwie, a przede wszystkim jego wadach. Nie dajcie się zwieść komentarzom – przeżycie podróży, którą zapewnia widzowi scenarzysta, jest możliwe bez zażywania substancji psychoaktywnych. Kluczowe jest bowiem odpowiednie nastawienie, czyli w tym przypadku otwartość umysłu na nowe, najprawdopodobniej nieznane dotąd doświadczenia kinowe. 

Powszechnie znana artystyczna bezkompromisowość Jodorowskiego wiąże się ze stosowaniem barokowego konceptyzmu przez artystę. Już sam początek filmu daje odbiorcy do zrozumienia, iż obcuje on z czymś nietuzinkowym. Otwierająca dzieło scena potwierdza, że motyw strzyżenia jest raczej jednym z ulubionych reżysera "Świętej krwi". Tytułowy bohater "Kreta" przeszedł wewnętrzną przemianę, a ogolenie mu głowy stanowiło pewnego rodzaju katharsis. W "Świętej górze" omawiany topos filmów Jodorowskiego oznacza natomiast pozbawienie człowieka fałszu, sztuczności, których wymaga życie w społeczeństwie.

Głównym bohaterem jest Złodziej (Horacio Salinas). Jego podobieństwo do religijnego wizerunku Chrystusa widać na pierwszy rzut oka. Przybywszy do pobliskiego miasta, jest świadkiem wydarzeń będących przejawami, jakkolwiek abstrakcyjnie by to nie zabrzmiało, totalitarno-anarchicznej władzy kapitalistycznej. Właściwe całe pierwsze trzydzieści minut "Świętej góry" to obraz ludzkiego zezwierzęcenia w świecie przesiąkniętym moralnym oraz religijnym zepsuciem, gdzie nie ma miejsca na refleksje, miłość ani empatię. Społeczne czystki wywołują tak wielkie podniecenie u dokumentujących egzekucje obserwatorów, że nawet Louis Bloom (zagrany przez Jake’a Gyllenhaala główny bohater "Wolnego strzelca") nie stanowiłby dla nich w tej kwestii konkurencji. Scena rekonstrukcji podboju Meksyku przez hiszpańskich konkwistadorów, w której aktorami są ropuchy, nie dotyczy jedynie tego konkretnego wydarzenia historycznego. Jako admirator całej trylogii wyprodukowanej przez BioWare, czuję wewnętrzny przymus przytoczenia tutaj sentencji Legiona z "Mass Effect 2" – Historia ludzkości to rzeka krwi przelanej z powodu różnic poglądów w sprawach władzy i życia pozagrobowego. Muszę przyznać, że sam lepiej bym tego nie ujął. Komunikacja społeczna za pomocą onomatopej oraz wszechobecne zdemoralizowanie w pierwszym akcie filmu nakazują mi twierdzić, iż Jodorowski poddaje w wątpliwość intelektualną ewolucję człowieka. W pewnym momencie na ekranie pojawia się małpa, która zachowuje się w sposób bardziej cywilizowany niż ukazane społeczeństwo, co utwierdza mnie w owym przekonaniu.

Złodziej musi przejść dość nietypowy rytuał, aby wziąć udział w misji polegającej na zabraniu mędrcom przepisu na nieśmiertelność. Nauczywszy podopiecznego wytwarzania dusz, Alchemik (Alejandro Jodorowsky), niczym Antoine de Saint-Exupéry, ukazuje przedstawicieli poszczególnych planet. Pustą przestrzeń po moralno-egzystencjalnym przekazie "Małego Księcia" reżyser "Świętej góry" wypełnił dystopią, chociaż właściwie wiele zawartych w niej aspektów dotyczyło już rzeczywistości 1973 roku. 

W celu uargumentowania swojej tezy posłużę się pewnym przykładem. Działania podejmowane na Marsie, którego przedstawicielką jest Isla (Adriana Page), niemalże natychmiastowo skojarzyły mi się z tematyką "Drabiny Jakubowej" reżyserii Adriana Lyne’a. Testowanie narkotyków na żołnierzach własnej armii, aby wzmocnić ich wytrzymałość, to przejaw okrucieństwa, o którego stosowanie oskarżano Stany Zjednoczone w czasie wojny wietnamskiej. Z kolei zaawansowanie oraz rozpowszechnienie chirurgii plastycznej na planecie Wenus świadczą o powszechnym zjawisku zatracania własnych tożsamości, a wskutek tego – stopniowym zaniku człowieczeństwa. Wizje Alejandra Jodorowskiego czasami nawiązują do orwellowskiej rzeczywistości. Sel (Valerie Jodorowsky) sprawuje władzę absolutną: decyduje o działaniach rządu oraz losie społeczeństwa. Polityka Saturna opiera się przede wszystkim na indoktrynacji od najmłodszych lat w celu kontrolowania poczynań każdej jednostki oraz maksymalnego zmniejszenia potrzeby buntu u ludności. Całemu temu społeczno-politycznemu okrucieństwu towarzyszy hippisowska estetyka oraz ironia. Nie ujmują one wadze problemu, a jedynie dodają całości smaku, przez co proces trawienia tak ciężkiego pod względem treści i formy filmu jest mniej przytłaczający.  

Aby pokazać wady danej rzeczywistości oraz wyrazić swoją negatywną opinię odnośnie określonej władzy, artyści często posługiwali się groteską. Za jej pomocą Alejandro Jodorowski przedstawia nieznany dotąd wymiar antropocentryzmu. "Święta góra" stanowi hiperbolizację ludzkich ułomności oraz bestialstwa. Reżyser na każdym kroku udowadnia, że człowiek to homo, ale sapiens jest cechą mu daleką. Estetyka filmu może odrzucać. Mimo to uważam, że warto chociażby zetknąć się z tym (w pełni zrozumiałym) poglądem na świat oraz ludzką naturę. Mam nadzieję, iż "Święta góra" zachwyci(ła) Was co najmniej tak jak Alejandra Jodorowskiego burzenie czwartej ściany.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dobrze, że na ekranach kin można czasem zobaczyć film sprzed kilku dekad – i naprawdę daleki jestem w tym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones