Recenzja filmu

Bez litości (2010)
Steven R. Monroe
Sarah Butler

Prowincjonalnie

Zanim Meir Zarchi zadebiutował na srebrnym ekranie, kino znało już dobrze nowy nurt nazywany potocznie "rape and revenge". Stanowi on niejako popularną w latach siedemdziesiątych odmianę kina
Zanim Meir Zarchi zadebiutował na srebrnym ekranie, kino znało już dobrze nowy nurt nazywany potocznie "rape and revenge". Stanowi on niejako popularną w latach siedemdziesiątych odmianę kina exploitation, a konstytutywnym wyznacznikiem stylu tego typu filmów były właśnie dwa elementy: gwałt i zemsta.

Te masowo produkowane filmy dla dorosłych nie reprezentowały w sobie żadnej większej wartości artystycznej. Miały przede wszystkim szokować. Okrucieństwo i przemoc eksponowane w najróżniejszy sposób, zawsze były jednak równoważone elementem sprawiedliwości. Zbrodnia winna zostać ukarana. Złoczyńca powinien ponieść zasłużoną karę. Ta często właśnie oznaczała krwawą zemstę, czy misternie przygotowaną wendetę.
Twórca pierwszej części "I spit on your grave" w swojej filmowej karierze zrealizował na szczęście jeszcze tylko jeden film, o którym nawet nie warto wspominać. Z pewnością jego debiut został zapamiętany ze względu na "agresywny" tytuł. Warto jednak wspomnieć, że filmy wpisujące się w ten nurt nierzadko miewały tytuły o wiele wymyślniejsze – np. "Witch Who Came From The Sea" (1976), "W.A.R.: Women Against Rape" (1987), czy też "Run! Bitch Run!" (2009).

Najnowszy film twórcy "Nie zadzieraj z moją siostrą" to powtórka z rozrywki - szokujący zapis przeżyć młodej pisarki, która wyjeżdża do domku w lesie, aby w spokoju i samotności napisać kolejną powieść i poukładać własne sprawy. Kobieta pada ofiarą miejscowych oprychów, jednak udaje się jej ujść z życiem. Postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę i nie spocznie dopóki nie dokona zemsty…
W dobie mody na ponowne realizacje prawie zapomnianych filmów, było już tylko kwestią czasu, kiedy ktoś w końcu pokusi się o remake klasycznego już filmu Meira Zarchi. "Nowa" wersja "Pluję na twój grób" przyniosła jedynie zmiany na poziomie warsztatowym. Dzięki zaangażowaniu pana Stevena R. Monroe, zamiast chropowatej taśmy i prześwietlonych zdjęć, możemy napawać się spektaklem upokorzenia i przemocy w cyfrowej niemal jakości. Sarah Butler w roli głównej gra słabo, ale na pewno gra aktorska stoi na nieporównywalnie wyższym poziomie w odniesieniu do pierwowzoru.

Dramatyczną historię Jennifer Hills ogląda się bez większych emocji. Fabuła jest sztampowa, w filmie nie ma klaustrofobicznego klimatu ani emocjonalnego napięcia. Sceny przemocy, dużo ciekawiej wypadłyby, gdyby twórca pokusił się o zabawę formą z wykorzystaniem, obecnej z resztą w filmie, kamery wideo. Również portrety psychologiczne oprawców sprowadzone zostały do minimum – cała "złożoność" ich poczynań opiera się o różnicę w mentalności pomiędzy "mieszczuchem" a mieszkańcem prowincji.

O ile odświeżony "Ostatni dom po lewejDennisa Illiadisa trzymał w napięciu od początku do końca, korygując wszystkie dziury scenariuszowe pierwowzoru, o tyle oparty na scenariuszu Meira Zarchi remake tylko je powiela. Remake ma jednak to do siebie, że czasem jest kalką filmu sprzed lat. W tym przypadku kopią nieudaną i zwyczajnie nudną.
 
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Pluję na twój grób", czyli nakręcone ponad trzydzieści lat temu dzieło Meira Zarchiego jest określane... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones