Recenzja wyd. DVD filmu

Cannibal Ferox - Niech umierają powoli (1981)
Umberto Lenzi
Venantino Venantini
Danilo Mattei

Dno kina w wiosce kanibali

Do nurtu kanibalistycznego w kinie grozy należą najbardziej okrutne i brutalne filmy w całej historii kinematografii. Produkcje tego typu swą niechlubną sławę zawdzięczają przede wszystkim
Do nurtu kanibalistycznego w kinie grozy należą najbardziej okrutne i brutalne filmy w całej historii kinematografii. Produkcje tego typu swą niechlubną sławę zawdzięczają przede wszystkim licznym i odrażającym scenom naturalistycznie ukazanej przemocy oraz równie drastycznym obrazom znęcania się nad zwierzętami, które niejednokrotnie w rzeczywistości ginęły na planie filmowym. Ów odłam kina grozy, popularny głównie na przełomie lat 70 i 80, został zdominowany przez, delikatnie rzecz ujmując, średnio utalentowanych filmowców włoskich. Co zresztą nie dziwi wziąwszy pod uwagę fakt, iż w tamtych czasach kino popularne rodem z Półwyspu Apenińskiego, było znane z ponadnormatywnego natężenia gwałtownej przemocy i brutalności przypadającej na jedną klatkę taśmy filmowej. Jednak w przeciwieństwie do włoskiej odmiany westernu czy kryminału, w obrębie, których powstało wiele dzieł godnych uwagi, filmy o tematyce kanibalistycznej to niemal wyłącznie tandetne gnioty. Niewiele dobrego można napisać o "Cannibal HolocaustRuggero Deodato, najbardziej znanym obrazie gatunku i jednocześnie uznanym przez wielu fanów za najlepszy z całej serii. Jeszcze trudniej o choć jedno przychylne zdanie w przypadku nakręconego dwa lata później przez Umberto Lenzi "Cannibal Ferox - Niech umierają powoli", szczycącego się sławą dzieła wyjątkowo brutalnego nawet na tle całego ociekającego krwią kina kanibalistycznego. Tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż entuzjaści obu tych "dzieł" przypisują filmowi Deodato ambicje przypowieści o zezwierzęceniu ludzkiej natury w sytuacjach ekstremalnych, natomiast "Cannibal Ferox" to dla nich jedynie wyjątkowo brutalny film przygodowy. Po tym niezbyt zachęcającym wstępie nasuwa się pytanie, po co w ogóle brać się do recenzowania podobnej szmiry? Otóż moim zdaniem obowiązkiem szanującego się kinomana jest zapoznanie się z każdym gatunkiem filmowym, nawet takim, dla którego miano kina klasy B byłoby niezasłużoną nobilitacją. Już cząstkowe doświadczenie w obrębie jakiegoś egzotycznego gatunku filmu daje z kolei prawo do wyrażania swojej opinii. Nie byłbym jednak całkowicie uczciwy, gdybym nie zaznaczył, że dla recenzenta pozbawionego skłonności sadystycznych, przelewanie na papier refleksji po seansie "Cannibal Ferox - Niech umierają powoli", nie będzie zadaniem dostarczającym frajdy. Miernota filmu Umberto Lenziego musi razić w oczy nawet najmniej wyrobionych widzów, dlatego wytykanie lawiny błędów, braku logiki, siadającego tempa akcji i żenującego aktorstwa, z czystym sumieniem można sobie darować. Zresztą film ten nawet nie zasługuje na to, aby dłużej rozwodzić się nad licznymi błędami roboty czysto filmowej. Niemniej przykład "Cannibal Ferox"  stwarza doskonałą okazję do bliższego zapoznania się z konwencją kina kanibalistycznego i zastanowienia się nad jego fenomenem. Fabułkę naszego filmu da się streścić w jednym zdaniu: przybysze z cywilizowanego świata trafiają do dżungli, gdzie narażają się ludożerczym tubylcom mającym wyraźną ochotę skonsumować niechcianych gości. Jest to schemat wałkowany w niemal każdym obrazie tego typu, a drobne różnice mogą wynikać jedynie z motywów kierujących bohaterów w niebezpieczną wyprawę i sposobu, w jaki lądują w łapach kanibali. W przypadku "Cannibal Ferox - Niech umierają powoli" wygląda to mniej więcej tak: młoda studentka antropologii udaje się w głąb kolumbijskiej dżungli w celu zebrania materiałów do pracy dyplomowej obalającej mit o ludożerczych plemionach zamieszkujących Amazonię. Bohaterce w podróży towarzyszy  nieco mniej rozgarnięty braciszek i puszczalska przyjaciółka. Wesołą gromadkę uzupełniają pewien psychopatyczny kokainista i jego śmiertelnie ranny kompan. Jak już wcześniej wspomniałem, zarzucanie odtwórcom głównych ról żenującego poziomu aktorstwa, to w tego rodzaju produkcjach uwaga równie odkrywcza, co zdiagnozowanie wady postawy u osoby garbatej. Kolejną cechą charakterystyczną są sceny przedstawiające śmierć zwierząt. Jest to stały i najbardziej kontrowersyjny element filmów o kanibalach, bulwersujący o wiele bardziej niż odrażające sceny gore z żywymi aktorami, bądź kukłami pełnymi bydlęcych podrobów. Choć zwierzęta już nie raz mordowano na potrzeby filmów znacznie bardziej ambitnych, to jednak w przypadku "Cannibal Ferox" przywiązanie sznurkiem bogu ducha winnego zwierzaka i pozostawienie go na pastwę anakondy, a następnie zarejestrowanie takiej scenki w najdrobniejszym szczególe, budzi uzasadniony sprzeciw i niesmak. Podobnych obrazów nie może usprawiedliwiać ani rozpaczliwa kwestia rzucona przez osłupiałego w obliczu zagrożenia bohatera ("To mógł być ktoś z nas"), ani fakt, że stworzenie uduszone przez węża było wyjątkowo paskudne. Po wielu mniej lub bardziej niesmacznych scenkach tego typu, docieramy wreszcie do konfrontacji bohaterów z ludożercami, a wraz z nią rozpoczyna się festiwal okrucieństwa i terroru wprawiający w ekstazę fanów gore, natomiast u przypadkowych widzów wywołujący z reguły efekty wymiotne. Dochodzimy w ten sposób do istoty filmów kanibalistycznych, czyli samego zjawiska ludożerstwa prymitywnych plemion. Otóż antropolodzy badający zwyczaje ludów stojących na najniższym etapie rozwoju cywilizacyjnego, dowodzą zazwyczaj, że istotnie, zjawisko kanibalizmu miało miejsce wśród niektórych plemion amazońskich, jednak było ono marginalne, związane raczej z pewnymi rytuałami religijnymi lub też było wywoływane wskutek panującego głodu. Również główna bohaterka naszego filmu przybywa do dżungli, aby udowodnić, że kanibalizm wśród Indian jest mitem, jednak już z samego tytułu wynika, że czeka ją niemiłe rozczarowanie. Czy jednak plemię z filmu Umberto Lenziego rzeczywiście można nazwać kanibalami? Raczej nie wyglądają na wygłodzonych, w rzece nad którą leży ich wioska pływa mnóstwo ryb, a w lesie dookoła grasuje pełno zwierząt. Zastanawiający jest również fakt, iż tubylcy ani myślą upiec kogoś nad ogniskiem, czy choćby wrzucić do kociołka na zupę. Zadowalają się jedynie rozpruwaniem swych ofiar i natychmiastowym spożywaniu wątróbki, nerki czy móżdżku w oparach stygnących bebechów. Zdaje się, że filmowi kanibale wierzą także, iż zadawanie cierpienia swoim ofiarom wzmacnia walory smakowe ich mięsa. Doprawdy, choć na pierwszy rzut oka mamy wrażenie, że ów prymitywny lud znajduje się na etapie ewolucyjnym świadczącym o tym, że dopiero niedawno zeszli z drzew, to jednak  pomysłowość w zadawaniu tortur swemu pożywieniu i arsenał narzędzi jakim do tego celu dysponują, jest godny co najmniej hiszpańskiej inkwizycji. Wynika stąd jasno, że plemię to nie jest godne zaszczytnego miana kanibali! To raczej banda sadystycznych psychopatów zabijająca bez sensu, za to w sposób efektowny. Ludożercy ci są raczej zbiorowym wydaniem bohatera z nożem, maczetą czy piłą mechaniczną z pierwszego lepszego slashera. W tym sensie kanibal jako bohater filmów z nurtu kanibalistycznego, nie wnosi ze sobą nic odkrywczego do galerii postaci filmów grozy. Jest jedynie groteskowym wyobrażeniem człowieka pierwotnego, zdemonizowaną wersją egzotycznego tubylca znanego z wielu innych filmów przygodowych. W przypadku "Cannibal Ferox - Niech umierają powoli" najsmutniejszy jest fakt, iż to co kiedyś stanowiło o jego sile i wywoływało kontrowersję, czyli ekstremalnie brutalne sceny gore, dzisiaj już nie koniecznie muszą budzić lęk, a w przypadku bardziej wymagających amatorów wszelkich "Pił" i "Hostelów", spotkać się może co najwyżej ze wzruszeniem ramion. Oczywiście seans włoskiego dziełka nadal będzie traumatycznym przeżyciem dla osób ze słabymi żołądkami i nieoswojonych z przemocą w  kinie, ale również dla członków towarzystwa przyjaciół zwierząt. Tak więc czy owiany złą sławą film sprzed trzydziestu lat, który nie sprawdza się jako krwawy slasher, o ciekawym kinie przygodowym z wartką akcją nie wspominając, nadaje się jeszcze do oglądania? Istnieje grupa filmów określanych przez rzesze fanów wdzięcznym mianem filmów "tak złych, że aż dobrych". Jednak jest ono zarezerwowane raczej dla wczesnych dzieł Petera Jacksona. W przypadku "Cannibal Ferox - Niech umierają powoli" bardziej stosowne byłoby określenie filmu "tak złego, że gorzej już być nie może". Jest to paradoksalnie jedyny powód, dla którego można dziś to obejrzeć, aby przekonać się do jakiego dna może zniżyć się sztuka filmowa. Ci, którzy zachęceni opinią filmu zakazanego, skrajnie okrutnego czy wręcz przeklętego, są jeszcze przed seansem, z pewnością bardzo się rozczarują. A później już żaden film opatrzony etykietką typu "Banned in 31 countries" (Zakazany w 31 krajach) nie zrobi na nich większego wrażenia. Totalny gniot.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones