Recenzja filmu

Captain America: Pierwsze starcie (2011)
Artur Tyszkiewicz
Joe Johnston
Chris Evans
Tommy Lee Jones

Od zera do (amerykańskiego) bohatera

Po serii ekranizacji opartych na komiksowych pierwowzorach ze stajni Marvela, przedstawiających nam (mniej lub bardziej udanie) losy odpowiednio Hulka (dwukrotnie), Ironmana (również dwie
Po serii ekranizacji opartych na komiksowych pierwowzorach ze stajni Marvela, przedstawiających nam (mniej lub bardziej udanie) losy odpowiednio Hulka (dwukrotnie), Ironmana (również dwie produkcje) i Thora, przyszedł czas na nieśmiertelny (do czasu, jak pokazuje historia ukazana w papierowym pierwowzorze) symbol Stanów Zjednoczonych, samego Kapitana Amerykę. Ów heros właśnie walczył o dumę i honor Ameryki z germańskimi oprawcami oraz z członkami organizacji o nazwie Hydra w czasie drugiej wojny światowej. Wspomniana wyżej organizacja dowodzona była przez demonicznego Red Skulla, który pod czujnym okiem samego Hitlera poszukiwał mitycznego artefaktu, mającego przechylić szalę zwycięstwa na stronę Niemiec.

Producenci filmowi postanowili dość wiernie oddać ducha komiksowego pierwowzoru - główny bohater, Steve Rogers, zaczyna swoją karierę żołdaka jako chuchro i popychadło z małymi mięśniami i z wielkim sercem, by po serii eksperymentów urosnąć w oczach (również dosłownie) innych i stać się promocyjną wizytówką stereotypowego obrazu "kraju spełnionych marzeń". Fabuła nie zaskakuje niczym, prowadzenie historii jest dość mozolne, niemniej wstęp i przedstawienie bohatera/antagonisty/realiów jest zrealizowane na tyle ciekawie, iż widz nie narzeka na stosunkowo małą ilość akcji. Jak jednak przystało na kanony kina o superbohaterach, po zgrabnym początku winno nastąpić rozwinięcie fabuły okraszone licznymi scenami wypełnionymi po brzegi spektakularnymi efektami, eksplozjami i innymi "zabawiaczami", by potem płynnie przejść do zakończenia całej historii. W przypadku "Captain America", po wspomnianym wyżej początku, widz zostaje uraczony odrobinką akcji na rozbudzenie apetytu, po czym następuje...kulminacja całości w postaci średnio-efektownego ostatecznego starcia między Kapitanem i Red Skullem i zakończeniem...

Innymi słowy, "Captain America" został wykastrowany z najważniejszego elementu typowego blockbustera - akcji! Sceny walk i pościgów są obecne w stopniu szczątkowym; film trwa bite 2 godziny, przy czym sam początek zajmuje prawie połowę owego czasu! Wygląda na to, iż Hollywood ostatnimi czasy nawiedziła jakaś niezidentyfikowana bliżej plaga - filmy kreowane na największe przeboje okresu letniego (patrz: "Transformers 3", "Thor"...), miast oferować wizualia powodujące szczękopad i upewniające kinomana w przekonaniu, że pieniądze na bilet i obowiązkowy zestaw popcorn + cola zostały spożytkowane należycie, wprowadzają w lekką konsternację ze względu na brak w/w scen.

Na szczęście całość broni się dość ciekawie rozpisaną historią oraz konwencją niezobowiązującego i lekkiego kina niemalże przygodowego. Wspomniane wyżej atuty, okraszone odrobiną humoru oraz poparte dobrze dobraną obsadą (grający pierwsze skrzypce Chris Evans, Hugo Weaving jako antagonista tudzież Tommy Lee Jones w epizodzie) trzymają jakoś najnowszą produkcję Marvela w ryzach. Na co jednak poszedł pokaźny budżet obrazu? Astronomiczna kwota 140 mln kapusty to ilość nie w kij dmuchał, a efektów komputerowych nie dość, że niezbyt wiele, to do tego niektóre aż rażą sztucznością (np. Kapitan skaczący z pojazdu na pojazd).

Miałem rację co do jakości ekranizacji zeszytów o Kapitanie Ameryce - powstał film lepszy od "Thora" i obu "Hulków", ustępujący jednak miejsca produkcjom o Tonym Starku ("Ironmany"). Wyraźnie widać, iż najnowszy obraz z Chrisem Evansem w roli głównej jest kolejnym przetarciem szlaków dla nadchodzących wielkimi krokami "The Avengers", będących kulminacją marzeń sennych niejednego komiksofana - zbieraniną superbohaterów zwalczających zło ramię w ramię.

Jak na tak wielki symbol wielkich Stanów Zjednoczonych, "Captain America" nie wywiązuje się do końca ze swego zadania, racząc widza dość interesującym, lecz zbyt mało efektownym obrazem. Jest zaledwie dobrze, a powinno być znacznie lepiej.

W telegraficznym skrócie: Kapitan Ameryka dzielnie walczy z quasi-nazistowską organizacją Hydra i przewodzącym jej Red Skullem; ciekawa historia wyprana z efektownych scen akcji; dobry początek zwiastuje niezłe rozwinięcie, które... nie następuje. Przede wszystkim rzecz dla fanów.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do kin wszedł właśnie kolejny film idealnie wpisujący się w panującą obecnie modę na ekranizacje komiksów... czytaj więcej
Hollywood lubi komiksy. Potwierdza to nawałnica komiksowych ekranizacji, która zalała nasze kina w... czytaj więcej
Kapitan Ameryka to niezbyt znany bohater. Wprawdzie wiele osób słyszało to imię, ale jego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones