Recenzja filmu

Aleksander (2004)
Oliver Stone
Colin Farrell
Angelina Jolie

Rysy na posągu

"Więc kim był Aleksander? Bogiem? A może jednak człowiekiem? A może herosem? Chyba jednak bogiem... A może nie... Człowiekiem przecież... A jednak też herosem... Nie, no był bogiem... Zaraz.
"Więc kim był Aleksander? Bogiem? A może jednak człowiekiem? A może herosem? Chyba jednak bogiem... A może nie... Człowiekiem przecież... A jednak też herosem... Nie, no był bogiem... Zaraz. Człowiekiem. Nie. Herosem. Bogiem. Człowiekiem? Nie...". Nie sprawdzałem, ile trwają w tym filmie sceny z jednym z moich ulubionych aktorów, Anthonym Hopkinsem, odtwarzającym wspominającego Aleksandra starego Ptolemeusza., ale mam wrażenie, że dobrze oddałem głębię ciągu jego myśli. Co więcej, ma się wrażenie, że trwa ten ciąg i trwa. I że cały film się ciągnie i ciągnie. Rozmowy. Widoczki. Czekanie na wroga. Zbliżenia twarzy Colina Farrella. I ust Angeliny Jolie, z francuska wymawiającej "r" (że niby tak egzotycznie). I umalowanych oczu Jareda Leto. I znów twarz Colina Farrella, pompatycznie wpatrzona w daleki cel. I widoczek. I słonie. Jedyne, na co warto czekać. Historia Aleksandra w wydaniu Oliviera Stone'a nuży. Jak wpatrywanie się w posąg starego króla, w biały marmur - pod którym jednak nie ma życia, nie ma pasji, uczuć, prawdy. Trzeba oczywiście przyznać, że reżyser potrafi robić filmy (3 Oskary to chyba wystarczające świadectwo) - sceny batalistyczne kręcone "z ramienia", rozmazane, ociekające krwią - robią duże wrażenie. Podobnie Val Kilmer zdumiewająco dobrze sprawdza się w roli szalonego ojca Aleksandra, Filipa. Piękne są krajobrazy i komputerowo modelowany Babilon. I zdumiewa, jak bardzo podobny jest młody Aleksander do dorosłego. Wygląda to tak, jakby rzeczywiście młodziutki Colin Farrell wziął udział w filmie. A jednak, mimo całej pompy, z jaką to zrealizowano - w pewnym momencie ma się dosyć. Czego? Angelina Jolie, grającej za pomocą wydymania ust i mrużenia oczu. Nadętej tandety szybującego nad Aleksandrem orła. Zmiany kolorów w scenie ranienia króla - oczywiście na czerwony. Ma się dosyć Aleksandra ujeżdżającego Bucefała słowami "Nie bój się swego cienia". Muzyki Vangelisa - skądinąd pięknej, pompatycznej, ale pustej jak amfora. I wreszcie nieznośnej narracji - nie wybaczę sir Anthony'emu Hopkinsowi tego nudnego bełkotu oraz paskudnego zwyczaju opisywania wszystkich najciekawszych scen, zamiast ich pokazywania - Aleksander najpierw jest młodzieńcem, bez większych szans na tron, a zaraz potem królem Europy walczącym z Persami! I po to zrobiło się film za kilkaset milionów dolarów (i 16 zł)? By mówić? Stone chyba sam zapatrzył się w ten kilkakrotnie pokazywany na ekranie kamienny posąg. Umknęło mu jednak, że samo wpatrywanie się nie wystarczy - bo po zbyt długim patrzeniu zaczyna się dostrzegać nie kunszt rzeźbiarza i artyzm dzieła, a rysy i pęknięcia na pięknej skądinąd twarzy. Mogliśmy oglądać coś między "Gladiatorem" a "JFK". A wyszło połączenie "Troi" z "Quo Vadis" Kawalerowicza. Szkoda.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowszy film Olivera Stone'a o Aleksandrze Wielkim, twórcy największego imperium w dziejach ludzkości,... czytaj więcej
Takiej pomyłki nikt się po Olivierze Stonie nie spodziewał. Autor tak wielkich filmów jak "Pluton" czy... czytaj więcej
"Aleksander" to epicka opowieść o jednym z najwybitniejszych wodzów wszech czasów – o królu Macedonii,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones