Recenzja filmu

1920 Bitwa Warszawska (2011)
Jerzy Hoffman
Daniel Olbrychski
Natasza Urbańska

Gdy słowo "katastrofa" to za mało...

Chciałbym napisać coś dobrego o tym filmie, ale nie mogę. Nie mogę, bo po prostu nic takiego tu nie ma! Dotychczas myślałem, że Wieczyński i jego "Popiełuszko" z ogromną pompatycznością i
Chciałbym napisać coś dobrego o tym filmie, ale nie mogę. Nie mogę, bo po prostu nic takiego tu nie ma! Dotychczas myślałem, że Wieczyński i jego "Popiełuszko" z ogromną pompatycznością i napuszeniem już na zawsze wyznaczył standardy w kategorii "jak nie robić filmów z zacięciem patriotycznym", jednak palmę pierwszeństwa przejmuje Hoffman i jego "Bitwa warszawska", potworek, który nie powinien nigdy ujrzeć światła dziennego. Jest tak źle, że nie wiadomo od czego zacząć wymienianie… W takim wypadku po kolei.

Scenariusz. A raczej jego brak. Wygląda na to, że Hoffman po prostu rzucił hasło "Hej, zróbmy film o Bitwie Warszawskiej!" i na tym się skończyło. Teoretycznie fabuła ma biec dwutorowo, jednocześnie opowiadać historię z perspektywy dowództwa w osobie Piłsudskiego (Daniel Olbrychski) jak i szeregowego żołnierza Jana Krynickiego (Borys Szyc). Praktycznie cała akcja zostaje poprowadzona tak, że nie wiadomo o co w danym momencie chodzi: w jednej chwili Krynicki rozmawia z bolszewikami, potem nagle jego żona Ola o twarzy Urbańskiej wywija wygibasy na parkiecie, by zaraz Piłsudski rugał premiera. Gdzie tu logika? Konsekwencja? Tu powiedzieć, że fabuła rozłazi się w szwach to za dużo, to ona po prostu nie istnieje.

Gra aktorska. Oczywiste jest, że do takiej superprodukcji zostanie zatrudniony cały kwiat polskiego aktorstwa. Niestety ów kwiat jest strasznie uwiędnięty. Jedynym jasnym punktem jest naprawdę świetny Ferency, jednak on jeden nie uratuje całego filmu. Cała reszta wypada albo słabo (Linda i Olbrychski grają jakby chcieli, a nie mogli, wszystko jest strasznie wymuszone, przychodzi im z trudem), albo bardzo słabo (Szyc, skądinąd przecież świetny aktor, w ‘Bitwie’ porusza się, wygląda, gra jak zbity pies), albo wręcz tragicznie. Tak, mowa o Nataszy Urbańskiej. Nie mogę jej odmówić urody, nie mogę jej odmówić dobrego głosu, umiejętności śpiewu. Ale za aktorstwo lepiej niech się nie bierze, wypada jeszcze mniej wiarygodnie, niż obietnice premiera.

Montaż. Szczerze mówiąc widziałem lepiej zrealizowane filmy z wesel, studniówek czy innych imprez okolicznościowych. Zdjęcia są bardzo słabe, a sama sekwencja bitwy woła o pomstę do nieba. Jak ktoś tak doświadczony jak Idziak, mający za sobą przecież współpracę z samym mistrzem Kieślowskim mógł odwalić taki wielki bubel? I jak Krzesimir Dębski mógł pozwolić go tak beznadziejnie udźwiękowić? Pompatyczne buczenie nie tylko jest irytujące, ale nijak nie pasuje do tego, co widać na ekranie.

I najgorsze ze wszystkiego. Ogólne wrażenie. Przez cały czas trwania filmu nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to tak naprawdę zgrywa. Że to parodia. Że ktoś postanowił pośmiać się z prawdopodobnie największego zwycięstwa zbrojnego w historii całego kraju i nakręcić jego karykaturę. Cały czas odnosiłem wrażenie, że to nie jest film robiony przez patriotów, raczej przez jakiegoś starszego dziadka, z bolszewicką przeszłością, tęskniącemu do czasów młodości, kiedy kwiatki lepiej pachniały a słońce było jaśniejsze, chcącemu przypomnieć sobie tamte lata kręcąc takiego potworka. Pan Hoffman osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego, zamiast filmu przesączonego patriotyzmem powstała nieudana parodia.

"Katyń" mimo paru drobnych niedociągnięć i klisz jest filmem dobrym, momentami nawet bardzo. "Czarny czwartek" głównie przez słabą realizację i grę jest tylko filmem przeciętnym. "Popiełuszko" jest po prostu filmem złym. Jednak każdy z nich ma w sobie jakieś pokłady patriotyzmu. W "Bitwie" nie ma nic, jest koszmar i beznadzieja. Nic dziwnego, że przez większość krytyków został uznany najgorszym filmem 2011 roku, że poniósł klapę finansową (niemal trzykrotnie niższa frekwencja niż zakładana, i tak wyciągnięta przez wycieczki szkolne), że nie doczekał się wydania DVD z prawdziwego zdarzenia tylko od razu, dla jakiegoś pewnego zysku został rzucony jako dodatek do kobiecego czasopisma. Nie warto jednak wydawać nawet kilkunastu złotych na tego potworka, lepiej kupić książkę o podobnej tematyce, cegiełkę o dwóch tysiącach stron łatwiej strawić niż to. Panie Hoffman, panu już dziękujemy, niech pan więcej nie raczy nas takimi "dziełami".
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jest Jan, jest Ola, jest piękne uczucie. W tle - a może właśnie na pierwszym planie? - panoszący się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones